Rozdział 7: Kompletna kapitulacja

1.1K 45 13
                                    

Rozdział 7: Kompletna kapitulacja

Wiedziałam kto doprowadził do tego, że tata znalazł się w szpitalu, dostając zawału serca. To nie mógł być przypadek.

W sms-ie Aiden potwierdził moje przypuszczenia, żądając, abym złapała pierwszy lot i niezwłocznie udała się do domu. Pasażerowie jak i obsługa bardzo mi się dziwili, a ja z fałszywym uśmiechem odpowiadałam wszystkim, że muszę jeszcze raz do Nowego Jorku oraz że zdarzył się wypadek. Nie kłamałam. Naprawdę zdarzył się wypadek. A może bardziej incydent.

Dowiedziałam się o nim z mojej rodzinnej grupy - tej, na której Joy relacjonowała wydarzenia. Ojciec był sam w domu, połknął złą tabletkę, która spowodowała natychmiastową reakcję serca. Mogłabym zastanawiać się nad tym jak to się mogło stać, ale wiedziałam, że Aiden był psychiatrą i skończył medycynę, poza tym cechował się niezwykłą przebiegłością. Musiał podmienić tabletki. Ale, kurwa, jak?

Zrozpaczona wsiadłam do samolotu, pisząc mu lakoniczne - wracam.

Skwitował to niemiłą uwagą: ofiara zawsze wróci do swojego oprawcy, wiedząc, że nie odnajdzie się nigdzie indziej. Co za pech.

Zaraz potem dodał: Mamy do pogadania.

*

Na lotnisku w Nowym Jorku czekał na mnie on. Asystowało mu dwóch ochroniarzy. Stał w czarnym garniturze, jakby ubrał się specjalnie po to, aby mnie powitać. Westchnęłam z żalem na sam jego widok.

- Nie mogę się doczekać naszej rozmowy - odpowiedział kpiarsko.

Skinął głową, abym poszła za nim, co natychmiast uczyniłam. Miałam przerąbane, a w dodatku wiedziałam już, że nie blefował, grożąc moim bliskim śmiercią. Całą tę sytuację rozegrał doskonale.

Przemierzając lotnisko wyglądaliśmy jak bogaty mąż, który złapał swoją żonę na zdradzie i teraz ją karał. Mogłabym przysiąc, że jesteśmy bohaterami meksykańskiej telenoweli gdyby nie fakt, że oboje mieliśmy blond włosy, smukłe ciała i dość wysoki wzrost. Moje 170 cm, może nie było wzrostem modelki, ale do liliputów również nie należałam.

Ze złością i smutkiem w jednym wsiadłam do wielkiego auta, podkulając nogi pod oknem z jego lewej strony. Aiden podążył za mną i gdy jeden z ochroniarzy - który pełnił teraz funkcję kierowcy - odpalił silnik, rozpoczęło się moje piekło.

- Jestem tobą bardzo rozczarowany Ave. - powiedział z pogardą w głosie - znowu próbowałaś ode mnie uciec.

Spojrzałam na niego, nic nie mówiąc. Scena należała do Aidena, a ja byłam jedynie jego publicznością. W międzyczasie spojrzałam na telefon, dostrzegłszy, że wszystko z tatą okej, a jego reakcja nie spowodowała zbyt wielkich szkód w organizmie. Odetchnęłam z ulgą.

- Co, myślałaś, że go nie zabiję? - uśmiechnął się, wiedząc o czym myślę - Powiedzmy, że to co mu zrobiłem było ostrzeżeniem, ze względu na to, że bardzo, ale to bardzo cię kocham. Dam ci radę na przyszłość, nie testuj mnie skarbie, następnym razem nie będę taki miły.

- Jeszcze niedawno zarzekałeś się jaki to jesteś humanitarny i nikogo nie zabiłeś..

- Ale mógłbym. Zrobiłbym to choćby tylko po to, aby dać ci nauczkę.

Miałam ochotę spoliczkować go po tym co zrobił, ale powstrzymałam się. Ze względu na moich bliskich rzecz jasna.

- Skąd wiedziałeś, że poleciałam samolotem? - zapytałam, domyślając się, że mnie śledził.

- Twoja karta kredytowa. - odpowiedział cicho - Pierwsze co sprawdziłem to ona. Ave, to co zrobiłaś nie pozostanie bez konsekwencji. Oddasz mi swoją kartę i dowód.

Beznamiętność w jego głosie przytłaczała mnie jeszcze bardziej niż wypowiedziane przez niego słowa.

- Dobra, to teraz mi powiedz co mnie czeka? - wiedziałam, że bez tych jego głupich konsekwencji się nie obejdzie, więc pomyślałam, że wolę się psychicznie przygotować na jedną z kanonu jego kar.

Rozsiadł się jeszcze bardziej niż wcześniej, lustrując mnie wzrokiem. Analizował coś.

- Chyba już otrzymałaś nauczkę, prawda? Chcesz jeszcze? Nie wiedziałem, że jesteś masochistką.

Uśmiechał się skurwysyn.

- Nie, nie chcę, ale znam cię. - prychnęłam.

Żałowałam, że nie mam przy sobie noża. Wbiłabym mu w serce, korzystając z tego, że miał włączone zagłuszanie. Kierowca zorientowałby się dopiero w domu. Widziałam rozpościerającą się przed moimi oczami wizję więzienia, ale biorąc pod uwagę to co Aiden zrobił mojemu tacie, uznałam, że wolę dać się zapuszkować niż widzieć jego twarz.

- Kochanie - powiedział przeciągle - nie zamierzam krzywdzić nikogo z twojej rodziny, przecież to twoi bliscy, ale... zrozum, jeżeli nie będę miał wyjścia to to zrobię. Kocham ciebie i nie pozwolę ci odejść.

Super ta miłość. Wspaniała. Normalnie, mogłaby być inspiracją dla wszystkich utworów literackich.

Hehe, chyba Dostojewskiego.

Dosyć Aveline to nie czas na żarty.

Nie minęła nawet minuta, a przekonałam się, że to naprawdę nie była ani pora na żarty, ani nawet dobre na to miejsce. Aiden wypowiedział słowa, które były dla mnie początkiem końca.

- Nie ukrywam, że jestem zmęczony daję ci więc wybór: albo przyjmujesz moją miłość i jesteśmy razem w związku, udając, że to co było w przeszłości to nieszczęśliwy wypadek spowodowany twoją dziecięcą głupotą albo urządzimy masakrę, z której nikt nie wyjdzie żywy. Rozumiemy się?

__

Hej! Wielkie dzięki za dotrwanie do tego miejsca, głosowanie na części oraz komentarze 💋

Jak myślicie jaką decyzję podejmie Ave? I czy w końcu los się do niej uśmiechnie i obdarzy ją jakimkolwiek asem w rękawie? A może Aiden naprawdę się zmienił i postara się być dla niej lepszą osobą? Widzimy się za tydzień o 18:00.

Buziaki,
A.

Psychopata (Gaslighter) [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz