Rozdział 14 Świąteczne przyjęcie u Slughorna.

22 3 0
                                    

Śnieg znowu zaczął prószyć w zmrożone okna; w weekend ponownie odwiedziłam ojca i Sophie, spędzając z nimi sporo czasu, a wieczory i niemal całe noce przegadałam z Morganem, miałam wrażenie, że naprawdę dobrze mnie rozumie, chociaż nie o wszystkim mu mówiłam, mimo to, przyjemnie było usłyszeć opinię kogoś, kto nie jest związany z całą sprawą. Opowiedziałam Henry'emu, wszystko. Nie potępił mnie, co więcej zdawało się, że mnie rozumiał, doradził mi jak Sophie, żeby czerpać z życia, nie bacząc na nic, w końcu byłam wolna, a to czy finalnie wybiorę Samuela, czy Draco, będzie dla mnie jasne w chwili, gdy poznam całą prawdę. Święta zbliżały się szybko. Hagrid, jak co roku, zdążył już dostarczyć dwanaście choinek do Wielkiej Sali; wieńce z ostrokrzewu ze wstążkami ozdobiły już balustrady schodów; świece błyskały z wnętrza hełmów na zbrojach, a wielkie ilości jemioły zostały rozwieszone, w pewnych odstępach, na korytarzach. Duże grupki dziewcząt zbierały się pod krzewami jemioły, za każdym razem, gdy Harry przechodził obok, co powodowało zator w korytarzach; na szczęście, jednakże ostatnio częste, nocne wędrówki Harry'ego dały mu niezwykle dobrą znajomość, tajnych przejść w zamku, więc mógł poruszać się, bez zbytnich trudności, między klasami po ścieżkach pozbawionych jemioł.
Ron, który czasem czuł potrzebę komentowania tych objazdów bardziej chyba z zazdrości, niż dla zabawy, po prostu zanosił się śmiechem na to wszystko. Chociaż Harry wolał nowego, śmiejącego się i żartującego Rona dużo bardziej niż jego ponurą, agresywną wersję, którą musiał znosić przez ostatnie kilka tygodni, przyszło mu za to płacić wysoką cenę. Po pierwsze, musiał się przyzwyczaić do ciągłego towarzystwa Lavender Brown, która każdą chwilę spędzoną na czymś innym, niż całowanie Rona, uważała za czas stracony; a po drugie, Harry znowu został postawiony w sytuacji, w której jest najlepszym przyjacielem dwóch osób, które najwyraźniej w świecie, nie chcą już nigdy ze sobą rozmawiać, ku jego zadowoleniu miał jeszcze mnie i ze mną spędzał teraz możliwie wiele czasu.

— Ron mówi, że Hermiona nie powinna narzekać — mówił mi.— Sama tuliła się do Kruma. A teraz odkryła, że ktoś chce się tulić także do niego.

— No cóż, to wolny kraj. Nie robi nic złego, ale jakoś nie widzę ich razem, znaczy na dłuższą metę, bo na co dzień, na razie napotykam ich dość często, częściej niżbym chciała — zaśmiałam się.

Plany zajęć moje i Hermiony były tak napięte, że razem z Harrym najczęściej spotykałyśmy się w bibliotece, co oznaczało, że wszystkie nasze rozmowy odbywały się szeptem.

— Może sobie całować, kogo sobie tylko chce — powiedziała Hermiona, podczas gdy bibliotekarka, Madam Prince, skradała się w szafkach za nami. — Naprawdę, nic mnie to nie obchodzi.

Uniosła swoje pióro i zaakcentowała 'mnie' tak wściekle, że zaplamiła swój pergamin. Harry nic nie odpowiedział, jedynie zerknął ukradkiem w moją stronę, zakryłam dyskretnie usta dłonią, ale oczy zdradzały, że uśmiecham się pod nosem. Pochyliłam się trochę niżej nad Zaawansowanym Tworzeniem Mikstur i kontynuowałam robienie notatek z Wiecznych Eliksirów, czasami robiąc sobie przerwę na zgłębianie przydatnych przypisów księcia do tekstu Libatiusa Borage'a, które pokazywał mi Harry.

— A przy okazji — dodała Hermiona po kilku chwilach — powinieneś być ostrożny.

— Po raz ostatni to mówię — odparł Harry, mówiąc lekko ochrypłym głosem po trzech czwartych godziny ciszy — nie zwrócę tej książki. Więcej nauczyłem się od Księcia Półkrwi niż od Snape czy Slughorna w ciągu...

— Nie mówię o tym twoim głupim, tak zwanym, księciu — powiedziała Hermiona, spoglądając na jego książkę tak, jakby była dla niej nieprzyzwoita. — Mówię o tym, co wcześniej. Poszłam do damskiej łazienki i zanim weszłam do środka, już siedziało tam z tuzin dziewczyn, wliczając w to tą Romildę Vane, próbujących ustalić jak podrzucić ci napój miłosny. Wszystkie mają nadzieję, że zabierzesz je na przyjęcie Slughorna i wszystkie pewnie kupiły napoje miłosne Freda i George'a, które, boję się o tym mówić, najprawdopodobniej działają...

— To, czemu ich nie skonfiskowałaś?— zapytał Harry, któremu wydawało się dziwne, że mania Hermiony do przestrzegania zasad mogła opuścić ją w tak kluczowym momencie.

— Nie miały ich przy sobie w łazience — odparła pogardliwie Hermiona — obmawiały tylko strategię. Wątpię, czy „Książę Półkrwi" — rzuciła książce kolejne gardzące spojrzenie — mógłby wymyślić antidotum na tuzin różnych napojów miłosnych naraz, wolałabym zaprosić kogoś do pójścia z tobą, to by powstrzymało inne od myślenia, że wciąż mają jeszcze jakąś szansę. To jutrzejszy wieczór, więc są już całkiem zdesperowane.

— Nie ma nikogo, kogo chciałbym zaprosić — wymamrotał Harry, który wciąż starał się, w miarę możliwości, nie myśleć o Ginny, pomijając fakt, że wciąż pojawiała się w jego snach w takich sytuacjach, że Harry był niezwykle wdzięczny, że chociaż Ron nie zna się na Czytaniu w myślach, bo to, że te myśli przypadkiem znałam ja, jakoś już zaakceptował, chociaż osobiście, nigdy o tym nie wspominałam, o ile on nie zaczął tematu.

— No cóż, po prostu uważaj na to, co pijesz, ponieważ Romilda Vane wyglądała tak, jakby brała sprawę na serio.— odparła Hermiona.

Chwyciła długi zwój pergaminu, na którym pisała swoje wypracowanie z Numerologii i dalej skreślała coś piórem.

— Poczekaj chwilę — powiedział powoli. —Myślałem, że Filch zabronił wszystkiego kupionego w Magicznych Dowcipach Weasleyów?

— A od kiedy ktoś zwraca uwagę, na to, czego zabrania Filch? — spytałam, stawiając kropkę w swoim wypracowaniu.

— Ale wydawało mi się, że wszystkie sowy są sprawdzane. Więc jakim cudem te dziewczyny mogły wnieść napoje miłosne do szkoły?

— Fred i George wysłali im je jako perfumy albo syropy na kaszel — odparłam. —To cześć ich oferty Dostaw Sowami.

— Coś dużo o tym wiesz — powiedziała podejrzliwie Hermiona.

Spojrzałam na nią, nieco zawstydzona.

— Cóż, zapoznałam się ostatnio z ich ofertą, tylko tak informacyjnie, w końcu pomagałam im swego czasu co nieco, teraz dają sobie świetnie radę, robią naprawdę dobrą robotę. Nie martw się, nie chodzę i nie dolewam mikstur ludziom do picia... ani też nie zamierzam, co jest tak samo złe...

— Taa, jasne, rozumiem, wybacz, nie przejmuj się tym — odparła szybko Hermiona.

— Więc Filch daje się nabierać, czyż nie? — wtrącił Gryfon — Te dziewczyny wnoszą sobie rzeczy do szkoły pod przykrywką czegoś innego! Więc niby czemu Malfoy nie mógł wnieść naszyjnika do szkoły...

— Och, Harry... tylko nie to znowu...

— Daj spokój, a dlaczego nie?— nalegał Harry.

Chciałam już wstać, by wyjść, gdy w drugim końcu biblioteki, zauważyłam Samuela. Nie mogłam się pomylić, mimo że stał tyłem, wiedziałam dobrze, że to on. Szukał na półce jakiejś książki.

— Muszę coś ogarnąć — powiedziałam i pospiesznie odeszłam, starając się nie robić hałasu.

Czułam na sobie wzrok Hermiony i Harry'ego. Jednak teraz nie czas na rozważania co myślą o tym dziwnym nagłym odejściu. Musiałam pogadać z Samuelem, czas najwyższy w końcu dowiedzieć się czegoś.

— Sam, pogadajmy.

— Jestem zajęty Black, wpadnij na moje zajęcia, może znajdę chwilę.

— Teraz nie możesz poświęcić mi kilku minut? Serio? Aż tak się zmieniłeś, że będziesz teraz w stosunku do mnie totalnym dupkiem?

— Nie masz prawa tak ze mną rozmawiać! — powiedział przez zaciśnięte zęby.

Jego oczy zapłonęły z gniewu i od razu zgasły, wargi drgnęły nieco, poczułam jego ból.
Przeraziłam się, nie mogąc rozpoznać, co tak naprawdę do mnie czuje, czemu ma służyć ten pokaz siły i wyższości.
Rozejrzałam się, kilkoro uczniów w tym Ślizgonów spoglądało na nas jawnie zainteresowanych dalszym widowiskiem, jakiego się spodziewali.

— Tym razem jednak upiecze ci się twoja zuchwałość.

Nie spojrzał na mnie, wziął książkę z półki i odszedł z nią, by usiąść przy wolnym stoliku, zaczął czytać.
Spojrzałam na niego wrednie, po czym wyszłam z biblioteki, tłumiąc swój gniew.
Trudno było zapanować nad rozdrażnieniem, które mną owładnęło po jego odpowiedzi, ale mocno się postarałam. Szłam prędko schodami w dół, by czym prędzej znaleźć się z dala od niego. Dlaczego on to robi? Dlaczego jest taki wredny?! Po tym, co się stało wtedy na lekcji, czułam pewien niepokój, później te dziwne spojrzenia. Nadal nie mogę zrozumieć skąd nagle taka zmiana postawy Samuela w stosunku do mnie i co miało znaczyć jego odmienne zachowanie na uczcie w sabacie. Po co ten taniec, skoro teraz stosuje wobec mnie agresywne odzywki? Zupełnie nie rozumiałam, co się dzieje, ostatnio stał się taki nieznośny. Nie poznaję go! Jest chamski, obojętny, niby mnie ignoruje, ale dziwnym trafem, bywa tam gdzie ja. Wyleczę się z Ciebie, odkocham się. Właściwie już niemal Cię nie kocham, wcale a wcale, tylko moja dusza jakaś taka smutna, kiedy jesteś taki zimny i obojętny...

Ślizgonka z wyboru 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz