12. ANTHONY

765 45 27
                                    

Dzień wcześniej...

Drzwi otworzyły się, zanim podszedłem do schodów. Kobieta oparta o framugę założyła ręce na piersi.

— Najpierw młody Gambino, a teraz ty. — Uśmiechnęła się. — Czyżby mój brat zbyt mocno wszedł wam w paradę?

— Miło cię widzieć, Rito. — Stanąłem na szczycie schodów. Przez moment przyglądałem się jej w milczeniu. — Nic się nie zmieniłaś — dodałem po krótkiej chwili, odwzajemniając serdeczny uśmiech.

To prawda. Rita Ferro, choć nie widziałem jej od kilkunastu lat, nic się nie zmieniła. Widocznie, dla niej czas stanął w miejscu. Tak jak dla tego miejsca.

— Tobie dla odmiany przybyło kilka kilogramów. Wejdź, skoro już jesteś.

Cofnęła się i weszła do środka. Piękno posiadłości wprawiało w osłupienie nawet najbardziej wymagające jednostki. Nic dziwnego, że właśnie w tym miejscu postanowiła zamieszkać.

— Pino! — krzyknęła do kamerdynera. — Przynieś wino migdałowe. Podajcie lunch na tarasie — rzuciła przez ramię, podążając w stronę przestronnego wejścia. — A ty nie ociągaj się tak. Pozwiedzasz sobie później.

Rozjarzałem się dokoła. To miejsc nastrajało niebywałym spokojem.

— Zapomniałem już, jak tu jest pięknie.

— To było ulubione miejsc matki. Kochała je prawie tak samo mocno, jak ja. Siadaj. Co tak sterczysz? Od tego jest Pino. Nie potrzebuję drugiego kamerdynera.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w horyzont krystalicznie błękitnego nieba.

— Potrzebuję twojej pomocy.

Rita upiła łyk wina, przytakując jedynie głową.

— Domyśliłam się. Wiesz, że nie bez przyczyny trzymam się od reszty świata z daleka?

— Wiem.

— Dlaczego więc myślisz, że możesz czegokolwiek ode mnie oczekiwać?

— Bo jesteś jedyną kobietą w mafii, która ma coś do powiedzenia, i której boją się te dupki w szytych na miarę, opierdzianych portkach.

Kobieta zaniosła się śmiechem.

— Jesteś tak samo uroczy, jak trzydzieści lat temu!

— A ty jeszcze piękniejsza, niż zapamiętałem.

— Sądzisz, że przekupisz mnie komplementami?

— Rozumiem, że nie, ale warto było spróbować.

Zdenerwowany potarłem czoło, zbierając się na odwagę. Spojrzałem na kobietę, podejmując ostateczną decyzję, w pełni świadomy wagi wypowiedzianych słów.

— Pomóż mi, Rito. Wprowadź Zoe. Jeśli ucieczka nie pomogła, to przyszedł czas na walkę. Kocham ją jak własną córkę. Oddam za nią własne życie, ale póki żyję, nie poddam się.

— Co na to Sophia?

— Myślę, że już dawną ją to przerosło — odpowiedziałem ze smutkiem. — Tak bardzo pragnęła uchronić ją przed tym światem, że nieświadomie praktycznie wepchnęła ją w sam środek potyczek.

— Nie jestem dobrą wróżką ani złotą rybką. Nie spełniam marzeń. I nie jestem cudotwórczynią. Czego zatem oczekujesz?

— Naucz ją kilku sztuczek. Przekonaj do niej ludzi. Pokaż jej, że można mieć kontrolę, jednocześnie będąc na uboczu. Zawsze tego chciałaś. Od zawsze pragnęłaś ją poznać i przekazać w jej ręce pałeczkę. Teraz masz ku temu najlepszą okazję, Rito.

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz