Siedziałyśmy z Pansy w pokoju wspólnym przed śniadaniem następnego ranka. Rozmyślałam, jak Snape chce mnie uczyć eliksirów, skoro ma to robić Slughorn, może chodziło mu o prawdziwe, dodatkowe zajęcia z tego przedmiotu?
Blaise i Henry przyszli chwilę później by wspólnie z nami wyjść na śniadanie. Kiedy zajęliśmy się owsianką, jajkami i tostami, Pansy spytała:
— Ce co planujesz z Panem Zdrajcą?
— Emm nic. Na razie będę go unikać, a później się zobaczy.
— Ja lecę, umówiłem się z Liamem, do wieczora! — powiedział Henry i wybiegł z połową tostu w dłoni.
— No, no chyba miłość kwitnie — powiedziała Pansy, patrząc za Henrym, który końcem ubiegłego roku, powiedział im o tym, że spotyka się z Liamem.
— Chyba tak. To dobrze, że im się układa. — powiedziałam z uśmiechem, rozglądając się za Snape'em.
Rozdawanie w tym roku planów lekcji było bardziej skomplikowane niż zazwyczaj, ponieważ profesor Snape musiał najpierw potwierdzić, że każdy osiągnął odpowiednie oceny z sumów, aby móc kontynuować wybrane przez siebie przedmioty do owutemów.
Natychmiast dowiedziałam się, że mogę kontynuować zaklęcia, obronę przed czarną magią, transmutację, zielarstwo i eliksiry, domyśliłam się tego, więc odbierając swój plan zajęć, spokojnie zaczekałam na przyjaciół i wspólnie poszłam z nimi pod salę Obrony przed Czarną Magią. Zauważyłam, że w planie mam wiele zajęć, ale lekcje są dość fajnie zestawione, nie miałam wielu okienek, pewnie temu, że miałam nie więcej niż po sześć lekcji dziennie, oprócz poniedziałków w poniedziałki miałam siedem, ale za to zaczynałam na drugą lekcję.
— Miałam nadzieję, że w tym roku będzie nieco lżej z zajęciami, ale czuję, że się przeliczyłam — jęknęłam, gdy stanęliśmy pod salą.
— Jak myślicie, obrona będzie teraz znośna? — spytał Blaise, nadal analizując swój plan.
— Myślę, że będzie okej, ale zadań nam nie zabraknie.
Kiedy to powiedziałam, drzwi klasy się otworzyły, a Snape wyszedł na korytarz. Natychmiast w kolejce zapadła cisza.
— Do środka — powiedział.
Kiedy weszliśmy, spojrzałam dookoła. Snape już narzucił swoją osobowość temu pomieszczeniu; było bardziej ponure niż zazwyczaj, zasłony były zaciągnięte, światło pochodziło tylko ze świeczek. Nowe obrazy zdobiły ściany, wiele z nich ukazywało ludzi, którzy zdawali się być pogrążeni w bólu, mieli przerażające rany lub dziwnie powykrzywiane części ciała. Nikt się nie odezwał, kiedy usiedliśmy, rozglądając się po cienistych, makabrycznych obrazach.
Niezły klimat pomyślałam, siadając z Pansy i rozglądając się nadal po sali.
— Nie mówiłem, abyście wyjęli swoje książki — powiedział Snape, zamykając drzwi i podchodząc do biurka, aby stanąć z klasą twarzą w twarz.
Pansy w pośpiechu wrzuciła swój egzemplarz — Stawiania Czoła Bezimiennym — z powrotem do torby i wepchnęła ją pod krzesło.
— Chcę do was przemówić i chcę, abyście poświęcili mi całą uwagę.
Jego czarne oczy błądziły po naszych skupionych twarzach, zatrzymując się na twarzy Harry'ego i później mojej o sekundę dłużej niż na innych.
— Zdaje się, że jak na razie mieliście pięciu nauczycieli tego przedmiotu. Naturalnie, ci nauczyciele mieli własne metody i priorytety. Przy całym tym zamieszaniu, jestem zaskoczony, że tak wielu z was zdało suma z tego przedmiotu. Będę jeszcze bardziej zaskoczony, jeżeli wszyscy z was zdołają poradzić sobie z pracą związaną z owutemami, która będzie posuwała się do przodu — Snape podszedł do kąta sali, zniżając głos, klasa wyciągała szyje, aby mieć go na widoku. — Czarna Magia — powiedział Snape — jest rozmaita, odwieczna i ciągle się zmienia. Walka z nią jest jak walka z wielogłowym potworem, któremu po ucięciu każdej głowy wyrasta jeszcze okrutniejsza i mądrzejsza niż wcześniej. To jest walka z czymś, co jest odłączone, mutujące się i niezniszczalne.
Wpatrywałam się w Snape'a. Ważny był respekt dla Czarnej Magii, jako dla niebezpiecznego wroga, ale sposób, w jaki Snape o tym mówił... z pieszczotliwością w głosie był dość intrygujący.
— Wasza obrona — powiedział Snape, trochę głośniej — także musi być elastyczna i pomysłowa, tak jak magia, przed którą ma bronić. Te obrazy — wskazał na kilka, obok których przechodził — dają niezłą orientację odnośnie do tego, co stanie się temu, kto zostanie potraktowany klątwą Cruciatusa — wskazał na czarownicę, która wyraźnie wrzeszczała w agonii — kto otrzyma pocałunek Dementora — czarodzieja, leżącego pod ścianą z pustym spojrzeniem — lub sprowokować agresję Inferiusa — krwawą masę leżącą na ziemi.
— Czy ktoś kiedykolwiek widział Inferiusa? — powiedziała Parvati Patil wysokim głosem. — Czy to prawda, że on ich używa?
— Czarny Pan kiedyś używał Inferi — powiedział Snape — co znaczy, że powinniście być przygotowani na to, że użyje ich ponownie. Teraz...— Po raz kolejny ruszył z końca klasy w stronę swojego biurka, znowu wszyscy patrzyliśmy, jak idzie, jego czarne szaty falowały za nim. — ... wy, jak sądzę, jesteście zupełnymi nowicjuszami, jeśli chodzi o używanie niewerbalnych zaklęć, chociaż słyszałem, że nie wszyscy — spojrzał na mnie — Jakie są korzyści z niewerbalnych zaklęć?
Ręce Hermiony i moja wystrzeliły w powietrze. Snape spojrzał po wszystkich.
— Bardzo dobrze, panno Black.
— Użycie zaklęć niewerbalnych daje nam przewagę nad przeciwnikiem, element zaskoczenia, który w każdym pojedynku czy walce jest bardzo przydatny.
— Doskonale, pięć punktów dla Slytherinu. Tak, ci, którzy robią postępy w używaniu magii bez wykrzykiwania inkantacji, uzyskują dodatkowo element zaskoczenia. Nie wszyscy czarodzieje to potrafią, oczywiście, jest to problem związany z koncentracją i siłą umysłu, których niektórym — jego zjadliwe spojrzenie po raz kolejny spoczęło na Harrym — brak.
Wiedziałam, że Snape miał na myśli katastrofalne lekcje oklumencji z poprzedniego roku.
— Teraz się podzielicie — powiedział Snape — w pary. Jedna osoba będzie starała się rzucić klątwę na drugą, bez używania głosu. Druga osoba będzie próbowała odeprzeć klątwę w absolutnej ciszy. Zaczynajcie.
Chociaż Snape o tym nie wiedział, ja i Harry w zeszłym roku nauczyliśmy co najmniej połowę klasy (czyli każdego, kto był członkiem AD i był Pansy, Blaisem lub z Gryffindoru) jak wyczarować tarczę. Aczkolwiek żadne z nich nie rzucało tego zaklęcia bez wypowiadania. Wynikła z tego, zrozumiała ilość oszustw, wielu po prostu szeptało inkantację, zamiast mówić ją głośno. Po dziesięciu minutach Pansy zdołała zatrzymać rzuconą przeze mnie po raz kolejny klątwę galaretowatych nóg bez wypowiedzenia słowa, wyczyn taki dał jej dziesięć punktów dla Slytherinu.
Snape przechadzał się pomiędzy nami, kiedy ćwiczyliśmy, szczególnie przypatrując się zmaganiom Harry'ego i Rona z zadaniem.
— Żałosne, Weasley — powiedział Snape po chwili. — Tutaj... pozwól mi pokazać...
Obrócił swoją różdżkę w stronę Harry'ego tak szybko, że Harry zareagował instynktownie; zapominając o niewerbalnych zaklęciach, krzyknął:
— Protego!
Jego zaklęcie tarczy było tak potężne, że Snape utracił równowagę i uderzył w biurko. Cała klasa spojrzała w ich stronę, patrząc, jak Snape podnosi się nachmurzony.
— Czy pamiętasz, jak mówiłem, że ćwiczymy niewerbalne zaklęcia, Potter?
— Tak — powiedział sztywno Harry.
— Tak, proszę pana.
— Nie ma potrzeby mówić do mnie „proszę pana", profesorze. — powiedział te słowa, zapewne, zanim zrozumiał, co właśnie mówił. Kilku uczniów, włącznie ze mną, wstrzymało oddech. Aczkolwiek za Snape'em, Ron, Dean i Seamus wsparli go uśmiechami.
— Szlaban, sobota wieczorem, w moim gabinecie. — powiedział Snape — Nie pozwolę sobie na czyjąkolwiek bezczelność, Potter... nawet od „Wybrańca".
Snape wstał i podszedł do mnie i Pansy, obie poradziłyśmy sobie doskonale, więc tylko przytakiwał nam z lekkim uśmiechem samozadowolenia.
— Black, w sobotę wieczorem zaczniemy lekcje, będę czekał w moim gabinecie po kolacji.
— Oczywiście sir.
Pansy spojrzała na mnie, gdy wyszłyśmy z sali.
— Mam mieć dodatkowe lekcje z eliksirów, nie wiem, jak długo, ale mają mnie przygotować do Owutemów — wytłumaczyłam, gdy wyszłyśmy z sali.
Kolejną lekcję spędziliśmy, znów słuchając o tym, jak zaczniemy ćwiczyć powoli do Owutemów i jakie to ważne, by dobrze się do nich przygotować. Właśnie skończyliśmy, kiedy dzwonek zadzwonił na podwójne eliksiry, ruszyliśmy więc dobrze znaną trasą do lochu, który, dotychczas, należał do Snape'a.
Kiedy weszliśmy na korytarz w podziemiach, zauważyłam, że tylko garstka osób starała się o Owutem z eliksirów. Czworo Krukonów, jeden Puchon, nasza trójka oraz Draco. Z Gryffindoru byli tylko Hermiona oraz Ron i Harry ku mojemu zdziwieniu.
Drzwi lochu się otworzyły i brzuch Slughorna pojawił się w drzwiach. Kiedy weszliśmy do sali, jego wielkie morsie wąsy zakręciły się nad uśmiechniętymi ustami, a Harry'ego, mnie i Zabiniego powitał z nadzwyczajnym entuzjazmem.
Loch był, co niezwykłe, pełen pary i dziwnych zapachów. Ja, Pansy i Zabini wąchaliśmy z zainteresowaniem mijane, wielkie bulgoczące kotły. Z racji, że była nas tylko czwórka z jednego domu, zajęliśmy jeden stół, podobnie jak czwórka Krukonów. Harry, Ron i Hermiona mieli być przy jednym stole z Erniem. Wybraliśmy stół stojący najbliżej złoconego kotła, który emitował najbardziej kuszący zapach, jaki kiedykolwiek wąchałam: jakoś przypominał mi jednocześnie sernik z brzoskwiniami, lawendę, cytrusy i orzechy. Zauważyłam, że oddycham bardzo wolno i głęboko, a wyziewy eliksiru zdawały się wypełniać mnie jak napój. Ogarnęło mnie zadowolenie; uśmiechnęłam się do Pansy, która odwzajemniła leniwie uśmiech. Od razu rozpoznałam, jaki to eliksir, miałam już okazję czytać o nim w ubiegłym roku.
— A teraz, a teraz, a teraz — powiedział Slughorn, którego masywny zarys drżał w migoczących oparach. — wszyscy wyjmijcie wagi, przybory do eliksirów, i nie zapomnijcie swoich egzemplarzy Zaawansowanego Warzenia Eliksirów...
— Proszę pana? — powiedział Harry, podnosząc rękę.
— Harry, mój chłopcze?
— Nie mam książki ani wagi, ani czegokolwiek, Ron także. Widzi pan, bo my nie wiedzieliśmy, że będziemy mogli kontynuować eliksiry...
— A, tak, profesor McGonagall wspominała o tym... nie przejmuj się, drogi chłopcze, doprawdy nie ma się czym przejmować. Możecie dzisiaj użyć składników z tutejszego kredensu i jestem pewien, że znajdą się jakieś wagi, mamy także kilka starych książek, wystarczą do czasu, kiedy napiszecie do — Esów i Floresów.
Slughorn podszedł do kredensu w rogu i, po chwili poszukiwań wyciągnął dwa wyglądające na bardzo zużyte egzemplarze Zaawansowanego Warzenia Eliksirów autorstwa Libatiusa Borage, które wręczył Harry'emu i Ronowi razem z dwoma zestawami wag.
— A teraz — powiedział Slughorn, wracając na początek klasy i wydymając swoją już i tak wypukłą pierś, tak że guziki na jego szacie ledwie się trzymały — Przygotowałem dla was kilka eliksirów, abyście mogli na nie rzucić okiem, tak dla zainteresowanych, no wiecie. To jest to, co powinniście potrafić zrobić po zakończeniu nauki do owutemów. Powinniście już o nich słyszeć, nawet jeżeli żadne z was jeszcze ich nie robiło. Czy ktoś powie mi co to za eliksir?
Wskazał na kociołek najbliżej stołu Gryfonów. Podniosłam się lekko z krzesła i zobaczyłam coś, co wyglądało jak zwykła, bezbarwna woda wrząca w kociołku.
Wyćwiczona ręka jak zwykle pierwsza pojawiła się w powietrzu razem z dłonią Hermiony. Slughorn wskazał na mnie.
— To jest Veritaserum, bezbarwny, bezwonny eliksir, który zmusza tego, kto go wypije do mówienia prawdy — powiedziałam.
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 6
FanfictionŻycie Cassandry obróciło się w gruzy wraz z utratą swojej wielkiej miłości, przeznaczonego jej mężczyzny. W sercu ślizgonki roi się od rozdarcia i bólu, a wspomnienie tej utraconej relacji trawi ją każdego dnia. Czy można zapomnieć o miłości? Czy wa...