12. Ministerstwo Magii

20 7 0
                                    

Obudziłam się o wpół do szóstej następnego ranka i leżałam w łóżku obok spokojnie śpiącego Samuela. Świadomość tego, że już dziś za kilka godzin będą się ważyć moje losy, boleśnie dawała znać w postaci chęci wyrwania mojego żołądka. Wyślizgnęłam się z łóżka, włożyłam błyskawicznie buty i możliwie cicho, lecz szybko wybiegłam do łazienki. Mdłości, jakie poczułam, wykończyły mnie, po pięciu minutach pobytu w łazience. W końcu wstałam, obmyłam twarz i wyszorowałam zęby, wróciłam do sypialni po ręcznik i ubranie, jakie dla mnie przygotowała pani Weasley poprzedniego wieczoru — czarną, prostą sukienkę, z kołnierzykiem w imitacji skóry, zamkiem w dekolcie i ozdobną zawieszką w kształcie księżyca.
Po ogarnięciu porannej toalety przy schylaniu się znów poczułam niebezpieczne szarpnięcie żołądka, jednak z racji, że był już pusty, nie wymiotowałam, ale to okropne uczucie towarzyszyło mi, póki nie wróciłam na powrót do sypialni, gdzie czekał już na mnie rozbudzony Samuel.

— Cześć Penny, dobrze się czujesz?

— Hej. Nie. Od rana mam mdłości, czuję się okropnie — objęłam rękoma brzuch.

— Jesteś bardzo zestresowana, ale nie martw się, wszystko będzie dobrze. — podszedł do mnie i objął czule, całując w czubek głowy.

— Miałeś wizję, że masz taką pewność? — spytałam z nadzieją.

— Nie, to raczej przeczucie no i wiara w to, że kto jak kto, ale ani Ty, ani Harry nie możecie wylecieć ze szkoły, to nie byłoby do końca zgodne z prawem.
Wybacz — zdążyłam pomyśleć i pobiegłam znów do łazienki, o mało nie potrącając Harry'ego, który był już gotowy i właśnie szedł korytarzem.

Ledwie dobiegłam, upadłam na kolana i znów zwymiotowałam, a przed chwilą mogłabym przysiąc, że nie miałam już czym. Znów umyłam zęby i wyszłam z łazienki.

— Hej, trzymasz się?

— Kiepsko Harry, od rana mam mdłości i jestem okropnie słaba.

Sam wyszedł do nas już ubrany w codzienne ciuchy.

— Cześć Harry.

— Cześć, właśnie pytałem Cassie, jak się trzyma, jest biała jak kreda, nie wygląda najlepiej.

— Dzięki kuzynie.

— Oj, nie miałem na myśli, że, no wiesz, wyglądasz jak chora, o to mi chodziło.

— Przeżyję. Chodźmy na dół.

Cassie?

Tak

A, nic właściwie... kocham Cię.

Ja Ciebie też, ale co chciałeś powiedzieć?

No, że będę trzymał kciuki i posyłał Ci mój spokój.

A, okej, dziękuję.


Cmoknęłam go w policzek na zakończenie mentalnej rozmowy, zanim weszliśmy do kuchni, gdzie czekali już na nas pan i pani Weasley, tata, Lupin i Tonks. Wszyscy byli w pełni ubrani, z wyjątkiem Pani Weasley, która miała na sobie pikowany purpurowy szlafrok. Podskoczyła na równe nogi w momencie, kiedy nas ujrzała.

— Śniadanie — powiedziała, wyciągając różdżkę i spiesząc do ognia.

— D—d—dobry — ziewnęła Tonks. Miała kręcone blond włosy tego ranka. — Dobrze spaliście?

— Tak — odpowiedzieliśmy nie do końca zgodnie z prawdą.

— Ja b—b—byłam na nogach całą noc — powiedziała, ziewając po raz kolejny. — Siadajcie...

Wysunęła krzesła, wywracając przy tym inne, stojące obok.

— Co sobie życzycie, Cassie, Harry? — zawołała Pani Weasley. — Owsiankę? Maślane bułeczki? Jajka na bekonie? Tosta?

— Tylko... tylko tosta, dziękuję — odpowiedział Harry.

— Owsiankę, jeśli można. Dziękuję — powiedziałam, nie wierząc, że przełknę chociaż jedną łyżkę.

Lupin zerknął na nas, po czym odezwał się do Tonks.

— Co mówiłaś o Scrimgeour?

— A... tak... cóż, musimy być trochę ostrożniejsi, zadawał Kingsley'owi i mnie zabawne pytania...

Poczułam się wdzięczna, że nie musiałam przyłączać się do rozmowy i że nikt nie pytał o moją wyjątkową bladość, teraz gdy spojrzałam na swoje dłonie i kolana, zrozumiałam, co Harry miał na myśli, faktycznie wyglądałam jak kreda. Moje wnętrzności skręcały się. Pani Weasley położyła przede mną owsiankę, a przed Harrym kilka kawałków tosta i marmoladę. Oboje próbowaliśmy jeść, ale ja nie dałam rady i znów wybiegłam do łazienki, prosząc myślą Sama, by przeprosił za mnie pozostałych.

Pani Weasley usiadła naprzeciw i teraz patrzyła podejrzliwie na Sama, gdy wyjaśnił, że Cassie od rana ma problem z żołądkiem. Mama Rona spojrzała na Syriusza, kładąc zbyt głośno ścierkę na stół, trzaskając przy tym dłonią, niby przypadkiem, ale on patrzył w ślad za Cassie i wyszedł za nią.

— Cassie, kochanie, trzymasz się?

— Tak... tato.... zaraz wracam... — zdołałam wysapać między atakami konwulsji.

Ojciec zaczekał na mnie pod drzwiami.

— Kochanie, nie denerwuj się tak, wyglądasz, na bardzo osłabioną — chwycił mnie za dłonie — jesteś przemarznięta.

— Zawsze tak mam jak się denerwuje.

— Tak, zupełnie, jak matka.

Uśmiechnęłam się słabo.

— Córeczko a może...?

— Co?

— No, nie, nic. Porozmawiamy o tym jak wrócisz, to nic pilnego.

— No, dobrze. — powiedziałam, bo jak by było mało kłopotów, zaczęło mi się kręcić w głowie.

Tata odprowadził mnie do kuchni.

— Cassie, wypij, to Ci pomoże, herbata z imbirem i miodem oraz odrobiną eliksiru wzmacniającego — powiedziała matka Rona, stawiając przede mną puchar z herbatą.

— Dziękuję.

— ... i będę musiała powiedzieć Dumbledore'owi, że nie mogę wziąć jutro nocnej zmiany, jestem po proooooostu zbyt zmęczona — dokończyła Tonks ziewając znów potwornie.

Ślizgonka z wyboru 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz