Rozdział 12 Sabat.

25 2 0
                                    

Do czasu kiedy Katie została przeniesiona do Kliniki Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga następnego dnia, wieść o tym, że padła ona ofiarą klątwy, rozniosła się już po całej szkole, ale na ogół mylono się co do okoliczności i nikt poza Harrym, Ronem, Hermioną, naszą czwórką Ślizgonów i Leanne zdawał się nie wiedzieć, że Katie nie była prawdziwym celem.

— Powinnaś się dowiedzieć, tak dla spokoju samej siebie.

— Siebie czy nas?

— No, nas...

— Podpytam, jak będzie okazja, ale jeśli nawet to nie wiem, czy powie mi prawdę.

— To posłuchaj co myśli — szepnął Blaise.

— No, jak się uda, to spróbuję — powiedziałam wymijająco.

Kończyliśmy właśnie śniadanie, doszłam już do siebie, po wczorajszym incydencie, ale nie miałam na nic apetytu, więc spoglądałam na sufit, który był szary i ołowiany; nad naszymi głowami szybko płynęły ciemne, śnieżne chmury, pogoda drastycznie się zmieniła i po weekendowym słońcu zostało jedynie ciepłe wspomnienie. Lekcje wlekły się okropnie, jednak zaplanowane spotkanie z Draco dawało mi siły na przetrwanie tego dnia. Rozmowa, jaką chciałam z nim przeprowadzić, ciążyła mi, nie byłam pewna czy chciałam usłyszeć prawdę, ale wiedziałam, że raczej, tak czy inaczej, to się stanie, nieważne czy od niego, czy z jego myśli. Po kolacji poszliśmy do pokoju wspólnego, uparłam się, by posiedzieć w salonie przy kominku pod pretekstem ogrzania się w cieple ognia, który wesoło w nim tańczył.

Pansy i Blaise zniknęli po chwili, korzystając z wolnej sypialni, zostałam w salonie z Henrym, który opowiadał mi mentalnie o wyjściu do Hogsmeade z Liamem i niedzielnym spędzaniem czasu z nim i jego kolegami.

Świetnie, cieszę się, że wam się układa, to fajny chłopak.

Najlepszy, ale dość o nas. Powiedz mi co dalej z Twoim życiem miłosnym?

Och, daj spokój. Na razie nadal nie wpadłam na Samuela i dobrze, wiem, że tego nie uniknę, w końcu przyjdzie nam się spotkać tu czy gdziekolwiek więc rozmowa będzie nieunikniona.

A Draco?

Zamknięty temat, tylko kumpel i jest okej, mam nadzieję, że nic się nie zmieni.

Było już po dwudziestej trzeciej, gdy salon powoli pustoszał, Henry także poszedł spać, w końcu spokojnie odetchnęłam. Czułam się źle, z tym że okłamuje znów bliskie mi osoby w tym Henrego, ale nie miałam wyjścia, musiałam tak postąpić. Nie chciałam, by ktoś znów martwił się o mnie i moją skomplikowaną relację z Draco. Tak jak im wmawiałam, było dobrze i miałam, nadzieję, że niebawem, tak właśnie będzie.
Blaise poszedł do siebie, a ja dałam znać Pansy, że chce pogadać z ojcem przez kominek, więc ta poszła spać, nie czekając na mnie. Zegar nad kominkiem wskazał północ, usłyszałam kroki dochodzące z dormitorium chłopców, wiedziałam, że to Draco.

— Cześć.

— Hej, nikt nic nie wie?

— Nie, tak jak obiecałam.

— Świetnie, dzięki.

— Draco, zanim zaczniemy... chciałabym Cię o coś zapytać.

— Tak.

— Czy to Ty...?

— Mówię Ci, że tak. Domyśliłem się, o co zechcesz spytać, tak, to ja, ale nic więcej nie mogę powiedzieć. Powinien ucieszyć Cię fakt, że tylko tak to się skończyło.

Poznałam, że on nie kłamie, pokiwałam głową.

— To było straszne — powiedziałam cicho.

— Wiem, przykro mi, że też to poczułaś, ale wiesz, że zrobię, co mogę, by nie musieć podjąć kroków ostatecznych, robię to dla Ciebie, matki i siebie... powinnaś to rozumieć.

— Rozumiem, wierzę, że to trudne, temu chcę Ci pomóc z oklumencją, nie gwarantuję, że będzie to łatwe i przyjemne...

— Wiem, ale zrobię, co mogę, żeby tylko się udało.

Usiadłam twarzą do niego i zaczęliśmy ćwiczyć. Początkowo bez problemu wdzierałam się w umysł Draco, nie musiałam nawet zbyt mocno naciskać, sądziłam wręcz, że celowo nie przykłada się do obrony, chcąc mi pokazać swoją przeszłość, to o czym do tej pory nie mógł mi powiedzieć, czego się wstydził lub obawiał. Grzebiąc w jego głowie, coraz lepiej rozumiałam jego zachowanie, podejście do innych, wszystko układało się w logiczną całość. Widziałam takie sceny, o których pragnęłabym nigdy nie wiedzieć. Były bolesne, traumatyczne i wcale nie dziwiłam się, że Draco czasami reagował tak, a nie inaczej.

Po jednym z kolejnych podejść, do zablokowania swojego umysłu, Draco poprosił o przerwę i oparł się o kanapę, wkładając rękę pod głowę.

— To trudne — powiedział, masując czoło drugą ręką — trudniejsze niż sądziłem.

— Tak, wyczerpujące, ale musisz się postarać bardziej, na razie nie naciskam mocno, a widzę, aż za wiele.

— Wybacz, że poznajesz najgorsze tajniki mojego życia, wpadasz w bagno wspomnień mojego domowego koszmaru.

Przysunęłam się do niego, poddając się odruchowi i poprawiłam mu kosmyk włosów na czole. Zamarł, przestał nawet jakby oddychać. Milczał i ja również. Otworzył oczy nagle, podniósł nieco głowę, przyciągnął mnie lekko do siebie i pocałował.
Kilka miękkich dotknięć warg i odsunęliśmy się od siebie, patrząc sobie w oczy.
Oparł się tak jak przedtem. Myślałam, że nic więcej nie powie, ale nagle rozległ się jego głos:

— Kiedy byłem mały, ojciec lubił zabierać mnie na pojedynki, oczywiście, nieoficjalne, nielegalne, coś w rodzaju mugolskich walk w ringu, tyle że z różdżkami oczywiście.
Zawsze obstawiał najsilniejszych czarodziejów, zwyciężali, mieli być dla mnie wzorem. Chciał, bym nauczył się jak wygrywać, wpajał mi, że nie wolno mi się nigdy poddawać.
Należy być silnym, twardym i twardo obstawać przy swoim. Być chlubą dla swoich przodków, dumnym posiadaczem nazwiska Malfoy. Później trenował ze mną, ale nigdy nie udało mi się z nim wygrać oczywiście, jednak zawsze, kiedy udawało mi się go jakoś zaskoczyć, zrobić coś nieco lepiej niż zwykle, czy wykorzystać nietypowe zaklęcie, podchodził do mnie i głaskał mnie po głowie, kilkoma niezgrabnymi ruchami.
— machnął w powietrzu ręka, parodiując ojca — i to była cała jego ojcowska czułość, jaką mi przekazał, jaką był w stanie mi okazać. Klepanie po głowie, ale tak mocne, że cały się kuliłem, czekając na kolejne klepnięcie.

Miałam ochotę go dotknąć, przytulić się do niego, ale on jak gdyby znów stał się małym chłopcem, który wystraszył się mojego dotyku, z przyzwyczajenia oczekując ciężkiej ręki ojca, o której wspomniał. Spojrzał na mnie.

— Myślałem o tym i z każdym dniem cieszę się bardziej, że nie ma go już w naszym życiu. Wiem, może to chore, bezduszne, ale prawdziwe, nic nie poradzę, że tak właśnie czuję.

— Draco, to dla mnie przynajmniej zrozumiałe. Miałeś ciężkie dzieciństwo, wiele od Ciebie wymagano, oczekiwano wiele... każdy byłby tym przytłoczony.

Złapał moją rękę i jak dawniej, gładził mnie kciukiem po kostkach.

— Jednak w jednym miał rację, jednego mnie nauczył, powinienem być silny i bezkompromisowy. Wybrał zły wzór, bo to dopiero Ty pokazałaś mi, że mogę być taki, działając jednocześnie tak, by nie zatracić siebie.

Uśmiechnęłam się, a w oczach zakręciły mi się łzy, nie chcąc, by je zobaczył, przytuliłam się do niego, a on objął mnie ramionami. Zrobiło mi się go żal, chciałam go objąć, ale powstrzymałam się.

— Niebawem będzie tylko lepiej.

— Wiem. Cass ja...

— Cii... — spojrzałam na niego — wiem Draco.

Ja Ciebie też — dodałam w myśli, wiedząc, że mnie nie usłyszy. Uśmiechnął się smutno i pocałował mnie lekko. Chciałam jednak, by nie mówiąc mu, co czuję, sam to zrozumiał.

— Skończmy na dziś, okej? — wyszeptał, nie odrywając naszych stykających się czół od siebie.

— Jasne.

— Kiedy znów możemy się spotkać?

— Jak Ci pasuje, może w środę? Co dwa dni będzie chyba okej.

— Dobrze. Środa a później piątek, pasuje mi. Nie zatrzymuję Cię już.

— Nie zatrzymujesz, ale dobrze mi tu, z Tobą.

Uśmiechnął się i pogładził mnie po plecach.

— Masz nadal pokój ten pojedynczy co w ubiegłym roku?

— Tak.

Nie mówiąc nic więcej, wstałam, wyciągając do niego dłoń, chwycił ją i wstał, a ja poszłam przodem do jego dormitorium a z niego prosto do jego pokoju.

— Śpijmy dziś razem, rano wrócę do pokoju, zanim Pansy wstanie.

Przytaknął i przebrał się, ja na szczęście miałam już na sobie dres, więc położyłam się w jego łóżku a on obok mnie. Wtuliłam się w niego.

— Dobranoc Cass.

— Dobranoc Draco.

Ślizgonka z wyboru 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz