Rozdział 22

693 55 1
                                    

Następnego dnia Esteria wstała z małym bólem głowy. Miała szczęście, że była sobota. Dzisiaj miała zacząć warzyć eliksir. Wcześniej już wykradła składniki ze schowka nauczyciela, a jego włos zdobyła na lekcji, gdy oddawała wypracowanie.

Wzięła zimny prysznic, po którym od razu poczuła się lepiej. Na szczęście twarz nie była opuchnięta po nocy, więc zrezygnowała z makijażu. Perfumy również odpuściła. Wskoczyła w pierwsze lepsze ciuchy i pognała do tajnego przejścia. Hol był pusty, podejrzewała, że nie tylko w jej dormitorium wczoraj polała się ognista.

Bliźniacy byli już w środku tajnego pomieszczenia. Przywitali się z Esteria, a ta zauważyła, że ich twarze wygladają jakby całą noc imprezowali.

- Uuuu, ktoś wczoraj się chyba nieźle bawił.

- Nie mów tak głośno. - odezwał się błagalnym tonem Fred.

- Do picia trzeba dorosnąć Weasley.

- O ile dobrze pamiętam, to ty nas nazwałaś emerytami w pociągu, więc nie pyskuj do starszych.

- Właśnie, tak w ogóle, kiedy masz urodziny? - zapytał George.

- Czternastego marca. A wy?

- Pierwszego kwietnia! - odparli równocześnie z uśmiechem.

- To wiele wyjaśnia. - uśmiechnęła się szeroko. - Ile osób tak w ogóle liczy cała wasza rodzina?

- Oprócz Ginny i Rona mamy jeszcze trzech starszych braci. - odparł Fred.

- Charliego, Billa i Percy'ego. - dodał George.

- Charlie po ukończeniu swojej nauki postanowił wyjechać do Rumunii, tam zajmuje się zawodowo smokami.

- To on sprowadził je tutaj do pierwszego zadania.

- Bill pracuje dla banku Gringotta jako łamacz klątw w Egipcie.

- A Percy pracuje u boku swojej największej miłości , Korneliusza Knota w Ministerstwie. - powiedział Fred, na co Esteria aż zachichotała.

- Wszyscy należeli do Gryffindoru? - zapytała z zaciekawieniem.

- Łącznie z rodzicami. - odpowiedzieli równocześnie, czym oczywiście po raz kolejny wywołali uśmiech u Esterii.

- A twoi rodzice?

- Moja mama uczęszczała do Hogwartu, była w Hufflepuff, nie pokładała najmniejszych nadziei, że ja również znajdę się w tym domu. Ojciec natomiast uczęszczał do Ilvermorny, został przydzielony do domu Rogatego Węża, jak ja.

- Teraz też jesteś w domu węża. - odezwał się George.

- W tamtym domu dla odmiany nie rządziła ideologia czystości krwi. Status nie miał znaczenia.

- A jednak Slytherin na kilometr wyczuł twoja czystą krew za pomocą Tiary.

- Jestem półkrwi. Tak jak mój ojciec i dziadek.

- Jak to? Grindelwald nie był czystej krwi? - spytał zdezorientowany Fred.

- Nie, moja matka również jest półkrwi.

- Freddie, ależ mamy lekcje historii.

- No uważaj, bo jeszcze zaczniemy się uczyć. - odpowiedział, na co dziewczyna parsknęła śmiechem.

- Masz cudowny uśmiech. - wypalił George, na co Esteria aż zdębiała, a Fred musiał schować twarz w dłoniach, aby nie parsknąć smiechem widząc reakcje dziewczyny.

- Potrzebujesz czegoś? - zapytała speszona, sądząc, że chłopak po prostu ma do niej jakąś prośbę.

- Nie po prostu, stwierdzam fakt. - odpowiedział lekko zakłopotany.

Esteria czuła jak zaczyna się czerwienić, wiec zarzuciła swoje blond włosy na przód i pochyliła się nad kociołkiem, tak by zasłoniły jej twarz. Nie umknęło to jednak uwadze Freda, który bacznie obserwował zachowanie dziewczyny.

- Jak układa ci się z Potterem? - zapytał w końcu Fred, poruszając charakterystycznie brwiami. George od razu przeniósł wzrok na dziewczynę, uważnie oczekując, co odpowie.

- Fred, znowu zaczynasz?

- Byliście razem na balu wieeeec....- zaczął.

- Więc to oznacza, że jesteśmy razem tak? Mówiłam wam, że między mną a Harrym nic nie ma i nie wiem, ile razy jeszcze to będę musiała powtórzyć. Zaprosił mnie na bal, bo nie miał z kim pójść i tak się składa, że ja też, wiec się zgodziłam.

Fred spojrzał wymownie na swojego bliźniaka i uśmiechnął się tryumfalnie. Resztę czasu spędzili w ciszy i skupieniu. Tylko George co jakiś czas zerkał na Esterie, przyglądając się, jak dziewczyna z zapałem przygotowuje eliksir.

- Co to za eliksir? - zapytał w końcu, pochylając się w stronę dziewczyny, która czuła jak całe ciało się spina.

- Pomagający wyśledzić daną osobę. Uprzedzając kolejne pytanie, postanowiłam dowiedzieć się, kto wpakował Pottera w Turniej.

Czyli jednak ci na nim zależy. - pomyślał George.

- Dlaczego tak ci na tym zależy? - zapytał w końcu.

- Bo z początku myślałam, że znalazł się w nim z mojej winy.

- Jak to? - zapytali w tym samym momencie.

- W dzień przed losowaniem reprezentantów rzuciłam na Czarę Ognia Confundusa, chciałam, żeby wybrała mnie. Ktoś jednak uprzedził moje starania i wcześniej rzucił czar tak, aby to Harry został reprezentantem. Uważam, że nie bez powodu.

- Rzuciłaś Confundusa?! Przecież to jest niesamowicie skomplikowane zaklęcie. - odparł George, będąc pod wrażaniem.

- Wiem. Osoba, która rzuciła je jako pierwsza, musi być doświadczona.

- Albo być tobą. - powiedział, na co dziewczyna obróciła głowę w jego stronę i znów miała ochotę tonąć w jego oczach. - To dlatego zaproponowałaś Harry'emu ćwiczenia?

- Miałam poczucie winy, że Potter przeze mnie może zginąć. Nie chciałam nikomu wyrządzić krzywdy. - posmutniała. - Potem wyznał mi, że nie wrzucił swojego nazwiska do Czary, wiec uznałam, że znajdę tego, kto próbuje mu zaszkodzić.

- Ślizgonka miała poczucie winy, a to niespodzianka. - powiedział Fred.

- Jesteś wyjątkowa. - George znów zdobył się na komplement.

Esteria uśmiechnęła się do niego i chwile wpatrywali się w siebie. Fred w środku skakał z radości na widok tej dwójki tak wpatrzonej w siebie nawzajem. Esterii udało się uwarzyć eliksir. Jednak musiał odstać przynajmniej trzy tygodnie, aby skutecznie zadziałać. Uznała, że przez ten czas powtórzy zaklęcia tropiące. Spakowała rzeczy do szkolnej torby i pożegnała się z bliźniakami.

- Przyjdziesz jutro? - zapytał George, a Fred schował się za kanapę i chichotał jak opętany.

Dziewczyna zatrzymała się zdumiona na schodkach i obejrzała na chłopaka.

- Emmm... No postaram się znaleźć czas. - odpowiedziała i wyszła.

Fred spojrzał porozumiewawczo na bliźniaka.

-,Nie zależy mi na niej'' - powiedział do brata, udając jego głos.

- Odpuść.

- Jesteś niesamowita - bliźniak nie odpuszczał.

- Och zamknij się Fred. - powiedział poirytowany. - Lepiej zbierajmy się, nic nawet dzisiaj nie przełknęliśmy.

George zaczął zbierać rzeczy ze stolika i pakować je do torby. Przez przypadek trącił jedną z fiolek z amortencją, rozbijając ją o ziemie.

- No jeszcze tego brakowało. - westchnął i wyjął różdżkę, nagle poczuł przyjemny, znajomy zapach wanilii z bzem.

- No już Georgie, posprzątaj bałagan.

- Ester chyba znowu przesadziła z perfumami. - odpowiedział i wyjął różdżkę, aby pozbyć się bałaganu, który narobił.

- Ja nic nie czuje. - odpowiedział Fred.

Oboje spojrzeli po sobie. Usta Freda ułożyły się w kształt litery ,,O'', a po chwili zamieniły się w szelmowski uśmiech.

- Nadal twierdzisz, że ci na niej nie zależy?

W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz