Rozdział 41

2 0 0
                                    


Widzę w jej oczach obojętność. Tylko przez chwilę wydobywała z siebie emocje. Teraz stoi. Wgapia się we mnie. Czeka na rozwinięcie. Ja tym czasem zastanawiam się co jej powiedzieć. Wyskoczyłem z szantażem, bo myślałem, że poczuje palący się grunt i w końcu coś powie. Jednak się pomyliłem. Ona jest jak skała. Nic jej nie rusza. Choć przez chwilę myślałem, że tym razem się ugnie.

-Czy ty mnie szantażujesz, czy może mi się wydaje?-pyta w końcu.

Mam przytaknąć czy może lepiej nie? Czego ona oczekuje? Nigdy mnie nie karała lecz ja nie dawałem jej powodów. Tym razem chyba przegiąłem. Muszę z tego wybrnąć. Tylko jak?

-To była raczej luźna propozycja-stwierdzam nie zbyt pewnym głosem.

Matka nie daje po sobie poznać, że doleciały do niej moje słowa. Stoi nie wzruszona. Jak kawał kłody.

-Wiesz co, masz racje-mówię- Zapytam ojca.

-Tak szybko się nie wywiniesz-stwierdza.

Czyżbym miał przechlapane? Czy muszę łagodzić sytuacje? Co ona wymyśli, aby mnie ukarać? Siedzę w zamknięciu od kiedy pamiętam, czy może być coś jeszcze gorszego? Może matka wykaże się kreatywnością lub po prostu przekaże ojcu, a on już się mną zajmie. Chociaż nie do końca wyobrażam sobie, aby on mnie ukarał. Raz czy dwa uderzył mnie lecz nic po za tym.

-Nie było żadnych sów-mówi matka.

-Przecież czyściłaś łazienkę-mój ton jest ciut za ostry.

-Gdy cię znaleźliśmy to majaczyłeś-wyjaśnia- Ojciec czuł, że jest z tobą źle.

-Co mają majaki do sów?-pytam nie rozumiejąc.

-Bredziłeś, że wszędzie są trupy-mówi- Wręcz pokazywałeś palcem, gdzie leżą martwe sowy. Stwierdziłeś też, że to dopiero początek. Użyłeś stwierdzenia: „oni wrócą". Kazałeś nam uciekać.

-Ja tak mówiłem?-dziwię się, bo nie pamiętam takich słów. 

Chociaż teraz rozumiem dlaczego ona mi wszystko opowiedziała. 

Po prostu się mnie boi.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz