Prolog

89 3 0
                                    

Dedykacja

Dla wszystkich którzy zostali zmanipulowani i wykorzystani przez ważną dla was osobę.

4 lata wcześniej

-Theo!

-Theoo!

-THEODORE! - Krzyknęłam bo zaczęłam się niepokoić.

Stałam aktualnie pod opuszczonym domem w Danville, podobno nawiedzonym ale ja nie wierzę w takie bzdety. Ciągle tu przychodziliśmy tylko we dwoje Theo i ja. Był to dosyć wysoki budynek, miał chyba 2 piętra, jego ściany były zarośnięte pnączem a miejscami odpadała farba, położony był on z daleka od reszty domów przez co mogliśmy się tu wygłupiać i słuchać głośno muzyki bez marudzenia sąsiadów. Najczęściej jednak siedzieliśmy na dachu z którego oglądaliśmy nocą gwiazdy.

Wysłał mnie po napoje 20 minut temu, mówiąc, że zaczeka przy ogrodzeniu. Nie mógł iść ze mną bo musiał najpierw znaleźć telefon który gdzieś mu się zawieruszył.

-THEO TO NIE JEST ŚMIESZNE!-Wrzasnęłam gdy przeszłam kolejne piętro domu a jego nie było. Na dachu go nie widziałam ale zdecydowałam się tam wejść bo ten idiota mógł robić sobie ze mnie żarty i położył się abym go nie zauważyła.

-Theo? – rozejrzałam się po całej powierzchni lecz jego nie było. Może poszedł do domu? Ale on by mnie tu nie zostawił samej, robił się wieczór i wiedział że to nie bezpieczne bym wracała sama.
Podeszłam do krawędzi dachu skąd widziałam miasto. Dom był położony na lekkim wzniesieniu więc oprócz patrzenia w gwiazdy, często też oglądałam oświetlone domy, nie były daleko, całe miasteczko wydawało się jakby na wyciągnięcie ręki. Westchnęłam, popatrzyłam w dół i natychmiast nieruchomiałam. Zobaczyłam Theo.

-O boże – poczułam mdłości a łzy cisnęły mi się do oczu, zakryłam dłonią usta, wiedziałam jednak, że muszę coś jak najszybciej zrobić dlatego bardzo prędko zeszłam na dół

Theo leżał nieruchomo na ziemi, plecami w dół a z rany na głowie wypływało pełno krwi. Podeszłam bliżej. Kolana mi się uginały, cała się trzęsłam. Kucnęłam obok niego i przypominając sobie czego dowiedziałam się o pierwszej pomocy zaczęłam sprawdzać czy oddycha. Nie oddychał. Momentalnie do moich oczu napłynęło jeszcze więcej łez, zrobiło mi się niedobrze, oddychałam bardzo ciężko ale wiedziałam że jak teraz czegoś nie zrobię to Theo już nigdy nie otworzy oczu. Wyciągnęłam drżącą dłonią telefon z kieszeni by wezwać pomoc. Odblokowałam go i zadzwoniłam na pogotowie. Pani która odebrała kazała próbować go reanimować, podałam jej także adres gdzie się znajdowaliśmy. Robiłam resuscytacje lecz nic się nie działo. Minęło kilka minut a ja już traciłam siły, gdy usłyszałam pogotowie. Wstałam i pobiegłam aby zaprowadzić ratowników do chłopaka.

-Ratujcie go! RATUJCIE GO PROSZĘ!

-zrozpaczona zaczęłam błagać gdy ich przyprowadziłam i zaczęli coś przy nim robić. Theo był jedną z najważniejszych osób w moim życiu i nie mogłam go stracić.

W pewnym momencie zauważyłam że ratownicy go podnoszą, kładą na nosze i zabierają do karetki, od razu ruszyłam za nimi. Jeden ratownik który aktualnie nic nie robił podszedł do mnie.

-Gdzie są wasi rodzice? Musisz ich powiadomić o tej sytuacji.

-Jego rodzice w pracy a moja mama w domu.-odpowiedziałam drżącym od emocji głosem.

-W takim razie poinformuj jego rodziców że zabieramy go do szpitala Sovah Health, jest on najbliżej a teraz wracaj do domu dziecko- poklepał mnie po ramieniu i szybko wskoczył do karetki tuż za noszami.

Dead LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz