Aslan
Okłamała mnie.
Leżałem rozłożony na kanapie myślami będąc daleko od serialu lecącego w tle. Gang z Birmingham wydawał się błahy w porównaniu z realnością tego, co działo się wokół mnie.
W głowie stale miałem jej obraz, gdy zostawiłem ją w szpitalu. To nie tak powinna działać miłość. Tego byłem pewien. Nie potrafiłem doszukać się sensu w jej działaniu.
Dlaczego zrezygnowała z leczenia? Przecież wszystko mogło być dobrze.
Siedziałem pod jej salą trzy dni nie opuszczając jej na dłużej niż godzinę. Chciałem być przy niej od razu, gdy się obudzi. Zobaczyć ją i zrozumieć.
Doskonale pamiętam ulgę, gdy ujrzałem lekarza idącego w stronę jej pokoju. Wiedziałem, że to ten moment. Zalał mnie chwilowy spokój, ale i panika. Nie wiedziałem, czy to w ogóle możliwe, ale właśnie takie połączenie mnie pochłonęło.
Bałem się, że to moja wina. Moja i tej cholernej imprezy.
Poznałem jej mamę, choć nie rozmawiałem z nią zbyt wiele. Była zbyt zaaferowana wszystkim naokoło, żeby skupić się na czymkolwiek. Widziałem natomiast, że jest przejęta.
Mijaliśmy się każdego dnia co najmniej co dwie godziny. Kręciła się w kółko pomiędzy jej salą a gabinetem lekarza.
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi i ponaglające się pukanie. Dopiero, gdy założyłem na głowę poduszkę, by uciszyć hałasy uświadomiłem sobie, że te nie ustaną, aż się nie podniosę.
Byłem w domu sam, co nie było dużym zdziwieniem.
Rodzice wyjechali na Święto Dziękczynienia łaskawie pozwalając mi trzymać się z dala od ich biznesowej wycieczki. Mieli wrócić dopiero następnego dnia.
Zwlokłem się z łóżka i wyjrzałem przez wizjer, gdzie zobaczyłem cztery osoby, których nie chciałem widzieć najbardziej na świecie. Brakowało tylko niebieskich włosów Lily.
Położyłem głowę na drewniane drzwi i odetchnąłem, zanim nacisnąłem klamkę, a przed oczami stanęła mi wesoła kompania.
- Goście! - krzyknął Thomas.
- Niemile widziani - odburknąłem.
Nawet nie próbowałem zamykać im drzwi przed nosami. Kątek oka widziałem buta, którego Kelly postawiła w progu w razie czego. W razie właśnie takiej sytuacji.
- Bycie opryskliwą to tutaj moja działka - powiedziała szatynka.
Przewróciłem oczami. Dziewczyna położyła dłoń na moim torsie i lekko odepchnęła mnie do tyłu robiąc sobie miejsce na wejście do środka. Pozostali ruszyli za nią.
- Nie no co wy, zapraszam! - rzuciłem sarkastycznie.
Cała czwórka skierowała się do salonu, a ja powolnym krokiem ruszyłem za nimi.
- Czyli to tutaj zabunkrowałeś się na cztery dni? - spytała Liv, wzrokiem skanując mój obłożony kocami fotel i brudne naczynia rozstawione na stoliku, choć jej ton wskazywał raczej na stwierdzenie.
Pilotem wyłączyłem dalej lecący w tle serial. Wróciłem do swojego honorowego miejsca. Siedziałem na środku prosto pod naglącym spojrzeniem czwórki moich przyjaciół.
Kelly usiadła na kanapie obok. Jedną ręką poprawiła ramiączko topu, a drugą chwyciła za koc, którym po chwili okryła swoje opatulone białymi dresami nogi.
- Włączysz? - zapytała mnie nagle.
- Nie pomagasz - zwrócił się do niej Harry, który w przeciwieństwie do niej dalej stał w tym samym miejscu.
CZYTASZ
No more hope
RomanceŻycie siedemnastoletniej Nory Evander traci barwy, gdy ta dowiaduje się o swojej chorobie. Na rzecz leczenia musi zrezygnować z dawnego stylu życia, przez co nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Do tego dochodzi utrata przyjaciółki i proble...