Łazienka może i nie jest najlepszym miejscem do przechodzenia załamki, ale na pewno zapewnia więcej prywatności niż szatnia. Skarra zatrzasnął za sobą drzwi do jednej z kabin, oparł się o ścianę i osunął po niej, przyciskając dłonie do twarzy. Miał dosyć. Cholernie dosyć. Czasem po prostu zdarza się tak, że jesteś na skraju wytrzymałości więc jedna z pozoru głupota do reszty wytrąca cię z równowagi i wreszcie się rozsypujesz. Jak domek z kart, który runął bo ktoś niechcący trącił stół łokciem.
Skarra dobrze wiedział, że wspomniane rozsypanie się było w jego przypadku jedynie kwestią prędzej czy później. Od dłuższego czasu czuł, że się wypala. Narastająca w nim z tego powodu frustracja sprawiała, że stawał się dla siebie coraz ostrzejszy, a co za tym szło odczuwał coraz większą presję, w rezultacie wypalając się jeszcze bardziej. Popadł w błędne koło. Jednak to komentarz Vince'a brzmiący ,,grasz jak baba", który usłyszał przed kilkoma chwilami był tą przysłowiową kroplą, która przelała czarę goryczy.
Czuł się zażenowany tym, jak mocno tak durna uwaga go dotknęła. Przecież to nic takiego — Vince wiecznie się o coś pruł i zarówno Skarrze, jak i reszcie drużyny zdarzało się już usłyszeć od niego dużo gorsze rzeczy. Więc nie powinien w ogóle się przejąć, prawda? Nie powinien. Mógł po prostu zbyć go ostentacyjnym przewróceniem oczami, jak to miał w zwyczaju robić. A jednak, kiedy usłyszał określenie jak baba, coś w nim pękło.
Skarra podciągnął kolana pod brodę, jeszcze bardziej wciskając się w kąt. Płytki oddech zdawał się rozrywać mu płuca. Jego ręce dziwnie drżały, a myśli napływały za szybko. Wszystko było nie tak. Zdawał sobie sprawę, że kiedy bez słowa opuścił szatnię, reszta drużyny najprawdopodobniej wymieniła między sobą znaczące spojrzenia i parsknęła śmiechem. Z ich perspektywy zdecydowanie dramatyzował. Brakowało jeszcze tylko komentarza pokroju, Skarra, co z tobą, okres masz?
I może prychnąłby z pogardą, odgryzając się jakimś równie durnym tekstem i za chwilę o tym zapomniał, gdyby był taki jak oni. Gdyby tak jak oni nie zdawał sobie sprawy, jak to jest czuć się obco we własnym ciele. Gdyby tak jak oni nawet nie miał powodów, żeby w ogóle się nad tym zastanawiać. Gdyby nie musiał przez te wszystkie lata toczyć walki ze samym sobą i natrętnymi myślami o zrobieniu czegoś głupiego. Gdyby nie żył w strachu, że któregoś dnia jakimś cudem prawda wyjdzie na jaw. Z jednej strony wiedział, że przesadza, bo nikt nie miał powodów, żeby się domyślić — Skarra przecież niczym się nie wyróżniał. Niektórych wprawdzie mogłyby zastanowić dwie cienkie blizny na jego klatce piersiowej, ale właśnie dlatego dbał, żeby zawsze mieć na sobie podkoszulek. Z drugiej bał się. Bo jeśli ktoś jednak w jakiś sposób dowiedziałby się, że jest transpłciowym facetem... nie chciał nawet o tym myśleć. Już raz musiał przeżyć piekło z tego powodu. Nie, nie raz. Większość jego życia była pełnym upokorzeń i kłamstw piekłem. Bo czasami miał wrażenie, że żyje w iluzji która ma na celu zapewnić mu względne poczucie komfortu. Że kłamie, nazywając siebie mężczyzną. Racja, odkąd przeszedł tranzycję czuł się ze sobą nieporównywalnie lepiej. Lepiej niż kiedykolwiek, ale wciąż nie w stu procentach komfortowo. Fakt, terapia hormonalna zrobiła swoje, ale nie była lekiem na wszystko. Dała mu męskie cechy, ale nie sprawiła, że stał się biologicznym mężczyzną. I chyba to bolało go najbardziej. Bo zdał sobie sprawę, że mógł żyć i wyglądać jak wszyscy faceci ale choćby nawet stanął na rzęsach, nigdy nie będzie w pełni jak oni.
Oczywiście, to nie tak, że czuł się w ten sposób bez przerwy. Przez większość czasu nie zawracał sobie tym głowy. Przecież mimo wszystko miał pozornie idealne życie i osiągał sukcesy. Jak by nie patrzeć, zaszedł naprawdę daleko. Wychodził z założenia, że depresyjne przemyślenia i tak nie zmienią jego sytuacji, ale czasem przychodziły takie momenty jak właśnie ten. Załamania są trochę jak domino — wystarczy, że trącisz jeden element, a reszta poleci sama. Lubił sobie wtedy wyobrażać, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby urodził się chłopakiem. Może nie słyszałby przez całe dzieciństwo, że granie w piłkę z tymi chłopaczyskami nigdzie cię nie doprowadzi. Może nie byłby błędnie uznawany za zbuntowanego dzieciaka, który próbuje się popisać. Może nie pokłóciłby się z rodzicami i zamiast wynieść się z domu w wieku szesnastu lat miałby z nimi w miarę zdrową relację jak większość nastolatków. Może wciąż byliby obecni w jego życiu. Może nawet byliby teraz z niego dumni.
Wiedział, że to że rodzice go nie zaakceptowali nie było jego winą, ale nie potrafił przestać siebie za to obwiniać. Czy naprawdę powinien? Jedyne, czego chciał, to być z nimi szczerym. Miał wtedy cichą nadzieję, że może i będą w szoku ale mimo wszystko go wesprą. Nie byli idealnymi rodzicami, ale przecież zawsze mówili, że będą go kochać bezwarunkowo i przez chwilę naprawdę myślał, że powiedzą akceptujemy cię takiego, jakim jesteś, a to, kim jesteś niczego między nami nie zmienia. Miał nawet nadzieję, że po jakimś czasie się przestawią i zaczną mówić do niego synu. Zamiast tego usłyszał wiele rzeczy, których nie zapomni do końca życia i bynajmniej nie dlatego, że były wzruszającymi słowami od wspierających bliskich. Właściwie, zachowali się, jakby to oni byli w tej sytuacji wielce poszkodowani. Skarra nie chciał myśleć o tamtym dniu. Jak przez mgłę pamiętał, że spędził pół nocy na spazmatycznym płaczu, a drugie pół pakując się. Wyniósł się rankiem, zostawiając po sobie jedynie karteczkę samoprzylepną na biurku, na której w kilku oschłych słowach napisał, żeby go nie szukali. I nie szukali. Przez ostatnie siedem lat nie raczyli nawet wysłać mu głupiego SMS-a.
Może gdyby urodził się we właściwym ciele, nie stałby się osobą, którą się stał. Bo nigdy nie planował stać się zaciętym draniem dążącym po trupach do celu. Może mógłby płakać bez poczucia winy. Przez określenie ryczysz jak baba nienawidził okazywać słabości nawet przed samym sobą. Może potrafiłby być wspierającym przyjacielem i nie straciłby Shakera, który swoją drogą poza rodzicami był jedyną osobą która wiedziała, tyle, że on w przeciwieństwie do nich go zaakceptował. Może jego życie potoczyłoby się w zupełnie innym kierunku i nie byłoby go teraz tu gdzie jest, ale byłby szczęśliwszy. Może nie siedziałby w tej chwili na zimnych kafelkach użalając się nad sobą.
Z powrotem na ziemię sprowadziło go skrzypnięcie drzwi do łazienki. Otworzył oczy.
— Skarra? Wrócisz do nas, czy będziesz strzelał fochy?
Przetarł twarz wierzchem dłoni.
— Już idę.
1009 slow
ale sie overdramatic zrobilo
nie mam nic na swoje usprawiedliwienie ok, po prostu tak jakos mnie naszlo (lowkey mi sie nie podoba ten shot bo mam wrazenie ze pierdole jak potluczony ale sis powiedziala ze jest gicior wiec wstawiam lol😭😭)
dbajcie o siebie i pijcie wode
so long and goodnight!
CZYTASZ
𝙜𝙪𝙞𝙡𝙩 𝙩𝙧𝙞𝙥𝙥𝙞𝙣𝙜 ★ skarra oneshot
Fanfiction𝙎𝙤 𝙢𝙖𝙣𝙮 𝙨𝙩𝙖𝙧𝙨 𝙞𝙣 𝙩𝙝𝙚 𝙨𝙠𝙮 𝙖𝙣𝙙 𝙄 𝙙𝙤𝙣'𝙩 𝙠𝙣𝙤𝙬 𝙬𝙝𝙮 𝙩𝙝𝙚𝙮 𝙖𝙡𝙬𝙖𝙮𝙨 𝙝𝙖𝙫𝙚 𝙩𝙤 𝙛𝙖𝙡𝙡 𝙤𝙣 𝙢𝙚.