Rozdział 24 Egzamin z aportacji, rozstanie i wizja.

14 3 0
                                    

W następny weekend razem z resztą szóstoklasistów, którzy kończyli siedemnaście lat w najbliższym czasie, mieliśmy ostatnie przygotowania do egzaminu z aportacji, by móc je zdawać już za dwa tygodnie. Przygotowywaliśmy się, by wyjść do wioski, był ładny, wiosenny dzień, jeden z pierwszych dni z czystym niebem od dłuższego czasu.

— Jakie plany na później?

— Wrócę do szkoły i pomogę Henry'emu z tym wypracowaniem, bo już mnie irytuje to jego jęczenie.

— Super, dzięki. Możesz użyć moich notatek, które już mu ogarnęłam, są na biurku, obok mojego notesu.

— Dobra, przyda się, a Ty co planujesz?

— Pokręcę się trochę z Gryfonami. Dawno nie było ku temu okazji.

— Jasne, baw się dobrze.

— A Ty co taka markotna, z Blaise'em nadal nie udało Ci się dogadać?

— Ta, nadal się spinamy, niby gadamy, ale jakoś nie możemy się dogadać, nie byliśmy sami od prawie trzech tygodni no i dziwnie tak jakoś, ale nie ustąpię, nie ma mowy.

— Nie powiem Ci, co robić, nie jestem najlepszą osobą, do doradzania w sprawach związków.

— Tu nawet nie ma co doradzać. Albo zrozumie, albo nie, nie ma innego rozwiązania.

Krótka kolejka czekających na przejście przez Filcha, który jak zwykle podejrzliwie sprawdzał każdego wykrywaczem sekretów, przesunęła się o kilka stóp.

— W sumie racja...

— Ale dość o tym, powiedz lepiej, czy wiadomo coś o kimś, kto pomoże Ci odzyskać wspomnienia, w końcu rozmawiałaś z Sophie chyba nie? Przez ostatnie dni i masę zajęć mało miałyśmy czasu na rozmowę.

— To prawda. Jeśli o to chodzi, nie wiele się dzieje, mają jakiś namiar na kogoś z Nowego Orleanu, ale on jest obecnie gdzieś na zadaniu i ciężko o kontakt, nie wiem, czy to się powiedzie.

— Ale to znaczy, że jest nadzieja.

— Tak, tylko nie wiem, czy powinno mnie to cieszyć.

— Kochasz go?

— Kogo?

— Właśnie... — spojrzała na mnie podejrzliwie — nie łykam tego, że go nie kochasz, a jeśli nie jego, to na pewno jest ktoś inny. Nie bałabyś się odzyskać wspomnień, tylko wtedy, gdybyś z kimś innym już była i nie bała się, że gdy pamięć wróci, odmieni Ci się wszystko.

— Pansy...

— Okej, okej, kumam. Skoro mi nie mówisz, masz powód i nie błahy, rozumiem. Skoro istotne, by była to tajemnica, to nie widzę kłopotu, ale odzyskaj wspomnienia, jeśli będzie szansa, a wtedy służę pomocą. Bez tej części siebie, nie jesteś kompletna.

Przytaknęłam.

— Być może dasz mu szansę albo i nie, ale będziesz pamiętać. Teraz, kimkolwiek nie jest pan X, to ale nie pozwól, by Cię wykorzystał, zranił, okłamywał. Kochaj, ale nie dopuść, by igrał z Twoim sercem. Ufaj, ale nie bądź naiwna. Niech będzie równy Tobie, szanujcie swoje zdanie, ale Ty nie zapomnij, że ostatnie słowo w podejmowaniu decyzji o Tobie samej, należy wyłącznie do Ciebie.

— To całkiem dobra rada Pansy, dziękuję. Co do Ciebie i Blaise'a, myślę, że może dobrym pomysłem byłoby zacząć Twoją wielką podróż po szkolną od wakacyjnych wypadów z nim, żeby zobaczył, że poza szkołą, w innym otoczeniu, w obcym kraju będziesz nadal sobą. Pansy, która go kocha i nie w głowie jej inni faceci.

— No, może to i racja...

Dotarłyśmy do Hogsmeade w milczeniu, obie miałyśmy o czym rozmyślać. Spojrzałam na zegarek, zostało jeszcze kilka minut do rozpoczęcia dodatkowych ćwiczeń z aportacji, na które zapisałam się tylko na prośbę Blaise'a i Pansy, by móc być ich mediatorką poniekąd co wcale mi się nie podobało, ale gdy ja ich potrzebowałam, zawsze trwali, więc teraz moja kolej. Oni oboje wiele dla mnie robili więc teraz mam okazję, żeby przynajmniej tak im się odwdzięczyć. Za oknem mignęła znajoma postać. Rozejrzałam się i korzystając z chwili ogólnego rozgardiaszu, wyszłam na zewnątrz.

— Dora?

Dziewczyna odwróciła się i zawróciła.

— Cześć! Co ty tutaj robisz?

— Cześć Cassie. Byłam spotkać się z Dumbledorem, ale go nie zastałam. Najwidoczniej znów gdzieś wyszedł. — powiedziała Tonks. Pomyślałam, że wyglądała strasznie: była widocznie zmęczona, przytłoczona, chudsza niż przedtem, a jej zwykle barwne włosy były mysie i proste.

— Jasne, rozumiem. Dora, wszystko w porządku? Wyglądasz jakoś blado — powiedziałam delikatnie.

— Wiem — powiedziała Tonks. — Ostatnio, kiepsko się czuję, ale nie przejmuj się, powiedz co u Ciebie.

— Dora, nie zbywaj mnie... rozumiem, że może nie chcesz mówić mi wszystkiego, ale może możesz mi powiedzieć, chociaż dlaczego chcesz się z nim spotkać?

— W zasadzie to nic konkretnego — powiedziała Tonks, najwyraźniej nieświadomie skubiąc rękaw swojej szaty. — Po prostu pomyślałam, że on może wiedzieć co się właściwie dzieje. Słyszałam plotki... że ludzie są krzywdzeni.

— Tak, wiem, o wszystkim pisali w gazetach. Ten dzieciak, próbujący zabić swoich...

— „Prorok" często nie jest na czasie — powiedziała Tonks, która wydawała się mnie wcale nie słuchać. — Nie miałaś ostatnio jakichś listów od kogoś z Zakonu?

— Nikt z Zakonu do mnie nie pisze oprócz ojca, ale on nic nie wspominał, ciągle tylko pyta o szkołę...

— Jasne. Dobrze.

— Dora, pomogłaś mi nie raz, pozwól mi pomóc sobie, jeśli jakoś mogę... teraz — odwróciłam się, by spojrzeć w okno budynku, gdzie odbywały się ćwiczenia — jestem nieco zajęta, zajęcia z aportacji, ostatnie przed testem, ale napisz do mnie, albo wpadnij do szkoły, proszę.

— Dobrze, zobaczę czy mi się uda. Do zobaczenia wkrótce, Cassie.

Obróciła się, po czym poszła w dół alejki. Odprowadzałam ją wzrokiem.
Ciekawe co się z nią dzieje, nie wygląda najlepiej, muszę jej jakoś pomóc. Może to coś związanego z...

— Cass, gdzie znikasz? Zaczyna się.

— Gadałam z Dorą, później opowiem, chodźmy.

Pansy pokiwała głową i weszłyśmy do środka.
Dzisiejsze zajęcia należały do najbardziej udanych, cała nasza trójka poprawnie aportowała się z miejsca w miejsce, co więcej udało się to nawet Ronowi.

— Cieszę się, że to już koniec, jeszcze egzamin i z głowy, będzie trochę więcej wolnego czasu — powiedziała z zadowoleniem Pansy, gdy kierowaliśmy się w kierunku wyjścia z wioski.

— To prawda, mam nadzieję, że egzamin pójdzie nam równie gładko.

— Oby. Okej, a co z Tonks? Miałaś mi powiedzieć później.

— A, tak. Powiedziała, że przyszła spotkać się z Dumbledorem.

— Gdybyś mnie pytała — powiedział Blaise, kiedy skończyłam opisywać swoją rozmowę z Tonks — To jest trochę dziwne. Ona powinna pełnić straż przy szkole, dlaczego nagle opuszcza swój posterunek, aby iść do szkoły, by spotkać Dumbledore'a, kiedy go tu nawet nie ma?

— Nie mam pojęcia dlaczego, jednak sądzę, że tu chodzi o coś bardziej prywatnego.

— Stała się trochę dziwna. Straciła nerwy. Wy kobiety — powiedział przemądrzale Blaise — łatwo się zamartwiacie i zmieniacie zdanie, kto za wami nadąży?

— Pewnie — powiedziała Pansy, wyrywając się z zadumy — Wątpię, żeby łatwo było znaleźć innego takiego faceta, który jak Ty dąsałby się przez pół godziny, ponieważ Madam Rosmerta nie zaśmiała się z dowcipu o babie, uzdrowicielu i Mimbulus Mibletoni.

Blaise jęknął i poszli w stronę zamku, a ja wróciłam w umówione miejsce, by spotkać się z Draco.

— Dobrze, że już jesteś.

— To, co robimy?

— Kupiłem kremowe piwo. Skoczmy do naszego motelu, spędzimy spokojnie czas we dwoje.

— Okej, ale za godzinę wracamy do szkoły. Mam trochę do ogarnięcia jeszcze z zielarstwa, a muszę to dziś skończyć.

— Wiesz, że świat się nie zawali, jak raz czegoś nie dokończysz?

— Może i tak, ale wolę nie ryzykować.

Ślizgonka z wyboru 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz