Naiwny sądziłem że się zmienię
Zrzucę dawnego mnie brzemię
Że wyzbędę się nienawiści
Że teza „nie jestem taki zły" się ziści
Naiwny sądziłem że zasłużyłem już na szczęście
Że jednak dla mnie miłości objęcie
Że będę lepszy niż byłem
Przyzwyczajeń starych się jednak nie wyzbyłem
Naiwny sądziłem że przystosuje się do nowej sytuacji
Że negatywne myśli tym razem nie mają racji
Czy oddam z nawiązką uczucie?
Czy jednak spowoduje tylko bólu ukłucie?
Naiwny sądziłem że już nikomu krzywdy robić nie będę
Zamiast tego wciąż nerwów szarganych nici przędzę
Naiwny sądziłem że wydoroślałem
Dziecinność w niepamięć odesłałem
Nie zasłużyłem na troskę czy wybaczenie
Obawiam się że i tak przyjmę samotności brzemię
Nie chce tego a zarazem pragnę
By komuś było lepiej moim kosztem chętnie własne zasady nagnę
Naiwny sądziłem że mogę szczerze dzielić się myślami
Teraz liczę się z tego przykrymi konsekwencjami
Chcąc nie chcąc może to mój los
Targający mnie wciąż za nos
W każdym przypadku się myliłem i zapewne pomylę nie raz
I tak zostanie zawsze z naiwności uraz