Pohalloweenowy dyżur u Snape'a_5

29 2 0
                                    


- Potter, nie każ mi się powtarzać.

- Tak jest, profesorze Snape! Przepraszam! – Harry poprawił w biegu swoją szatę i przystanął tuż przy swoim opiekunie domu. Senne rozkojarzenie jeszcze trochę go trzymało, przez co cały czas zostawał w tyle. Wciąż nie mógł uwierzyć, że zasnął na tym przeklętym krześle i obudził się dopiero po jakiś dwóch godzinach. No, popłakał się i usnął! Jak jakiś pięciolatek! 

- Naprawdę, nie musiał pan...

- Powiedź mi jeszcze raz co muszę, a co nie, a przysięgam, że oddam ci swoją posadę, dzieciaku. Nawet nie będzie mi przykro – profesor skomentował, po czym wszedł po schodach na wyższy poziom.

Harry tylko westchnął pod nosem i ruszył za nim.

- Przecież dobrze pan wie, że nie o to mi chodziło. Ja po prostu nie lubię robić problemu.

- I znowu każesz mi się powtarzać, Potter. Czy ty w ogóle słuchasz, co się do ciebie mówi? Bo zaczynam w to wątpić.

- No ale...!

- Niespodzianka. Odprowadzenie cię na ucztę Nocy Duchów też należy do moich obowiązków – skwitował. - Nie ma tu znaczenia, czy robi mi to kłopot, czy nie.

Kiedy już obaj znaleźli się na górze, do ich uszu dotarły głośne wybuchy. Harry obrócił się w stronę wyjścia z zamku. Przez dwa wielkie okna w pobliżu wrót wejściowych, na tle nocnego nieba odbijały się pomarańczowo-złote fajerwerki.

- Clifford mówił, że kolacje jada się w zamku... - pomyślał na głos.

- Najwidoczniej nie w tym roku – Profesor podszedł do drzwi i otworzył je machnięciem różdżki. Dzięki temu, muzyka i wesołe okrzyki wdarły się prosto do głównego hallu, wypełniając go w całości. Harry przystanął w drzwiach, by móc popatrzeć na zgromadzenie.

Chyba cała szkoła wyległa z zamku na Błonia i bawiła się właśnie w najlepsze.

Część czarodziei zgromadzona jeszcze przy wielkim, zakręconym stole odśpiewywała na cały głos jakąś wesołą piosenkę do taktu melodii dochodzącej nie wiadomo skąd. Kilka innych grupek podzielonych na trzyosobowe drużyny, wyposażonych w długie kijki goniło się dookoła stołu, krzycząc głośno „Warchoł! Łapać warchoła!". Dyrektor, pani vicedyrektor oraz kilku innych nauczycieli stało w grupce niedaleko bawiących się studentów, zadzierając głowy do góry. Tymczasem w centrum wszystkiego, znajdowała się dobrze już znana Harry'emu dwójka bliźniaków Weasley, którzy zapewniali wszystkim pokaz przepięknych fajerwerków z małego, przenośnego pudełka. Jeden siedział na stole i patrzył w górę, w czasie gdy ten drugi wesoło biegał za jednym z Gryfonów.

W tłumie Harry dostrzegł też dwóch braci Cookerów: Clifford stał z tacą jedzenia, w czasie gdy Rufus wyjadał z niej jakieś ciastka, oraz Hermione Granger pogrążoną w lekturze jakiegoś grubego tomisza. Na dalszym planie grupka Ślizgonów i Puchonów wywijała wysoko sztandarami domów, śpiewając inną piosenkę niż uczniowie przy stole, chyba próbując ich przekrzyczeć. Wśród Ślizgonów, Harry bez trudu rozpoznał Malfoy'a oraz Goyle'a. Crabbe też się znalazł. Stał niedaleko stołu Slytherinu z Pansy Parkinson i gadali o czymś.

Tylko Harry był tu, gdzie był. Radosna atmosfera ogóle mu się nie udzieliła.

- Ts, Minerva jak zwykle traktuje tę dwójkę ulgowo...- prychnął pod nosem profesor Snape, po czym skinął głową na tłum. - Nie idziesz?

Harry wzruszył ramionami.

- To nie wygląda jak Halloween, które znam. Nie wiem, czy pasuje.

Profesor zmierzył go wzrokiem, po czym zapytał.

- A kto powiedział, że musisz pasować?

- Przepraszam?

- Oczywiście, że tu nie pasujesz – profesor sam odpowiedział. - To czarodziejskie święto, a ty żyłeś od zawsze wśród mugoli. Ile spędziłeś w tym świecie, Potter? Dwa miesiące z hakiem? To nie jest wystarczający czas nawet na pełną aklimatyzację. Nie opowiadaj bzdur!

- To, co w takim razie mam robić?

- Nic – czarodziej pokręcił głową. - Po prostu tam idź i spróbuj zdobyć jak najwięcej doświadczenia. Im więcej się dowiesz, tym łatwiej będzie. Nie musisz pasować. Wystarczy, że przekonasz siebie, że pasujesz. Reszta zrobi się sama.

Harry zastanowił się przez chwilę.

- Pan... nie jest czarodziejem z urodzenia, prawda?

Profesor Snape przez chwilę przyglądał mu się tym swoim krytycznym wzrokiem, ale jakoś tak, przestało to robić na Harry'm jakiekolwiek wrażenie. W myślach przyznał rację dyrektorowi. Pan Snape był znacznie milszy niż się wydawał, kiedy lepiej się go poznało.

Tym razem nauczyciel posłał mu bardzo niemiłe spojrzenie.

- Myślisz o czymś głupim, prawda? 

- To pan umie czytać w myślach – odparł Harry, wzruszając jednocześnie ramionami. - Nie odpowiedział mi pan na moje pytanie.

- Może dlatego, że to już nie mieści się w obszarze moich obowiązków – po tym zdaniu, profesor Snape poprawił sobie rękawy długiej narzutki. - Widzimy się w sobotę, panie Potter. Punktualnie, o jedenastej. Lepiej, żeby był pan przygotowany – i poszedł w stronę reszty nauczycieli.

Harry uśmiechnął się lekko. O jedenastej, co?

- P-p-pan Potter?!

- Harry! Cholibka jasna, a co ty tu robisz?

Chłopiec szybko obrócił się w prawo. W jego stronę właśnie zmierzali profesor Quirrell oraz Hagrid. Ten ostatni niósł na plecach coś wielkiego, co przypominało brzydką lalkę.

- Hagrid! Profesorze!

- S-S-Szukałem pana, w-w-wszędzie! – powiedział profesor, gdy już się zrównali. Widać, mocno się zmartwił zniknięciem Harry'ego, bo aż złapał go za ramiona i lekko nim potrząsnął. - Za-za-zaniepokoiłem się, bo naj-naj-najpierw nie było pana na mo-mo-moich zajęciach, a-a-a potem t-t-t-tu!

- No, ja tez żem się się zmartwił, jak Kwiryniusz mi powiedział, że nigdzie cię nie ma – Hagrid rozejrzał się dookoła. - Kto tu w ogóle z tobą wcześniej był?

Harry odpowiedział, gdy pan Quirrell w końcu przestał kiwać jego ciałem na boki.

- P-profesor Snape.

- Severus? - olbrzym otworzył szerzej oczy. Wymienili spojrzenia z równie zaskoczonym profesorem Quirrellem, po czym Hagrid kujnął go palcem w bok. - Co żeś przeskrobał, gargulcu jeden, co?

- To... długa historia – Harry zakłopotał się z lekka. - Ale już jest ok.

- N-N-no skoro pa-pa-pan tak mó-mó-mówi – profesor Quirrell ewidentnie odetchnął z ulgą. Zaraz potem wskazał na stół. - N-N-Nie idzie pan?

- Właśnie Harry, najlepsza zabawa cię ominie! - zagrzmiał wesoło Hagrid. - Sam by cię zaciągnął do reszty, ale niestety, ja i Kwiryniusz musimy się najpierw uporać z tym trollem.

- A, czyli to troll? - Harry wskazał na plecy olbrzyma. - Faktycznie, mały jakiś.

- Tja. Trzy metry miał drań. Ale oberwał zaklęciem zmniejszającym od Severusa. I został taki se oto liliputek. Tak czy siak, ja i Kwiryniusz idziemy się nim zająć. Ale ty idź, chłopie! Baw się dobrze, póki możesz. Noc Duchów nie trwa wiecznie, a zostało ci ich już tylko sześć!

Harry skinął głową. Pożegnał ich i pobiegł w stronę stołu.

Miał nadzieję, że może faktycznie nie będzie tak źle.

Harry Potter i Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz