"Tak bardzo chcę byś był znów sobą"

17 0 1
                                    


Zaczoł się nowy dzień obudziłem się z okropnymi mdłościami, naszczeście Fifi spał odwrócony więc wstałem i wybiegłem do łazienki.
Zdążyłem nachylić się nad muszlą i wszystko zemnie wyleciało.
Już mniałem dość zaczeło mi się kręcić w głowie, kiedy myślałem że umrę z głową w kiblu poczułem czyjeś ręce. Automatycznie spojżałem w góre i zobaczyłem moją mame.
D: Mama? - jak weszłaś?
MD: Synku dałeś mi klucze, zapomniałeś? - Dzwoniłam do drzwi, nie chciałam tak wchodzić ale nie otwierałeś więc się zmartwiłam.
D: Wszytko wpożądku mamo nic się nie stało, dziękuje że przyszłaś.
- podała mi ręcznik bym wytarł buzię.
MD: Źle się czujesz, widzę że wymniotowałeś.
D: Boli mnie brzuch to dlatego.
MD: A jak Filipek?
D: Dobrze, ale ostatnio nie jest sobą.
MD: To normalne daj mu czas, stracił pamięć i wszytko jest dla niego nowe.
D: Wiem otym, robię wszystko czego chce by był zadowolony.
MD: Dobrze ale pamniętaj by nie ulegać mu za bardzo.
D: Nie chce mu odmawiać, bo niechce go smucić.
MD: Jeśli byś mu to wytłumaczył zrozumniał by.
D: Wątpię, tylko by się rozpłakał.
MD: A ja myśle, że nie jest taki głupiutki i napewno by zrozumniał.
D: Mamo pomożesz mi przejść do pokoju? - zmnieniłem temat bo potrzebowałem się przebrać.
MD: Oczywiście choć. - podniosła syna i zaprowadziła go do pokoju by mógł się przebrać.
D: Ał... - syknoł z bólu.
MD: Kochanie tak nie może być jedziemy do lekarza.
D: Nie mogę zostawić Filipa, a mi nic nie będzie.
MD: Ale ty jesteś uparty.
D: Możesz wyjść przebiore się.
MD: Dobrze poczekam w salonie.
- wyszłam z pokoju syna i zamknęłam drzwi. - postanowiłam, że nie odpuszczę i zabiorę go do lekarza ale musi przekonać go ktoś inny.
(Puk puk.. pukanie do drzwi)
SV: Proszę.
MD: Dzień dobry Filipku, czy możemy porozmawiać.
SV: Kim pani jest? - zapytałem lekko zdenerwowany.
MD: Spokojnie, jestem Monika Rupińska, mama Dominika.
SV: Gdzie jest Dominik?
MD: Ubiera się, ale spokojnie przyjdzie więc muszę ci szybko wytłumaczyć, byś ty mu przemówił do rozsondku.
SV: Ale o co chodzi?
MD: Dominik powinnien iść do lekarza, ale boi się, że będziesz zły i nie chce cię zostawiać.
SV: A co mu jest?
MD: Wymniotuje i boli go brzuch.
- ostatnio tak mniał, gdy wpółżył z męszczyzną.
SV: Ja nie wiedziałem, to choćmy porozmawiam znim, poda mi pani wózek?
MD: Jasne trzymaj.

POV SMAV:
Wstałem i przeniosłem się na wózek, poczym wyjechałem z panią moniką z pokoju.
Dominik siedział w salonie i trzymał się za brzuch.

SV: Może Pani dać nam chwilę?
MD: Oczywiście, pójde do kuchni.
SV: Dziękuje. - jego mama poszła, a ja podjechałem do blondyna.
D: Filip ja przepraszam, właśnie mniałem iść do Ciebie. - chłopak położył mi dłoń na tej mojej.
SV: Hej spokojnie, przyszedłem cie poprosić byś poszedł do lekarza.
D: Aleee Jaaa..
SV: Proszę ić, upewni się co Ci dolega.
D: ale nie mogę cię zostawić.
SV: Mną się nie przejmuj pooglądam telewizję i poczekam, aż wrócisz.
D: Jesteś pewny?
SV: Tak ić proszę.
D: No dobrze poproszę mamę by mnie zawiozła.
MD: Jak tam porozmawialiście?
D: Tak, zawieziesz mnie do lekarza?
MD: Tak choćmy.
D: Zaraz wróce Filipek.
SV: Dobrze spokojnie.
Pov Smav:
Blondyn z mamą wyszedł, ja wtym czasie zastanawiałem się co robić.
Czuję się, źle przezemnie go boli, czemu mu to zrobiłem.
Niemogłem znaleźć miejsca, więc pojechałem do pokoju blondyna.
Na pułkach były zdjęcia był to blondyn zapewnie z swoim chłopakiem. Niestety było za wysoko, a ja bez okularów nie widzę dobrze.
Stwierdziłem, że sprawdzę szafę.
Było pełno dresów i białych koszulek ale kawałek dalej mnustwo kolorowych rzeczy.  Złapałem rękaw od jednej bluzy i przyłożyłem do twarzy.
D: Filipek, gdzie jesteś?
Brunet się wystraszył i zamknoł szafe i wyjechał z pokoju blondyna.
SV: Tu jestem.
D: Wszytko wpożądku?
SV: Zemną tak, a z Tobą?
D: Trochę wczoraj za mocno no wiesz, kochaliśmy się i trochę się optarłrem i muszę mnieć przerwe.
SV: Jaaa.... - złapałem dłoń chłopaka i pociągnełem go na kolana. - przepraszam nie powinienem był.
D: Hej spokojnie pozwoliłem Ci więc to nie tylko Twoja wina. - spojżał się namnie i przejechałam dłonią po plecach. - ujołem jego policzek i go pocałowałem. - hej wariacie stój.
SV: A nieeee masz przejaszczke.
D: ale nie mam biletu i na gape nie będę jechać.
SV: Księżniczki nie płacą za przejażdżke karocą.
D: Tak, a książeta?
SV: Zabierają swoje księżniczki na kolanach. 😂
D: Ej no ham normalnie!
SV: Humorki też mniewają wiesz.
D: Ja już nie powiem kto tu ma humorki. - przeniosłem się na kanapę, a ten znalazł się obok mnie.
SV: Mmmm.... Ty ? - ja jestem grzeczny.
D: Tak mówisz? - przyciągnełem go do siebie na co wbił się w moje usta.
- jego ręka jeździła po moim brzuchu, a on całował mnie jak wariat.
SV: Mmmm.... Domi?
D: hmmm.... Co?l
SV: Mogę Cie o coś zapytać?
D: Jasne, coś się stało?
SV: No bo, czemu chodzisz tak nudno ubrany, a w szafie masz tyle kolorowych rzeczy.
D: Czy ty byłeś w moim pokoju?
SV: Jaaa przepraszam. - speszył się.
D: Już dobrze, nic się nie stało. - skoro chcesz mogę ubierać się na kolorowo. - ale teraz zrobię obiad.
SV: Ale ja wcale głodny nie jestem. - skradałem pocałunki i jeździkem ręką po jego ciele od brzucha do pleców.
D: Musisz zjeść, a napewno nic nie zjadłeś.
SV: Nie jestem głodny. - zacisnoł ręke na boku blondyna.
D: Filip ała przestań proszę cię to boli.
- poczułem jak nagle puszcza.
- Nie złość się, musisz wziąć leki i pozatym trzeba jeść.
SV: Nie chce ich, to przez nie taki jestem!
D: To nie prawda, jesteś poprostu zestresowany, straciłeś pamnięć i to wszystko jest dla ciebie nowe.
SV: Przestań! przestań! Przestań!
- rzucił się w amoku.
D: Filip uspokój się proszę - osłoniłem się rekoma by znów mnie nie uderzył i wtedy się odsunoł, a do drzwi zadzwonił dzwonek. - hej pogładziłem jego policzek spokojnie pójde sprawdzić kto to i za sekunde wróce. - on złapał moją ręke przytulił i pocałował, gdy już wiedziałem, że jest spokojny to pobiegłem do drzwi.
- otworzyłem i byłem w nie małym szoku. - Bee co ty tu robisz?
SV: Dominik!
D: Cholera. - przestraszyłem się.
B: Co jest? - dalej się z nim pieścisz?
D: Nie mów tak!
B: Znowu Cię udeżył?
D: Niee, on by nigdy mnie nie skrzywdził.
P: Może przyjdziemy kiedy indziej.
B: Nie, choć poznacie się. - złapałam mojego słodziaka za ręke.
D: Ale, Ale ........ - przeszła przez próg z wysokim przystojnym brunetem.
SV: Co Tu się dzieje?! - przyjechał rozwścieczony na wózku.
B: Ty mi powiec! - zaczeła go szturchać palcem. - Ogarniesz się wkońcu? - Dominik to nie Twój worek treningowy!
D: Bee!
B: Cicho ja teraz mówie! - Popatrz na niego, cały poobijany i przerażony!
Tak wiem mniałeś operacje głowy, ale tknij go jeszcze raz, a tak Ci przywalę że Ci zadzwoni w uszach!
SV: Ja ja ja.... - spojżał po wszystkich i uciekł do pokoju.
D: No i po co?
SV: Zostaw - złapała go. - niech se przemyśli i uspokoi.
D: A jak se coś zrobi?
B: Posłuchaj to dla jego dobra, nie mozesz się znim tak pieścić.
D: Ale on jest kochany naprawdę, tylko czasem trochę się zdeneruje.
B: Jasne, uwierz mi wiem co robię. - pozatym Twoja mama domnie dzwoniła i martwi się.
D: Nie potrzebnie, wszytko jest okej.
B: Naprawdę uwarzasz, że pozwalanie mu na to by Cię tak traktował to dobre rozwiązanie?
D: Kiedyś mu to przejdzie.
B: A jak nie?
D: To co mam zrobić według Ciebie?
Kocham go.
B: Dawaj mu ponieś konsekwencje czynów, inaczej nic do niego nie dotrze.
D: Może masz rację.
B: Apropo chciałam, żebyś ocenił Pawełka. - powiedziałam szeptem bo brunet poszedł do kibla.
D: No nie powiem przystojny.
B: Mówiłam Ci prawdziwy anioł.
D: A wy tak już że sobą oficjalnie?
B: No wiesz tak jakby.
Chłopak spojrzał na nią z politowaniem.
D: Tak jak by?
B: Hubi jest strasznie zajęty i  nie ma czasu rozmawiać, a wiesz kobiety mają swoje potrzeby.
D: Acha, jak każdy hahaha 😂
P: Z czego się śmiejemy?
D: Ja się śmieje z tej małej zołzy.
P: Fakt Bee to taka słodka mała Franca, ale ją uwielbiam za to.
D: Hahaha tak ma coś w sobie. - Dominik - podałem mu ręke, a Bee mnie walneła. - Ałaaa hahaha
P: Paweł. - to co robimy.
D: Obiadek - co powiecie na spaghetti?
B: Mmm o tak Pawełek robi najlepsze spagetti.
D: To chyba dobrze, niebędziesz nigdy głodna.
B: Taki ładny, a taki głupi.
D: Wiesz jak rozdawali inteligencję ja stałem w kolejce po urodę Hahaha
B: Widać, głupek przesuń się to Ci pomogę.
P: To ja też chętnie pomogę.
PovDominik:
Zakasaliśmy rękawy i wzieliśmy się za robienie jedzenia.
Mineło jakieś 35 minut i zaczołem się zastanawiać czy nie sprawdzić co robi Fifi.
P: Ej dobre nan to wyszło patrzcie.
D: Faktycznie, a mówią że więcej niż jeden kucharz w kuchni to katastrofa.
B: Chyba babcie.
P: Hahahaha nie mogę dobre.
D: No wiesz ty jesteś taka babuleńką naszą.
B: A chcesz dostać rądelkiem?
D: A czy czasem mniało się mnie nie bić?
B: Od każdej reguły są wyjątki.
D: Taaa .....
B: Ić do niego, przecież widzę jak patrzysz.
D: sam nie wiem czy to dobry pomysł.
P: Hej jak coś jesteśmy tu my i pomożemy.
D: ymm no dobra, raz kozi wio.
- przeszedłem przez przepokój i weszłem do pokoju Filipa, on leżał i się nie ruszał. - podeszłem do niego kłdąc ręke na jego ramieniu, on płakał.
SV: Ić sobię, nie powinieneś przychodzić do takiego potwora jak ja.
D: Nie mów tak, nie jesteś potworem.
SV: Zobacz co Ci zrobiłem, skrzywdziłem cię.
D: Nie prawda, poprostu nie byłeś sobą bo już Ci tłumaczyłem, ale to nic nie zmnienia bo chce być tu z Tobą.
- spojżał się namnie tymi smutnymi czekoladowymi oczami. - nie wytrzymałem i musiałem go pocałować. - on odwzajemnił i nasz pocałunek stawał się coraz głebszy.
Pochwili zatrzymał się i sie wemnie wtulił.
SV: Nie zasłużyłem na Ciebie.
D: Przecież nie zawsze taki byłeś, napewno da się coś z tym zrobić.
SV: Naprzykład?
D:  Możemy porozmawiać z lekarzem, albo z psychologiem.
SV: No nie wiem.
D: Spokojnie przemyśl to, nie musisz teraz odpowiadać.
SV: Dziękuje. - wtuliłem się w blondyna.
B: Dosyć tego dobrego chotcie.
SV: Nie udeżyłen go.
B: Super ale jedzenie czeka, no chotcie.
D: Hahaha choć słodziaku. - wziołem go na wózek i pojechaliśmy do kuchni do stołu jadalnego.
P: Cześć Paweł. - podałem ręke koledze na wózku.
SV: Filip. - spojżał na niego z do góry i odwzajemnił uścisk.
P: Jak by co to ja z tą francą przyszedłem.
SV: Nie daje Ci wkość?
P: Jeszcze mnie z mniotłą nie goniła.
B: Ale mogę zacząć.
P: Też cię kocham. - wysłałem buziaki w powietrzu.
SV: Czym się zajmujesz?
D: Filip nie rób mu wywiadu.
P: Spoko luz naprawdę.
SV: Więc?
P: Mam swoją firmę reklamową.
SV: Ooo to dobry biznes.
P: To prawda można poznać dużo ludzi.
SV: Musi być ciekawie.
P: A Ty czym się zajmujesz?
SV: Ja? - wsumnie to chyba jestem yutuberem.
P: To też super, każda praca jest wpożądku jeśli dobrze się znią czujemy.
SV: już cię lubię hahaha

PovDominik:
Obserwowałem jak se rozmawiają i szepnełem do Bee.
D: Mam się martwić.
B: Nie raczej bym się cieszyła, że zkimś taki kontakt złapał.
D: Omy to było dobre.
B: Nie martw się, jak cię znowu udeży to ja go walne.
D: Rozmawiałem znim by zbadał go lekarz, ewentualnie psycholog.
B: To nie najgorszy pomysł.
D: Ale on nie jest z byt chętny.
B: Pogadać znim?
D: Nie sam to załatwie.
P: Co wy tak w tym koncie chotcie tu.
B: Na nas to już chyba pora.
SV: Jak to już?
P: Bee daj spokój dopiero 21, nie bądź jak babcia co w niedzielę do kościoła wstaje o piątek rano.
B: Nie jestem, ale nie chce im przeszkadzać.
P: Idziemy do salonu? - niech se tu rużaniec odmówią.
SV: Pewnie, pogramy na playjaku.
P: Jestem za! - złapałem wózek i wybyłem z chłopakiem.
B: Jak mi Twój mąż ukradnie takiego hociaka to cie zabije.
D: Przepraszam bardzo to ty go tu przyprowadziłaś.
B: No i twój mąż to twoja wina.
- zaśmniałam się i wtedy on się zachwiał. - Domi co jest.
D: Jaa, mój brzuch. - tylko Ciiii
B: Co on Ci zrobił.
D: To nie tak, kochaliśmy się trochę za mocno.
B: Mam uwierzyć, że z Twojej zgody.
D: Tak zgodziłem się, znaczy prosiłem by zwolnił ale ...
B: Niesłuchał?
D: Tak, ale przeprosił on nie chciał.
B: To już nie istotne, musi cię zobaczyć lekarz.
D: Byłem już spokójnie.
B: To pewnie coś przeoczył.
D: Daj spokój.
B: Zemną nie dyskutuje, albo wychodzimy, albo mówie wszytko Filipowi.
D: Nie no dobra wygrałaś.
B: No i się rozumnie. - poszłam do salonu i zagadałam chłopaków dając całusa Pawłowi. - posiedzicie se sami my musimy nachwilie wyjść.
P: Jasne my tu dobrą walke mamy.
B: I super.
SV: Powiec Dominikowi, żeby zamówił pizzę.
P: Etam stary ja to zrobię.
SV: Dobra hahaha
B: Yyy okej nara. - nie wierzę w to co się dzieje poprostu, choć Domiś.
D: Daleko jedziemy?
B: Nie, niedaleko do mojego szpitala wsensie tam gdzie pracuje choć.
PovDominik:
Pojechałem z dziewczyną do tego szpital, wcale mi się nie uśmniechało zostawiać Filipa. Paweł może sympatyczny, ale wątpię, że umnie zająć się niepełnosprawnym.
Tym bardziej Fifim, który jest wymagający i potrzebuje dużo uwagi.
Po dotarciu na mniejscu spędziliśmy tam może z dwie godziny.
Bee nie odpuściła mi puki nie zrobili mi pożądnych badań.
Naszczęście okazało się, że to to samo co zawsze, tyle jak Filip mnie szarpał mogło zaoszczyć ból, ale mam leki i szybko dojdę do siebie.
Po otrzymaniu wypisu ruszyliśmy do domu.
B: Nie stresuj się, Pawełek ci go nie zje.
D: Wiem on jest spoko naprawdę, ale może se z Filipem nie poradzić.
B: Mówisz tak jakbyś ty se radził.
D: Ty nic nie rozumniesz.
B: Rozumiem doskonale, jesteś zazdrosny.
D: Nie prawda!
B: Właśnie, że tak.
D: Nie gadam z Tobą zołzo. - wysiadłem z auta i ruszyłem do domu.
B: Mów se co chcesz, ja wiem swoje i jeszcze mi będziesz dziękował.
D: Jasne - pokręciłem głową i wszedłem do mnieszkania.
P: Ciiii! 🤫 - zasnoł, śpi jak aniołek.
D: Dzięki bardzo.
B: Chyba powinniśmy ich częściej odwiedzać.
P: Nie mam nic przeciwko, choćmy.
- objoł dziewczynę w pasie. - paaa trzymajcie się.
D: Paaa. - zamknołem drzwi, poszłem umyć ręce i do Filipa. Leżał grzecznie i spał, więc ukucnełem i zmnieżwiłem mu włosy. - Filipek?
SV: Domi? - Gdzie byłeś tak długo?
D: Przepraszam, ale bolał mnie znowu brzuch i Bee się uparła, że musi sobaczyć mnie inny lekarz.
SV: I co jest bardzo źle?
D: Spokójnie wszytko będzie dobrze, ale musisz mi obiecać, że będziesz już spokojny bo to wcale nie pomoga.
SV: Obiecuje i przemyślałem to co mi mówiłeś.
D: Tak i co?
SV: Zgadzam się, choćmy do tego lekarza czy psychologa.
D: Dobrze, ale to już jutro choć do łóżka.
SV: Domi?
D: Tak, oco chodzi?
SV: Czy mógłbym do Ciebie.
D: Wsensie do pokoju mojego?
SV: Tak, ale jeśli nie to okej.
D: Możesz. - uśmniechnołem się.
- wziełem Filipa i pojechaliśmy do mojego pokoju. - przeniosłem go na łóżko.
F: Hahaha choć. - pociągnełem go do siebie.
D: Poczekaj, połóż się, a ja się ogarne bo nie będe w ciuchach.
F: No dobrze. - uśmniechnołem się do niego.
D: Zaraz do ciebie dołącze. - wziołem se koszulke do spania, ubrałem i wróciłem wchodząc do łóżka.  - Fifi odrazu domnie przyległ uwieszając się nademną.
SV: Domiii?
D: słucham cię. - objołem go trzymając ręce na jego plecach.
SV: Wiesz ja się chyba zakochałem.
D: Ale, że wemnie?
SV: Tak, kocham cię. - zaczołem go całować  i pieścić.
D: Hej ale nie galopuj się bo mi nie wolno pamniętasz.
SV: Wiem ale całować mogę.
D: Całować tak. - choć tu Ty mój szalony słodziaku. - leżeliśmy bokiem i się całowaliśmy, rękami jeżdżąc po ciele, aż w pewnym momencie Fifi zasnoł. Zgasiłem światło i się w niego wtuliłem. - dobranoc Fifi choć wiem, że już śpisz.

Gdy serce nie wie czego chceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz