Rozdział 17 Męka na pograniczu agonii.

14 3 0
                                    

Następnego ranka wróciłam do szkoły, obiecawszy ojcu i Sophie, że będę na siebie uważać i postaram się unikać problemów.
Po powrocie znalazłam się w biurze profesora Snape'a. Oderwał się on od pracy, po czym spojrzał w bok i zobaczył mnie wychodzącą z kominka.

— Witaj, Black. Jak będziesz wychodziła, uważaj, by nie zostawić popiołu na dywanie.

— Postaram się...— odpowiedziałam radośnie.

Wygładziłam ubranie, oczyściłam je z sadzy, poprawiłam włosy i wyszłam z kominka.

— Dziękuję sir.

— Black wszystko w porządku? — spytał.

— Oczywiście.— odpowiedziałam.

— Skoro tak, to możesz iść do siebie, a i jest nowe hasło, Maślane Ślimaki.

Wyszłam z jego gabinetu i podążyłam prosto do pokoju wspólnego.

— Witaj Madame Davino, Maślane Ślimaki.

— Witaj Cassie, wchodź dziecko, bo ziąb dziś straszny — powiedziała Madame Davina słabym głosem i przesunęła się naprzód, ukazując dziurę pod portretem.

Zastanawiałam się jak Madame Davina może czuć chłód, ale już po chwili zapomniałam o tym widząc swoich przyjaciół na kanapie przed kominkiem.

— Cześć wam! — szybko skoczyłam obok nich, gestem odsyłając kufer do pokoju.

— Nareszcie jesteś! — Pansy objęła mnie — jak się czujesz?

— Normalnie, a jak mam się czuć? Nieco się przejadłam, ale skrzatka Sophie świetnie gotuje. A jak wasze święta?

— Och, całkiem zwyczajnie, nic ciekawego się nie działo. Mama znów sprała mi głowę, że zapomniałam dać Ci prezentu na czas, więc dam Ci go później.

— Żaden kłopot, też mam coś dla was. Henry, wszystko okej? Jesteś jakiś milczący.

— Tak Ce, wszystko okej, po prostu głowa mnie boli, wczoraj do późna czytałem o... no eliksirach i trochę przesadziłem, nie wyspałem się.

— Jak coś to Ci pomogę, wiesz, że mogę.

— Pewnie, jasne, dzięki.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę nim salon całkowicie zapełnił się pozostałymi powracającymi z domów ślizgonami, wtedy też przenieśliśmy się do naszej sypialni.

Położyłam się na łóżku, rozrzuciwszy ramiona na boki i powiedziałam.

— Zapowiada się, że czeka mnie teraz więcej nauki. W święta zdałam sobie sprawę, że jeśli na poważnie chcę zostać uzdrowicielką, muszę się wziąć za siebie. Zanadto sobie pobłażałam.

— Przepraszam co? — spytał zdziwiony Blaise.

— No to, co słyszysz — podniosłam się na łokciach — muszę więcej czasu poświęcić na naukę, do owutemów nie zostało tak wiele jak się zdaje, więc czas najwyższy.

Cała trójka spojrzała na mnie, zamyślili się, a ja znów opadłam i gapiłam się w sufit. Spojrzeli po sobie, kręcąc głowami.

— A co z Draco? — spytał Blaise.

Zastanawiałam się, o co chodzi, usłyszałam, jak szepnął „au! Za co?! Wolałem się upewnić no!"

— A co z nim? Jesteśmy przyjaciółmi i tyle, przecież nam nie wyszło, zdarza się nie? Teraz nie mam głowy do myślenia o nim, co więcej nie chcę myśleć o żadnym chłopaku, po tym, co Morgan zafundował mi ostatnio, odechciewa się wszystkiego.

Wolałam im nadal nie mówić, że znów zakochałam się w Draco po uszy, najpierw powiem to jemu, ale jeszcze nie teraz, poczekam, mam czas, dużo czasu.

— Co zmalował? — spytał Henry.

— Aaa... no tak, nie było Cię, więc nie wiesz. Wyobraź sobie, że wyznał mi, że się we mnie zakochał i coś jeszcze gadał, ale nie wiem co, no mniejsza o to, po tej rewelacji już nie słuchałam, co mówi. Zwariował totalnie, przecież prawie się nie znamy, ja traktuję go jak kumpla, nic więcej, powiedziałam mu to, a on najwidoczniej się obraził, bo od świąt milczy. Trudno, może jak mu przejdzie, to się odezwie a jak nie, to ja nic nie poradzę, nie mogę się nagle zakochać przecież no nie?

— Nie no, jasne, pewnie. — powiedziała pospiesznie Pansy.

— Dobra, wybaczcie, ale ja spadam do biblioteki, coś mi świta, że nie dokończyłam jeszcze wypracowania na transmutację i gdzieś tu — zaczęłam szukać w szufladzie biurka — o mam! Fakt, nie skończyłam a jutro mamy je oddać. Lecę, widzimy się na obiedzie.

Gdy wyszła, cała trójka zaniemówiła.

— No, powiem wam, łatwo nie będzie, skoro całe zawirowania z chłopakami, przekuła na pęd do nauki, to sądzę, że nasze spotkania zmienią lokalizację na bibliotekę. — jęknął Blaise.

— Nie żartuj, liczę, że on szybko się dowie, domyśli, po prostu zmądrzeje. Ce zdaje się działać jak na autopilocie, zupełnie jak nie ona... No a Ty co tam wyczytałeś wczoraj, wiem, że nie były to eliksiry, czytałeś coś o tym zapomnieniu?

— Tak Pansy, ale to naprawdę mocno pokręcone, pytałem Tiry co i jak, mówiła mi tylko, że mam nie wspominać o Samuelu i o Cassie razem, bo to może namieszać jej w głowie, co więcej pewnie ona nie uwierzy, że coś ich łączyło, skoro tego nie pamięta. Mam dać czas, jej i jemu.

— Jakby do tej pory mieli go mało, ale okej, jak to ma jej pomóc, to spróbujmy. Blaise pogadaj z Draco, on nie może się wygadać.

— Jak tylko go zobaczę, to mu powiem.

— To uciekaj i pilnuj. Jak wróci, lepiej, żeby nie wpadł na Cassie, zanim go uprzedzimy.

— Masz rację, lecę.

Chłopak cmoknął Pansy w czoło i wyszedł do pokoju wspólnego.

— To ja spadam, może złapię dziś Liama.

— Jasne, do później Henry.

— Do później.

Byłam już przy Wielkiej Sali, gdy wpadłam na Draco, który właśnie wchodził do szkoły.

— Cześć Cass.

— O cześć! Jak tam po świętach?

— Tak jak przed — powiedział, rozglądając się czy nikt nas nie widzi.

— Rozumiem, idę do biblioteki, mam do dokończenia wypracowanie.

— Chcę z Tobą porozmawiać, teraz, ale nie tu.

— Nie może to zaczekać?

— Nie, wolałbym powiedzieć Ci to już.

— Okej.

Draco odesłał swój płaszcz i kufer do sypialni a sam poszedł ze mną na pierwsze piętro, skąd kierowaliśmy się w stronę sowiarni.

— No to mów, o co chodzi, wątpię, by ktoś tu mógł nas usłyszeć.

— Jak tam po świętach jak spotkanie z nim?

— Z kim?

— No jak z kim z Samuelem i jego nową dziewczyną?

— Aaa no normalnie, a jak? Mell była małomówna, co więcej jest w ciąży, będą mieli dziecko, więc chyba się im układa. Ja spędziłam czas z ojcem, z Morganem, Henrym, Tirą, było super. Brakowało tylko Ciebie. — powiedziałam ciszej, ale tak by dobrze mnie usłyszał.

— Żartujesz?

— Nie?

— Cass, dobrze się czujesz?

— Nie rozumiem, o co Ci chodzi. Czuje się idealnie, co z wami? Patrzycie na mnie jak bym oszalała.

— No dobra, a rozmawialiście i co?

— Draco, dobrze się czujesz? Co miałoby być? To tylko kumpel, więc zamieniliśmy zdanie czy dwa i tyle. Wybacz, ale spieszę się, spotkamy się później u Ciebie albo w salonie.

— Co? Cass, nic nie rozumiem, ale okej, wiem, że to żałosny dupek i może dlatego nie chcesz o nim mówić.

— Co?

— Mówię, że Samuel, to żałosny dupek.

— O co Ci chodzi?

— Teraz udajesz, że to nic dla Ciebie nie znaczyło, czy co? Nie ogarniam nowej strategii.

— Jakiej strategii co Ty pleciesz?!

— Nie rób ze mnie idioty, nie chcesz mówić, okej, ale nie udawaj, że nie rozumiesz.

— Draco odbiło Ci?

— Mnie?! — oburzył się — niech Ci będzie — prychnął — a wiesz, co jest jeszcze bardziej godne pożałowania?

— Co takiego?

— To, że zanim wszyscy się rozjechali, spotkałem Samuela i ogarnęła mnie taka wściekłość na to, że on może być z Tobą, tak blisko a cię lekceważy, że miałem ochotę go... rzuciłem więc na niego zaklęcie, przycisnąłem go do ściany i patrzyłem, jak nie może się poruszyć. Miałem ochotę go pobić albo... potraktować czymś dużo gorszym. A wiesz, co on zrobił? Zaczął się śmiać. W końcu uderzyłem go kilka razy, rzuciłem gravis ictu, upadł, plując krwią, ale ciągle się śmiał. Wiesz dlaczego?

— Co Ty mówisz?! Dlaczego?

— Ponieważ rozumiał, że moje uczucia wobec Ciebie czynią mnie nieposkromionym i agresywnym. Mimo że odpuszczałem, to robiłem to dla Ciebie, dla Twojego szczęścia, ale to trudne, tak ciężko być tym dobrym, odpowiedzialnym wobec siebie i innych... ale ja nie mogę, wiedząc, jak Ty się zadręczasz, a on... ja nadal mam nadzieję.

Draco wziął mnie za ręce.

— Myślałem, że będę umieć oddalić się dla Twojego dobra i chciałem tego, naprawdę, ale skoro on tego nie szanuje, to nie zasługuje na Ciebie. Ja także nie, ale proszę, nie udawaj, że jest w porządku. Widzę, że coś jest nie tak. Ja staram się na Ciebie na nowo zasłużyć a on... traktuje Cię, jakbyś nie istniała, jakbyś nic...

— Draco, poważnie powinieneś iść do pani Pomfrey — przerwałam mu — coś z Tobą nie tak. Nie wiem zupełnie, o co Ci chodzi i dlaczego ponoć pobiłeś Samuela i czemu niby on miałby być blisko ze mną? Co Ty mówisz — zaśmiałam się.

Potrząsnął mną.

Ślizgonka z wyboru 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz