[ 18 ]

59 6 6
                                    

WÓDKA w Snezhnayi była cierpka, gorzka i wykręcała mu usta za każdym razem, jak brał łyka. Zabrał jedną z kuchni, przywitał się z Capitano i zamknął się w swoim pokoju, ignorując nawet Rosaurę. Po prostu chciał się schlać i zasnąć spokojnie po raz pierwszy od dawna.

Wypił może z pół butelki, gdy poczuł, że lepiej i bezpiecznej będzie, jak przeniesie się z krzesła na fotel. Chodził wciąż prosto, ale to nie było aż tak zaskakujące. Miał w miarę mocną głowę i dopiero jakby wypił trochę więcej to zacząłby się toczyć. Wiedział, że nie powinien pić, ale ostatnio ukochał sobie stan nietrzeźwości, gdy za dużo czasu poświęcał na kręceniu w głowie, by myśleć o czymkolwiek. Był w jakimś stopniu świadomy tego, co się działo dookoła, ale jego mózg zaczął walkę o przetrwanie i wymuszał na nim zmęczenie. Zawsze tak było.

Migrena — pierwszy znak, by odstawił w końcu tę jebaną butelkę i poszedł spać, ale postanowił ją zignorować. Jego myśli na zmianę skakały między Dottore a kropką na suficie, bo nie umiał stwierdzić, czy tylko ją sobie wymyślił, czy ona serio tam była. Wziął znowu łyka i chciał już wstać, posłuchać się swojego rozumu i pójść spać, ale drzwi otworzyły się gwałtownie, a na ich progu stanął Dottore.

— Spierdalaj — mruknął jedynie, rzucając w niego w połowie pełną butelką i miał nadzieje, że ten upierdliwy gad dostanie w głowę. Niestety, zrobił unik. — Nikt cię tu nie chce, Dottore. Sio.

— Rosaura mnie tu przysłała, bo się o ciebie martwiła — powiedział tylko, najspokojniej jak tylko umiał, choć widok pijanego Welli go bawił. — Mówisz coś o dorosłym zachowaniu, a sam się zachowujesz jak dzieciak. Alkohol nie rozwiąże twoich problemów.

— Jakbym cię zabił tamtą butelką, to by rozwiązał — parsknął, podchodząc do niego powoli. — Jak już tu jesteś to weź to pozbieraj, zbiło się z twojej winy.

— Czy ty się zamieniłeś z Childem¹ rozumem? — Dottore złapał go za ramiona, by się czasami nie przewrócił. Za dużo czasu spędzał z pijanymi Zwiastunami, by nie zauważyć, gdy potencjalny zgon chce runąć na ziemię. — Albo z małpą. Nawet nie wiem co gorsze.

— Dottore — wymruczał cicho Wella, starając się skupić wzrok na jego twarzy, a nie biegać oczami po każdym możliwym miejscu w pokoju. — Tak cholernie cię teraz nienawidzę.

— Doprawdy?

— Ale jednocześnie tak bardzo cię kocham — kontynuował, przestając się skupiać na czymkolwiek, bo zrozumiał, że niezbyt mu to wychodziło w obecnym stanie. Stanął na palcach i zmusił go, by się pochylił. — Czasami się cieszyłem, że Signora wylała ten pieprzony eliksir, bo wiedziałem, że bez niego nie miałbym u ciebie żadnych szans. Starałem się nie okazywać, że cieszy mnie taki bieg wydarzeń, ale teraz to i tak wszystko poszło się jebać, bo ty nie chcesz ze mną rozmawiać.

— Idź spać, jesteś pija... — zaczął, ale nie skończył, bo ten upierdliwy karzeł go tak po prostu bezczelnie pocałował. Miał miękkie wargi, smakował, oczywiście alkoholem, ale Dottore wyczuł też wanilię. Wella najwidoczniej dolał trochę syropu waniliowego, by zabić smak tej obrzydliwej wódki.

Chciał się odsunąć, rzecz jasna. Ale ten mały gnojek, wbrew pozorom, był dość silny i nie pozwolił mu tak po prostu uciec. Złapał go mocniej i puścił dopiero, gdy Dottore wbił mu boleśnie paznokcie w nadgarstki. Był oburzony, że Drugi miał czelność zrobić coś takiego, ale przynajmniej nie próbował go znowu pocałować. Tyle dobrego.

— To takie głupie, że jedna osoba może wszystko zmienić — powiedział sennie Wella, tak po prostu się do niego przytulając. Jego białe włosy były w większym niż zazwyczaj nieładzie, a szary sweterek miał pogniecony, zupełnie tak jak koszulę pod nim. Wyglądał jak siedem nieszczęść i Dottore zrobiło mu się go w sumie trochę szkoda. — Jeszcze pół roku temu bym nie uwierzył, że zakocham się w kimś ze Zwiastunów Fatui.

Dottore przygryzł wargę. Przedtem nie zwrócił na to uwagi, a teraz prawda uderzyła w niego dwa razy mocniej. Bo Wella naprawdę darzył go jakimś uczuciem i najprawdopodobniej było ono na tyle silne, że doprowadził się do takiego stanu. Bo przecież już po ich ostatniej rozmowie był w kompletnej rozsypce, nic nie stało mu na drodze, by więc się tak po prostu upić. Na dodatek Rosaura się o niego martwiła bardziej niż zazwyczaj, jakby przeczuwając, że mógłby sobie coś zrobić.

— Idź spać — zarządał, widząc, że Wella coraz słabiej trzymał się na nogach.

— Nie, bo jak zasnę to znowu uciekniesz.

Dottore westchnął.

— Zostanę tu, dopóki się nie obudzisz — powiedział cicho, będąc zażenowanym swoim własnym zachowaniem. — Zgoda?

Wella ziewnął, odsuwając się od niego lekko, po czym kiwnął głową. Znów stanął na palcach i pocałował go tym razem w policzek, a następnie zachwiał się, więc Doctor wziął go na ręce i zaniósł w stronę łóżka. Było wyjątkowo puchate i, nosz kurwa, seledynowe, jakby Wella wziął sobie za punkt honoru wszędzie podkreślać to, że miał anemo wizję.

Postanowił usiąść obok niego i poczekać do rana.

———
przypisy:
¹nie wiem jak to odmienić, pomocyXD childem? childe'em???????

ars amandi. ▬ dottore x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz