Rozdział 21 Moc i utracone wspomnienia.

21 3 0
                                    

Rankiem kolejnego dnia leżałam jeszcze w łóżku nieruchomo, nie otwierając nadal oczu, wspominając wczorajszą przełomową noc. Draco leżał obok i mimo że nie dotykał mnie, ja nadal na całym ciele czułam jego dłonie i spragnione usta, zrobiło mi się gorąco, gdy na nowo w głowie odtworzyłam niczym film to, co wczoraj się stało między nami. Leniwie uchyliłam powieki i zobaczyłam, że on także nie śpi, a spogląda na mnie. Jego twarz była wypoczęta, a z ust nie znikał mu uśmiech. Pochylił się i lekko mnie pocałował.

— Dzień dobry.

— Hej, wyspany?

— Tak. Cieszę się, że tu jesteś, to dowód na to, że to, co stało się wczoraj, nie było snem.

Teraz to ja uśmiechnęłam się promiennie i przyciągnęłam go do siebie, całując jego soczyste wargi, których było mi mało.

— Powinniśmy wstać, niebawem piąta, nie chcemy, chyba żeby ktoś wiedział.

— Masz rację, zaraz wstanę i pójdę do Henry'ego, muszę go okłamać, a wolałabym tego nie robić.

— Więc nie rób.

Spojrzałam na niego niepewnie.

— Tylko on może odczytać Twoje myśli, więc powiedz mu prawdę, jeśli chcesz, niech on jeden wie, będzie Ci łatwiej, ale nie mów nikomu innemu nie póki nie będzie po wszystkim.

Przytaknęłam i wstałam z łóżka.
Gdy zebrałam się i wyszłam z jego pokoju, poszłam prosto do Henry'ego i wcisnęłam się do jego łóżka, położyłam się obok bez słowa i miałam ochotę naciągnąć kołdrę na głowę, żeby ukryć się przed jego przenikliwymi oczami. Nie spał i na pewno już wiedział.

— Szczęśliwa?

— Bardzo, ale Henry, wiesz, że to powinno...

— Jasne, nikomu nic, to wasze sprawy.

Przytaknęłam i zamknęłam oczy, nie wytrzymując jego spojrzenia, przesyconego mieszaniną uczuć, które czułam wyraźnie, nawet gdy na mnie nie patrzył.

Przez cały dzień tłumiłam moją radość, co więcej nie czułam się najlepiej, bolała mnie głowa i czułam się tak, jakbym miała się rozchorować, byłam rozpalona i przeszywały mnie dreszcze.

— Nie wyglądasz najlepiej, może pójdź do pani Pomfrey — namawiała mnie zmartwiona Pansy, gdy podczas obiadu, tak jak przy śniadaniu, niczego nie tknęłam.
— Przejdzie mi, to tylko emocje, nic wielkiego, nie martw się, wieczorem pomedytuję z Henrym i oczyszczę się i mi przejdzie.

Henry nie był tego taki pewien, jednak wieczorem oczywiście sam zadbał o to, by moje słowa nie były jedynie czczą gadką. Niemal siłą zabrał mnie do siebie, podał herbatę, odpalił szałwię i próbował pomóc mi się wyciszyć, jednak nie wiele to pomagało.

— Ce, to nie jest normalne, powinienem poprosić o pomoc Samuela.

— Zapomnij o tym, nie chcę go w to angażować. Wypiję herbatę i będzie lepiej.

— Śpij dziś u mnie, Pansy zrozumie, a ja w razie potrzeby połączę się z Tirą.

Przytaknęłam głową na zgodę, bo po prawdzie cieszyłam się z tego pomysłu. Gdyby nie to, że moja relacja z Samuelem była skomplikowana, pewnie poprosiłabym go o pomoc, gdyż do prawdy czułam się bardzo źle.
Pośrodku nocy poczułam, że płonę. Otwierałam oczy, ale nie widziałam nic, prócz nieoczekiwanych wizji, które migały tak szybko, że nie nadążałam ich rozpoznawać. Niejasne, rozmazane obrazy nękały mnie, napawały strachem aż do krzyku, ale krzyczeć z jakiegoś powodu nie mogłam, głos ugrzązł mi w gardle. Zamiast tego milcząc, w niemej próbie modlitwie do Matki Miłości, miotałam się na łóżku. Intensywność wizji i prędkość jedynie się nasiliła, zdałam sobie sprawę, że próbuję przeganiać je, machaniem rąk, które ktoś lekko, lecz stanowczo uruchomił.
Gdy przestałam się wyrywać, poczułam, że ktoś uniósł mnie wyżej, szepcząc coś, a to przyniosło ukojenie moim konwulsjom. Byłam przemoczona, gdy usłyszałam głos nad uchem:

— Nie bój się. Przyzwyczaisz się do tego. Usunięcie wspomnień i konfrontacja z faktami czasami tak działa, magia, ingerencja magiczna pozostawia ślady, niczym echo, co więcej uaktywnia się prawdopodobnie twoja moc, ona sprawia, że widzenia stają się częstsze, silniejsze, ale one z czasem spowszednieją, nie będą budzić już lęku. Trzeba to przeżyć.

Na jakimś poziomie świadomości, zrozumiałam, że to gorączka i majaki, ale strach nadal mnie paraliżował, a wizje nie odstąpiły, straciłam świadomość.

Ocknęłam się, ale nie miałam pojęcia, ile czasu minęło. Rozejrzałam się niepewnie, ciesząc się z odzyskanego wzroku. Nadal leżałam w pokoju Henry'ego, on siedział w fotelu, wyglądał na przerażonego, więc lekko wykrzywiłam usta w coś na wzór uśmiechu, miałam nadzieję, że tak właśnie jest, bo teraz czułam się tak, jakbym nie panowała nad swoim ciałem.
Samuel siedział obok, zanurzył ręcznik w misce z wodą, a potem przyłożył mi go do czoła.

Jego dłonie zdawały się nienaturalnie lodowate, lecz niosły kojącą ulgę, gdy dotykał moich rozpalonych policzków. Zdało mi się, że słyszę, jak moja skóra syczy, pod jego dotykiem niczym rozżarzone węgle zlane wodą. Nim znów pogrążyłam się w ciężkim śnie, wyszeptałam:

— Dziękuję.

Ślizgonka z wyboru 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz