Gdy wychodziłem z jednego z biurowców przy Alaskan Way, szczelniej owinąłem się płaszczem. Z uśmiechem przyglądałem się statkom płynącym po Elliott Bay. Sam nie przepadałem za statkami, jednak z chęcią skusiłbym się kiedyś na jakiś kurs. Oparłem się o jedną z metalowych barierek na nadbrzeżu, a z kieszeni wyciągnąłem paczkę papierosów. Ostatnio paliłem zdecydowanie mniej, jednak tym razem po prostu poczułem taką potrzebę.Mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, gdy poczułem na skórze delikatnie muśnięcie. Uniosłem wzrok ku górze, aby do mojego oka wpadła drobna śnieżynka. Skrzywiłem się nieznacznie, ale nie zdołało to zniszczyć mojego humoru. Listopad w Seattle nie zachwycał temperaturami, dlatego byłem zmuszony do tego, aby w końcu się ruszyć, bo w innym wypadku skończyłbym jako sopel lodu. Pewnie odbiłem się od barierki, a potem ruszyłem w stronę metra. Szybko odpaliłem papierosa i w końcu znalazłem się w nieco cieplejszym miejscu.
— Tak? — odparłem, przykładając do ucha swój telefon, który chwilę wcześniej zaczął dzwonić.
— Co z tym przetargiem, Nate? — spytał Alfie. Chwilę później się zreflektował i dodał: — Chcesz, żebym się tym zajął?
— Nie, Alfie.
Wsiadłem do kolejki, która właśnie przyjechała na tor. Znalazłem wolne miejsce, więc bez zastanowienia usadziłem na nim swój tyłek.
— Nate — odparł cieplejszym tonem — doskonale wiesz, że to nie będzie dla mnie żaden problem. Pozwól mi sobie pomóc. — Usłyszałem jego westchnięcie. — Nie możesz tyle pracować. Serio mogę to zrobić za ciebie. Kiedy ty ostatnio gdzieś wyszedłeś? Zrób sobie wolne, szefie.
Na moją twarz mimowolnie wpłynął uśmiech. W ciągu kilku ostatnich tygodni znacznie zacieśniliśmy swoje więzi z Alfiem. Bardzo mi pomógł przy wyprowadzce z Yakimy do Seattle. Wampir znalazł idealne mieszkanie, które pomieściło całą naszą trójkę.
— Dam radę — powiedziałem pewnie.
No bo kto, jak nie ja?
— Nate, naprawdę nie musisz brać wszystkiego na siebie. Przecież jesteśmy wspólnikami, nie?
— To dlaczego nadal nazywasz mnie swoim szefem? — Roześmiałem się.
— Z przyzwyczajenia, szefie. Ale tak serio, to prześlij mi to wszystko ja maila, bo inaczej sam się dorwę do twojego kompa.
Rozejrzałem się wokół. Zobaczywszy starszą kobietę, wstałem, aby ustąpić jej miejsca. Kobieta posłała mi szeroki uśmiech i skinęła w moją stronę głową. Nonszalancko oparłem się bokiem o jedną ze ścian metra.
— Błagam, nie wchodź do mojego pokoju z Alfiem juniorem, bo następnym razem, gdy go zobaczę, ugotuję z niego zupę.
Kiedy pewnego dnia Alfie przyniósł do naszego mieszkania klatkę z małym białym szczurem, myślałem, że zejdę na zawał. Ten to miał dopiero tupet. W miarę upływu czasu zacząłem przyzwyczajać się do obecności Roberta De Niro.
Jezu, co oni mieli z imionami tych aktorów.
No dobra, ja nadałem mu takie imię.
— O cholera! — jęknął do słuchawki niepocieszony Alfie. — Przecież miałeś się dzisiaj spotkać z Emmą.
Na dźwięk jej imienia przewróciłem oczami.
— Może to przełożymy? — Dramatycznie westchnąłem. — Chciałabym się po prostu położyć.
— Nie ma mowy — stanowczo zaprotestował Alfie. — Już do niej piszę.
— Już jadę do mieszkania — próbowałem oponować.