13. Dom

55 11 54
                                    

Organy zagrały, ogłuszając mnie na chwilę. Choć nie wiem czy to w ogóle było możliwe. Byłam tak zestresowana, że dźwięki w żaden sposób nie przebijały się do mojej świadomości. Szłam prowadzona przez jakieś miasto - nawet nie wiem jakie. Stanęłam przed ołtarzem z twarzą i brodą całkowicie mokrą od łez. Welon jeszcze zakrywał moją twarz. Jeszcze mam czas...

Ksiądz zaczął coś mówić. Spojrzałam na niego raz. Zaraz drugi. Na bogów najwyższych - toż to Watykan! Cała msza przeleciała mi gdzieś poza moim umysłem, najpewniej Emmerich plątał mi w głowie, żeby nie uciekła i nie próbowała czegoś wymyślić, ale ten fragment spostrzegłam i zapamiętałam.

Cholera! Emmerich mieszał mi w myślach, co znaczy, że będzie chciał wymazać ten ślub z moich wspomnień. Erika nic ze mnie nie wyciągnie...

- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? - spytał, unosząc głowę znad Biblii.

- Chcemy. - odpowiedział Niemiec.

Wszystkie oczy skierowały się na mnie.

"Mów albo zrobię to za ciebie. - usłyszałam."

Co robić? Co robić? Jeśli się zgodzę stanę wbrew sobie. Jeśli się nie zgodzę, najpewniej już nigdy nie ujrzę Polski.

- Chcemy. - Emmerich zareagował, mówiąc moimi ustami.

- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? - kontynuował, pomimo że słyszał moje niezdecydowanie.

- Chcemy. - powiedział szybko mężczyzna.

- Chcemy. - znów to zrobił...

Prędzej zdechnie zadźgany przeze mnie, niż pozwolę mu przy mnie trwać do końca życia... Po co mu ten ślub? Nie rozumiem.

- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg was obdarzy?

- Chcemy.

"Zrób to sama, kochanie. - jego ciepły głos zalał moje myśli."

"Nigdy. - odpowiedziałam."

- Chcemy. - zmusił mnie. Nie przeszło mi to przez gardło.

- Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe dłonie i wobec Boga i Kościoła powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej. - Niemiec wyszarpał moją prawą dłoń, która cały czas tkwiła przy ciele.

Zaraz nasze ręce zostały związane. Błagam niech ktoś coś zrobi...

- Proszę powtarzać za mną. Ja Emmerich von Pistnitz biorę Ciebie Wojsławo Kaźnieńska za żonę...

Ja Emmerich von Pistnitz biorę Ciebie Wojsławo Kaźnieńska za żonę...

- ... i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.

- ... i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.

- Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.

Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.

- Teraz pani. - zwrócił się do mnie.

Ja Wojsława Kaźnieńska biorę Ciebie Emmerichu von Pistnitz za męża...

- Ja Wojsława Kaźnieńska biorę Ciebie Emmerichu von Pistnitz za męża... - mówił Emmerich. Ja tego nie robiłam... Nie mam nawet pojęcia jakim cudem kontrolował mój rozedrgany głos.

GradOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz