Wstałem jakoś o ósmej zmęczony i śmierdzący bo z tego wszystkiego nie wykąpałem się. Nalałem wody do wanny i myślałem o tym co powiedział Alan i co mam zrobić czy powiedzieć Bee i poprosić o pomoc.
Wiem jedno Antek z Mamą muszą wyjechać bo tu nie są bezpieczni.
z myśli wyrwał mnie telefon.
Wstałem owinołem się ręcznikiem i podeszłem do pułki w łazience i ulżyło mi, że to tylko Bee.
D: Nawet nie wiesz jak się Cieszę, że to tylko Ty.
B: Coś się stało?
D: Tak i musimy pogadać, masz czas.
B: Jasne zaraz będe.
D: Dziękuje to czekam.
- rozłączyłem się i pobiegłem szybko się ubrać. - założyłem t-shirt i szare dresy i na to wisiorek z muszelką.
- jak już byłem gotowy zadzwonił dzwonek do drzwi.
B: Spokojnie to ja, możesz otworzyć.
D: Choć - wciągnąłem ją do środka i się rozejrzałem czy nikogo nie ma.
B: Co Ty robisz?
D: Ciii - zamknąłem drzwi i się odwróciłem odrazu wtulając w nią.
B: Dobra co się dzieje bo zaczynam się niepokoić.
D: Alan domnie dzwonił, to on nasłał tą policję.
B: No tak można było się spodziewać co za huj.
D: Ale to nie wszytko, on mnie szantażuje.
B: No chyba typ oszalał.
D: To napewno i nie wiem co mam robić bo jeśli nie spełnie jego żądań skrzywdzi Antusia i Filipa.
B: No chyba nie chcesz mu się poddać, dasz mu co chce, a itak będzie chciał więcej.
D: To co mam zrobić jeśli się znim nie prześpie to może ich nawet zabić.
B: Nie rób tego, on cię nie może zmuszać. - Ja Ci pomogę.
D: To co mam zrobić?
B: Czekaj już wiem daj mi chwilę.
- wybrałam numer telefonu.
- Halo Leszek?
L: Czołem Bee co tam?
B: Potrzebuje Twojej pomocy.
L: Ale o co chodzi?
B: Nie przez telefon, możesz wpaść pod ten adres? - wysłałam smsem.
L: No dobrze, zaraz będę.
B: Dziękuje Ci bardzo narazie.
D: To był?
B: Policjant z działu kryminalistyki.
D: boję się tego kogo jeszcze znasz.
B: Ojtam, jak się jest ratownikiem to się zna wielu ludzi.
D: Kiedy on będzie, bo muszę do Filipa.
B: Zaraz pewnie i o słyszysz ktoś do drzwi dzwoni to pewnie on.
L: No hej co tam?
B: choć tu i zamknij drzwi.
L: No dobra już, już to jakie masz kłopoty?
B: Nie ja tylko mój przyjaciel, musisz mu pomóc.
L: Postaram się ale musicie mi opowiedzieć co się stało.
D: Bo kiedyś przyjaźnilem się z takim Alanem i on się wemnie zabujał, ale ja nie odwzajemniam jego uczuć i on zwariował. Najpierw donióśł namnie fałszywe informacje i omały włos zabrali by brata mojego męrza do sierocińca bo myśleli, że to nasz syn.
L: Ale kto?
D: No policja, a teraz szantażuje mnie, że jak się znim nie prześpie to zabije mojego męża i jego braciszka.
L: Dobrze to musimy nagrać wasza rozmowę i zastawić zasacke.
Najlepiej jakby ktoś małego zabrał z Warszawy.
D: Porozmawiamy z mamą Filipa by wyjechali.
B: Mam lepszy pomysł jećmy wszysty do szpitala i Leszek ją przekona.
L: To jest dobry pomysł.
D: Dobrze, ale potem?
L: Zadzwoń teraz do Niego, że się zgadzasz ale umów się znim np. Jutro lub pojutrze. To będzie pułapka na niego.
D: No Dobrze. - wybrałem numer.
A: No proszę tak szybko się stęskniłeś?
D: Jesteś ochydny.
A: Zadwoniłeś, żeby mnie powyzywać?
D: Nie, chciałem powiedzieć że zgadzam się na Twój szantaż.
A: Mondry chłopiec, nie pożałujesz.
D: Ale dziś nie mogę się z Tobą spodkać.
A: Dobrze wtakim razie jutro, dam znać co i gdzie.
D: Dobra paaa.
A: Pa słodziaku.
Chłopak się rozłączył.
D: sami słyszeliście, zaraz będę żygał.
L: Dobrze to jećmy do tego szpitala, a wieczorem ustalimy co i jak.
D: Dobrze jećmy już.
PovDominik:
Wyśliszmy i już jechaliśmy autem, a mi cały czas było nie dobrze.
B: Rozchmusz się, jedziesz do ukochanego.
D: Myślisz, że to wszytko się uda?
B: Napewno Leszek wie co robi.
D: Oby bo się boje.
B: Dobra teraz myśl o Filipie i choć bo jego mama czeka.
Wyśliszmy z auta i udaliśmy się w kierunku sali gdzie na holu czekała Pani Justyna.
SMV: O jesteście wkońcu.
B: Tak zwarci i gotowi, a i pani Justyno policjant chciał z Panią porozmawiać.
MSV: Znowu jakieś problemy z tym, że Antoni to mój syn.
B: Nie nie to zupełnie inna sprawa.
MSV: No dobrze, ale najpierw zaprowadzę Dominika do Filipa tylko Antka zawołam. - Antek choć tu.
A: Cio jeśt? - Dobinik.
D: Ciiiii 🤫
A: Psieplasiam.
D: Cześć Antuś pójdziesz z Bee.
A: Dobla. - pobiegł z dziewczyną.
MSV: To choćmy.
D: Tak no to wio. - tak się stresowałem.
MSV: Filipku kochanie to ten chłopak co Ci mówiłam, teraz się Tobą zajmnie.
SV: Mówiłem Ci, że nikogo nie potrzebuje.
MSV: Nie bądź uparty, lekarz Ci tłumaczył, że potrzebujesz pomocy daj mu szansę.
SV: Yhhh no dobra, ale niech mnie nie wkurza.
MSV: Ojtam poznaj Dominika.
D: Cześć jestem Dominik.
SV: Fajnie super.
MSV: Filipku proszę Cię.
SV: Przecierz nic nie robię.
MSV: Ja muszę już isć mam parę spraw do załatwienia bądź miły dla Dominika, a ty masz tu jego plan opieki.
D:Dobrze dziękuje.
MSV: To Pa Filipku. - pocałowała syna w czoło i wyszła.
D: To ten co byś chciał robić?
Bo według rozpiski masz posiłek za dwie godziny i może się porozciągamy?
SV: Już mniałem dziś rościąganie.
D: To może coś Ci przynieś, albo no nie wiem chcesz coś porobić?
SV: To, że moja mama kazała mi być dla ciebie miłym nie znaczy, ze się zakuplujemy.
D: Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować.
SV: Popraw mi poduszkę, jest mi nie wygodnie.
D: już się robi. - uniosłem go i poprawiłem poduszkę.
P: Ooo już masz swojego pielęgniarza, przełóż pacjęta na wózek i jedziemy na badania.
D: Dobrze. - pomogłem przenieś mu się na wózek.
SV: Spadaj dam se radę.
D: Chciałem tylko pomóc, pozatym nie ma nic złego w byciu słapszym stanie.
SV: jeszcze mi wypominaj, że jestem niepełnospeawny.
D: Nie wypominam, poprostu uważam że powinnieneś trochę odpuścić.
SV: Daruj sobie!
D: Oh już nic nie mówie. - wprowadziłem Filipa na badania i czekałem na zewnątrz.
- Po chwili usłyszałem jego marudzenie.
SV: Mam was dość chce do domu i tak nic nowego nie znajdziecie.
D: hej wszystko okej?
SV: A wygląda jak by było?
D: Masz zły dzień może potrzebujesz jakieś zmniany.
SV: Tak urwać się z tego wariatkowa i zjadł bym coś słodkiego, ale przecierz mi nie wolno.
P: Dobrze Pan wie, że nie powinien pan jeść słodyczy.
SV: A mam to wpoważaniu, o Tu! - pokazał na tyłek.
D: Hehe piguła chyba już zrozumniała, choćmy do pokoju.
SV: Już mam dość tych czterech ścian!
D: To może chciałbyś na spacer.
- Chłopak się nagle ściszył.
SV: Co? Serio?
D: Tak.
SV: Nie pozwolą mi jak zawsze.
D: A kto powiedział, że legalnie.
SV: chcesz mnie porwać?
D: Może? To jak?
SV: Dobra jestem za ale nie myś sobie ze mnie sobie kupiłeś.
D: Spokójnie to bez żadnych celów.
SV: To dobrze.
D: Ale roznawiać mogę? - wyprowadzam go na dwór.
SV: to zależy. - Mmm jak przyjemnie.
D: podoba ci się?
SV: Tak bardzo.
D: To może małe kułeczko do okoła szpitala?
SV: Ale Ty prowadzisz.
D: taki dzielny nie zależny i sam nie może.
SV: Nie będę się przemęczać skoro Ty tu jesteś.
D: Mówisz, mam być wdzięczny.
SV: No powinieneś mi podziekować, za taką dobroć.
D: No oczywiście dziękuje. - zaśmniałem się i zauważyłem butki z jedzeniem, jedna była cukiernicza.
SV: Ale dziś pięknie prawda?
D: Prawda, co powiesz na mały kawałek pyszności. - przysunołem go do stolika.
SV: Wiesz, że mi nie wolno?
D: tak jak wyjść na spacer, oj no weś.
SV: Dobra pod warunkiem, ze zgadniesz co najbardziej lubię.
D: Idę na to i jak zgadnę będziesz dla mnie miły.
SV: Przecierz jestem.
D: Ale nie tak sztucznie tylko naprawde miły.
SV: Dobra umowa, ale więc że to nie takie proste.
D: A jednak spróbuje i czekaj tu. - poszedłem do butki i kupiłem kawałek ukochanego sernika Filipa.
SV: I co tam dla mnie masz?
D: Proszę serniczek podano raz.
SV: Ale, że jak? To nie możliwe.
D: No widzisz zaskoczyłem cię, to co pokarmić?
SV: Sam se poradzę, ale dziękuje. - niewiem skąnd on wiedział, ale ten sernik był pyszny.
D: To co wracamy powoli.
SV: Nie chce no weś.
D: Wiem, ale musimy bo nas zamordują.
SV: Chyba Ciebie to Ty mnie porwałeś.
D: Ty się zgodziłeś.
SV: A masz dowód.
D: A To było nie fair.
SV: Trudno jak całe życie.
D: Lepiej Ci?
SV: Może trochę, ale jutro też chcę spacer.
D: Jak się uda, a teraz do sali wio.
SV: Nie podoba mi się to ale no dobra.
P: Tu jesteście, gdzie byliście.
D: Chciałem by się trochę uspokoił, więc pojeździliśmy sobie korytarzami.
P: Rozumnie, no dobrze ale wracamy bo muszę pacjentowi kochanemu kroplówke podlączyć.
SV: Nie nawidze tego.
P: ojtam duży chłopak jesteś wytrzymasz.
D: Dotrzymam Ci toważystwa.
SV: Nie musisz, możesz już iść.
D: Ale według rozpiski mam z Tobą siedzieć do wieczora.
SV: Ale dziś nie potrzebuje.
D: Daj spokój ja i tak zostanę z miłą chęcią.
SV: Jak sobie chcesz. - pomógł mi przejść na łóżko.
D: Chcesz coś do picia lub coś?
SV: Niee dzięki.
D: Długo tu jesteś?
SV: Nie wiem nie Pamniętam.
D: Kiebsko tak chyba stracić pamnieć.
SV: Trochę jak po zadużym melanżu.
D: Nie boli Cię to w żaden sposób?
SV: Trochę, bo to tak jakbym stracił cześć zycia.
D: Ale wiesz z tego co mi powiedziano to jest szansa, że wróci Ci pamnieć.
SV: Niby tak, ale nie mówmy już otym.
D: Dobrze przepraszam.
SV: Weś mnie już tyle nie przepraszaj.
D: Dobra sorry, znaczy już nie będe.
SV: Wiesz co napiłbym się sheika z maka.
D: Ty tak serio?
SV: Tak, to co blondynku przyniesiesz mi?
D: Jesteś nie znośny, ale dobrze niech będzie. - wyszedłem mak był blisko.
Kupiłem mu truskawkowego sheika i wróciłem.
SV: Masz dlamnie czy spietrałeś?
D: Mam proszę. - coś jeszcze książe se zarzyczy.
SV: Jeszcze nie wiem, mmm truskawka jak przecierz nie powiedziałem jaki.
D: Mam swój dar, nachyliłem się nad nim.
SV: spadaj gejozo, wiem że jestem hot ale taka słodycz nie dla każdego.
D: Ale ja na ciebie nie lecę tylko Cię drażnie.
SV: Ja tam swoje wiem, widać że jesteś gej.
D: Może jestem, ale to nie znaczy że każdy gej leci na każdego faceta.
SV: Niby tak, ale lepiej uważaj.
D: A co pobijesz mnie?
SV: Nie jestem taki, ale opiekuna mogę zmnienić.
D: żaden inny nie kupi Ci sernika.
SV: Dlatego jeszcze będę dla ciebie łaskawy.
D: Wiesz co bałem się tego, że będziesz strasznie wredny, trochę mnie straszyli, ale jesteś całkiem miły.
SV: To tylko narazie, nie przyzwyczajaj się za bardzo.
D: To może będę Cię rozpieszczać jak babcia na wigilię i nałapie trochę punktów.
SV: Jak upieczesz mi sernik babci to możemy się policytować.
D: dobra da sie zrobić.
SV: To był żart.
D: A ja biorę to poważnie i obyś dotrzymał słowa.
SV: Dobrze, więc mnie zaskocz.
D: A bardzo chętnie. - to co już późno więc będę leciał.
SV: Już ?
D: No nie stety, ale rano będę znowu.
SV: Okej. - To Pa!
D: Narazie dozobaczenia. - już zbliżałem się do wyjścia, gdy nagle.
SV: Dominik.
D: Tak słucham?
SV: Dziękuje za dziś.
D: Spoko nie ma za co. Paaa.
- pożegnałem się i wyszłem.
Pojechałem do domu, ogarnołem i czekałem na Bee. Mniędzy czasie mama Filipa zadzwoniła, że rozmawiała z Leszkiem i wyjechała z Antkiem do Barlinka.
Zrobiłem se jeść i usiadłem w salonie, niestety nie było dane mi zacząć bo zadzwonił mi ktoś do drzwi.
Otworzyłem i Bee wbiegła jak torpeda .
Bee: jak było mów!
D: Spokojnie siadaj, kanapeczke?
B: Tak dzięki, ale mów.
D: No więc na początku tragedia był chamski i marudny.
B: Tak jak Ty wczoraj. - zaczełam się śmniać.
D: Bo Ci nie opowiem.
B: No żartuje mów.
D: No dobra, ale potem porwałem go na spacer i na serniczek ,potem kupiłem mu sheika z maka.
B: ale mu w dupę właziłes.
D: Może, ale podobało mu się i jak wychodziłem podziękował.
B: Ej no to super, lubi cię już pierwszego dnia.
D: Chyba tak, ale boi się że na niego lecę.
B: Ppppffff hahahaha nie mogę ale przecież lecisz bo to Twój mąż.
D: Ale on tego nie wie bo i powiedziałem mu, że nie jest w moim typie.
B: Sorry ale bawi mnie to, mimo to cieszę się, że było fajnie.
D: Bee?
B: Cooo?
D: Zostaniesz na noc umnie?
B: Yyyyy no dobrze, skoro się boisz.
D: Dzięki jesteś super, to co Netflix i winko?
B: Czemu nie, za Filpka.
D: Tak trzymaj kieliszek - stukneliśmy się.
Byliśmy już po trzech winnach i padliśmy razem w jednym łóżku.
CZYTASZ
Gdy serce nie wie czego chce
Fiksi PenggemarHejka jednak postanowiłam wstawić, tą książke jest to książka o Dominiku Rupińskim i jego początkach jak jeszcze prawdopodobnie był z skkefem. Przynajmniej w tej książce jest, jak Wam sie spodoba dajcie znać. Ps. Nie wiem co i jak było, więc treść...