Rozdział 25

673 34 3
                                    

Mam nadzieję, że wam się spodoba! <3

~~~

Wanilia.

Próbowałam otworzyć oczy, jednak moje powieki były nad wyraz ciężkie. Kiedy w końcu mi się udało zobaczyłam nad sobą Patricka, który krzyczał coś do telefonu.

- Pospieszcie sie! - Odłożył telefon i zawiesił na mnie wzrok. Był w opłakanym stanie. Miał rozcięty łuk brwiowy oraz wargę, z której sączyła się krew. Lewe oko było podbite i lekko spuchnięte. Chciałam sięgnąć ręką i go dotknąć, ale okazała się zbyt ciężka i opadła z powrotem. Patrick widząc to chwycił ją i przyłożył do swojego policzka. Jego gorąca skóra spowodowała przyjemnie mrowienie w moich placach.

- Ty... krwawisz. - Powiedziałam i przejechałam kciukiem po jego wardze.

- To nic takiego. - Posłał mi delikatny uśmiech. Czarne plamki pojawiły się przed moimi oczami, zabierając mi jego obraz. Poczułam na dłoni kroplę.

Łza.

On płakał.

Moje ciało robiło się coraz bardziej bezwładne. Znów nadchodziła ciemność. Nie chciałam jej. Chciałam móc na niego patrzeć, zobaczyć te zielone tęczówki, pełne czułości.

- Nie zamykaj oczu, proszę. Spójrz na mnie. - Mówił błagalnym, drżącym głosem. - Zaraz przyjedzie karetka, wytrzymaj. Jeszcze tylko chwila.

Tak bardzo chciałabym móc spełnić tą prośbę. Jednak nie panowałam nad tym. Szumiało mi w głowie, a ciemność zawładnęła moim ciałem.

Patrick

Gdybym mógł cofnąć czas, nie zawahałbym się. Wróciłbym do momentu, w którym ją poznałem i zrobiłbym wszystko inaczej. Bo ona na to zasługiwała. A teraz trzymałem jej bezwładne ciało w rękach żałując, że nie przyjechałem wcześniej.

Starałem się jak mogłem, przekroczyłem dozwoloną prędkość co najmniej o trzy razy. Gdyby nie motocykl to nie wiem, czym bym zdążył. Na szczęście Matt mi uwierzył i podał adres.

- Daj mi ten cholerny adres! Muszę tam jechać, rozumiesz?! Ktoś tam jest! Coś jej grozi! - Darłem się na niego, jednocześnie ubierając kask i odpalając maszynę.

- Dobra, spotkamy się na miejscu. - Odpowiedział i słyszałem jak zbiera rzeczy.

- Nie. Pojadę sam. I tak będę szybciej. Zabiorę ją w inne miejsce i się nią zajmę. - Powiedziałem stanowczo i się rozłączyłem.

Dostałem wiadomość z adresem i od razu dodałem gazu, ale kiedy dojechałem na miejsce i zobaczyłem tego gościa, który ją wynosił, krew się we mnie zagotowała. Od razu chciałem, żeby pożałował, że się urodził.

Liczyłem na to, że jego ego wygra i będzie chciał się bić, ale nie sądziłem, że rzuci Daphne jak workiem. Widok jak upadała na łóżko i uderzyła głową w ścianę, tylko spotęgował chęć zabicia tego frajera.

Rzuciłem się na niego, ale był większy i silniejszy. Oberwałem pierwszy. Musiałem pokonać go sprytem, więc specjalnie chybiłem, żeby potem walnąć go drugą ręką prosto w szczękę. Jebaniec był nieugięty. Przyszpilił mnie do ściany i gdyby nie kopnięcie w jaja, straciłbym oddech.

Wtedy napotkałem jej oczy.

Patrzyła prosto na mnie, a ja nie mogłem do niej podbiec, choć tak bardzo tego pragnąłem.

Widziałem jak gaśnie.

Potem wszystko potoczyło się szybko. Rzucił się na mnie, a ja złapałem go za nogę i znaleźliśmy się w parterze. Usiadłem na nim okrakiem, żeby uniemożliwić mu podniesienie się, choć pewnie gdyby nie moje szybkie ataki, zrobiłby to. Nie kontrolowałem swoich ruchów. Działałem pod wpływem impulsu. Cios za ciosem. Prosto w twarz. Byłem jak w transie. Opanowałem się dopiero, gdy poczułem że przeciwnik jest bezwładny. Popatrzyłem na jego zdeformowaną mordę gdy tylko odzyskałem zdolność racjonalnego myślenia i skrzywiłem się na ten widok. Oddychając ciężko wstałem i podbiegłem do Daphne.

Bez pamięci (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz