Rozdział 3

16 2 3
                                    

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Eh, jak to jest że tak jak dla większości ludzi, oznaczały ciepło i radość, to dla mnie były, jedynie zwiastunem następnego bólu i cierpienia? Cóż, mimo wszystko lubiłem je. Kiedy miałem lepszy humor, czasami brałem je również jako znak nadziei.
Kiedy, wstałem z łóżka natychmiast poczułem palący ból w plecach. Mam nadzieję że znajdę dzisiaj, jakieś lżejsze zajęcia. Heh, nawet jeśli nie znajdę, nie będe miał większego wyboru. Jeśli nie wrócę z wystarczającą ilością pieniędzy, to powtórzy się horror ze wczoraj, i wielu innych poprzednich razy. Wyciągnąłem z szuflady, bandaże. Zacząłem owijać nimi swoje plecy, przekładając materiał, z ręki do ręki, czasami przytrzymując zębami. Musiałem zadbać o to by wszystkie moje rany były dokładnie owinięte, bo gdyby ktoś się o nich dowiedział, to zostałbym podwójnie ukarany przez hrabiego. Kiedy, upewniłem się że krew nie przecieka w żadnym miejscu, założyłem koszulę. Wyszedłem ze swojego pokoju, i po chwili, dotarłem do holu głównego. Podszedłem do tablicy ogłoszeń. Tam mieszkańcy wioski, zamieszczali zlecenia, dla wychowanków sierocińca. Przejechałem wzrokiem, po zleceniach.

-,,Potrzebuję pomocy, w rąbaniu drewna" - przeczytałem.

To tego, niestety się dzisiaj nie nadaję.

-,,Jest do przeniesienia, 30 worków ziarna"-

Sory, nie dzisiaj.

-,,Mam do wypasania stado owiec, liczące 24 owce"-

Może i bym dał radę, ale z doświadczenia wiem, że jak jakaś owca się przypadkiem, przestraszy to trzeba nie małej siły, by ją dogonić i uspokoić. Przeleciałem wzrokiem, po reszcie zleceń. W końcu, jedno, przykuło moją uwagę.

-,,Potrzebuję pomocy"-

Kimkolwiek, był zleceniodawca, raczej nie miał wielkiego doświadczenia w wystawianiu tego typu próśb. Przede wszystkim, powinien napisać, w czym potrzebuje pomocy. Powinien wiedzieć że takie zlecenie najprawdopodobniej zostanie zignorowane. Nie wiem, co mnie tchneło, ale zerwałem kartkę z tablicy. Może to z litości. A może to dlatego że pozostałe zlecenia, na dzisiaj, przewidywały jedynie ciężkie prace.
Obróciłem kartkę. Pisało na niej: ,,Gospoda "Pod Wesołą Wydrą", pokój numer 7"

Czyżby, zlecenie od właściciela gospody? Nie no, wykluczone. On już wielokrotnie dawał zlecenia, nie popełnił by tak podstawowego błędu. Może od jakiegoś gościa? Nie ważne, zobaczymy.

Ubrałem buty i wyszedłem na ulicę. Przeszedłem, kawałek główną ulicą, po czym skręciłem w mniej uczęszczaną. Usiadłem tam na chwilę. Musiałem odpocząć. Rany na plecach dawały o sobie znać. Po chwili, znów mogłem ruszać. Wróciłem na główną ulicę i po około 10 minutach marszu, dotarłem do gospody. Wszedłem do środka, i podszedłem do lady recepcji.

-Co będzie dla ciebie, Długouchy?- zagadneła mnie przyjaźnie młoda recepcjonistka.

-Przepraszam, gdzie jest pokój numer 7?-zapytałem.

-Aaaa..ty też do tego lekarza?-

- Jakiego lekarza?-

- No pojawił się tutaj, jakieś trzy dni temu, taki jeden, co przedstawił się jako wędrowny lekarz i powiesił na głównej tablicy w wiosce ogłoszenie, że przyjmuje chorych. Po tym jak pomógł staremu Tomowi z jego wiecznie bolącymi plecami, to uznali go za cudotwórcę i pół wioski się teraz u niego leczy, a ciągle przybywają nowi. Pomógł też mojemu ojcu, podobno bardzo miły człowiek.- opowiedziała recepcjonistka.

-Ja akurat nie do niego w sprawach zdrowotnych. Mam zlecenie.- odrzekłem.

-A, to jak pójdziesz tamtym korytarzem, to czwarte drzwi po prawej.-wskazała na odpowiednią część korytarza.

-Dziękuje Pani bardzo.-podziękowałem, i ruszyłem we wskazanym kierunku.

Kiedy dotarłem do wskazanych drzwi, odetchnąłem i zapukałem. Po chwili, zza drzwi dobiegł stłumiony głos:

- Proszę wejść!

-------------------------------------------

Witam, witam!

To już trzeci rozdzialik :3

Nie było mnie troszeczkę, bo byłam na biwaku.
Bycie harcerzem jest fajne, jupi ja jej.

Miłego dnia/nocy
ヾ⁠(⁠・⁠ω⁠・⁠*⁠)⁠ノ



Mrok. Nadzieja. Światło.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz