Rozdział 1

990 41 11
                                    

-Nie! Proszę, będę grzeczny obiecuję! - płakał przerażony chłopiec kiedy jego wujek ciągną go z samochodu na próg sierocińca - Błagam, nie zrobię tego nigdy więcej, obiecuję!

Pani Karolina Handoor kobieta w średnim wieku która pracowała w sierocińcu św. Kamila widziała już wiele razy płaczące dzieci błagające rodziców by ich nie zostawiali. Teraz więc patrzyła tylko z apatią na krzyczącego chłopca, który miał cztery może pięć lat.

Był bardzo chudy co było jeszcze bardziej widać w jego o wiele za dużych ubraniach. Miał orzechowy odcień skóry, czarne włosy trochę kręcone jednocześnie bardzo rozczochrane, zasłaniające prawie całą twarz i kark chłopca. A za brzydkimi okrągłymi okularami kryły się duże szmaragdowo zielone oczy, z których lały się łzy.

- Cisza! - Harry wzdrygnął się gdy jego wujek wrzasnął.

Chlipał jeszcze i czuł jak łzy spływają mu z twarzy jednak przestał już krzyczeć. Chłopiec pamiętał że wuj Vernon groził mu już że jeśli nie będzie się odpowiednio zachowywać odda go do sierocińca, jednak ciotka Petunia zawsze się potem denerwowała i powtarzała żeby wuj nie przesadzał.

Teraz jednak ciotka Petunia szła tylko za nimi ze zwieszoną głową i nic nie mówiła. Harry poczułby się trochę zdradzony gdyby nie wiedział już że jego ciotka nie jest dobrą osobą i tak naprawdę on jej nigdy nie obchodził. 

Kiedy byli już w budynku jedną ręką Harry wycierał z łez swoją twarz a drugą przyciskał do klatki piersiowej torbę którą dała mu ciotka petunia żeby włożył tam swoje ubrania i inne prywatne rzeczy. Wujek Vernon rozmawiał z panią która przedstawiła się jako Karolina Handoor. Harry stał tam próbując uspokoić oddech kiedy jego wujek podpisywał jakieś papiery a jego ciocia patrzyła na jakąś kartkę szepcząc cicho pod nosem. Kiedy dorośli skończyli omawiać swoje sprawy pani Handoor chwyciła go za wolną rękę, a chłopiec automatycznie popatrzył na nią.

- Chodź ze mną Harry, zaprowadzę cię do twojego nowego pokoju - uśmiechnęła się sztucznie sprawiając że pięciolatek był wobec niej o wiele mniej ufny niż normalnie.

Obrócił się i spojrzał na wuja i ciotkę zdając sobie sprawę że to ostatni raz kiedy ich widzi. Lecz pomimo wcześniejszy próśb i błagań żeby go tu nie zostawiali poczuł wszech ogarniającą go ulgę. Ten mężczyzna ani ta kobieta już go nie dotkną, nie skrzywdzą. To koniec smutnego życia na Privet Drive, nie ma już Dudleya który zastraszy wszystkie dzieci że by się z nim nie kolegowały, nie ma już sąsiadów którym ciotka Petunia naopowiada bzdur jak to jest strasznym złodziejem i patologicznym kłamcą. Tego wszystkiego już nie ma i nigdy więcej nie będzie. Odwrócił głowę tak by ciotka Petunia i wuj Vernon mogli zobaczyć jego twarz i uśmiechną się ładnie z iskierkami zwycięstwa w oczach.

 
_

____________________________

Petunia Dursley właśnie oddała swojego siostrzeńca do sierocińca. Nie była z tego dumna lecz tak było najlepiej, oni po prostu nie mogli zatrzymać magicznego dziecka. Jej mąż szalał z powodu chłopca i jego nienaturalnych zachowań, a ona czuła się winna z powodu tego jak wiele jej rodzina przysparza jej ukochanemu kłopotów. Wiedziała jednak że chłopiec musi zostać, ten mądry mężczyzna z długą brodą tłumaczył jej czym są osłony krwi i jak działają. Jednak dopiero teraz po długich godzinach ukrywania się i studiowania znalazła rozwiązanie. W jej rodzinie płynęła magiczna krew i nawet jeśli najwięcej tej magii ujawniło się u Lily, u niej choć o wiele, wiele mniej, talentu nie brakowało. A przynajmniej miała nadzieję że wystarczy go na tyle by przesadzić osłony. 

Martwe Kwiaty fic.Tomarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz