8. [11 lat wcześniej]

1K 76 3
                                    

11 lat wcześniej

Declan usłyszał ciche pukanie do drzwi, które od razu sprowadziło go na dół. Przyzwyczaił się już i doskonale wiedział kto i dlaczego przyszedł. To była Riley. Wchodziła drzwiami, nie oknem, co znaczyło, że sprawa jest poważna. Normalnie, droga ekspresowa, od okna do okna była otwarta i uczęszczana dwadzieścia cztery godziny na dobę, o każdej porze dnia i nocy. Jednak kiedy Riley przychodziła pukając do drzwi, oznaczało to, że Cyntia znowu się źle czuje.

Chłopiec wiedział, że w końcu musi to nadejść. W tym tygodniu padało codziennie, ani razu nie wyszło słońce, a przy takiej pogodzie depresja pani Dickens zaczynała się pogłębiać. W najgorszym stadium, Riley musiała przychodzić na noc do sąsiadów, a Tess odwiedzała przyjaciółkę, która w tych ciężkich chwilach bardzo jej potrzebowała.

Zazwyczaj, pomimo użycia przez dziewczynkę innego wejścia, ich spotkania niewiele różniły się od tych codziennych, kiedy on albo ona docierali do tej drugiej osoby przez okno. Chyba, że padał deszcz. Riley była niezwykle przeczulona na pogodę, a jej stan psychiczny zależał od tego czy za oknem padał deszcz, czy świeciło słońce. Declan nie miał z tym najmniejszego problemu. Uwielbiał zarówno ciepłe promienie słońca ogrzewające wszystko wokół w towarzystwie błękitnego nieba, ale także oczyszczające krople deszczu, których szum najlepiej go uspokajał.

Jego uspokajał, a ją doprowadzał do stan wręcz depresyjnego. Nie mówiła praktycznie nic. Na jej twarzy rzadko pojawiał się uśmiech, na chwilę kompletnie przestawała być sobą. Declan bał się o nią, bał się co się z nią dzieje kiedy jest sama w takim stanie, więc starała się nie opuszczać jej ani na moment.

Był ostatni dzień wakacji. Cyntia znów potrzebowała pomocy ze strony Tess, więc Riley udała się tradycyjnie do Collinsów. Jak zwykle została przywitana z szeroko rozpostartymi ramionami, jednak tym razem coś było nie tak, coś było inaczej niż zwykle. Declan zauważył to od razu, już gdy przekroczyła próg ich domu. Pogoda nie sprzyjała rozwijaniu się smutku, było ciepło, spoza szarawych chmur wystawały pojedyncze promienie słońca, było raczej ponuro, ale bywało gorzej. Przynajmniej nie padało. Pomimo to wszystko na twarzy Riley malował się smutek, a jej oczy, zawsze tak żywe i radosne były obojętne na wszystko.

Caleb również zauważył niepokojąco zły humor dziewczyny, jednak na tyle późno, że jego syn zdołał już wymyślić rozwiązanie problemu. Złapał szybko przyjaciółkę za rękę i pociągnął ją równie pośpiesznie na zewnątrz. W odpowiedzi dla ojca pomachał mu tylko na pożegnanie z uśmiechem.  Caleb zaśmiał się tylko i odprowadził parę wzrokiem, po czym wrócił do pracy w swoim domowym biurze.

Riley przez pierwsze minuty nie za bardzo nadążała za tym co planował Declan. Z początku sądziła, że chce ją zaprowadzić na wyspę, ale po obranej przez niego trasie stwierdziła, że wcale tam nie idą. Znała tą drogę, ale tak dawno tamtędy nie chodziła, że już prawie zapomniała gdzie prowadzi. Dopiero chwilę przed dotarciem do celu zorientowała się, że Declan prowadzi ją na plażę. Tak dawno na niej nie była i dopiero teraz, poczuła, że chyba trochę jej brakowało. Trochę? Bardzo!

Zanim razem z Declanem odkryła wyspę, plaża była jej ulubionym miejscem. Nawet po spadku na drugie miejsce w tym rankingu, bardzo lubiła spędzać tam czas. Wystarczyło tylko postawić stopy na ciepłym piasku, delikatnie zamoczyć palce w słonej, zimnej wodzie i już czuła się całkiem inaczej.

-Dlaczego mnie tu zabrałeś?- zapytała wychodząc z wody i siadając na piasku, koło przyjaciela. Odgarnęła włosy z czoła i spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem. Declan rzucił na nią okiem i uśmiechnął się widząc, że zniknął już smutny wyraz twarzy.

Never let me goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz