Rozdział 1

29 1 0
                                    

Uderzenie pioruna. Atak rekina. Wygrana na loterii.
Nie. Przekreśliłam te wszystkie słowa. Zbyt stereotypowe.
Postukałam długopisem w usta. Rzadkie. Co jest rzadkie? Kupa. – Uśmiechnęłam się w duchu. W piosence brzmiało by to zabójczo. Poskreślałam jeszcze trochę długopisem, zamazując słowa tak, że stały się nieczytelne, ale w końcu dopisałam jeszcze jedno. Miłość. W moim świecie była to prawdziwa rzadkość. Przynajmniej w jej romantycznej wersji. Lauren Jeffries, dziewczyna siedząca obok mnie, chrząknęła dopiero wtedy zauważyłam, jaka cisza panuje w klasie, jak bardzo odpłynęłam znów swój własny kosmos, odcinając się od otaczającego mnie świata. Przez ostatnie kilka lat nauczyłam się żyć ze spuszczoną głową i wiedziałam, I jak sobie teraz poradzić z niepożądanym zainteresowaniem. Przytuliłam książką do chemii zeszyt pełen tekstów piosenek oraz mej szkiców i powoli podniosłam głowę. Spojrzenie pana ortogi było skupione na mnie.
-Witamy znów na lekcji, Lily.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Nie wątpliwie pisałaś teraz odpowiedź– zauważył.
– Niewątpliwie. Sztuka polegała na tym żeby grać nie wzruszoną jakby nie miała uczuć.
Pan ortega, zgodnie z moimi oczekiwaniami, odpuścił mi i przeszedł do objaśniania tematu przewidzianego na przyszły tydzień i wskazywania, co będziemy musieli przeczytać, żeby się do niego przygotować. Skoro tak szybko dał mi spokój, pomyślałam, że po lekcji wymknę się nie zważona, ale jak tylko zabrzmiał dzwonek, zawołał mnie do siebie.
–Panno Abbot? Proszę poświęcić mi minutę. Szukałam w głowie dobrego powodu, który pozwoliłby mi wyjść z resztą klasy.
-Jesteś mi winna chociaż tę jedną minutę, biorąc pod uwagę, że co najmniej 55 wcześniejszych zdecydowanie mi nie poświęciłaś. Ostatni uczniowie opuścili klasę, a ja podeszłam kilka kroków bliżej.
-Bardzo przepraszam, panie Ortega- zaczęłam tłumaczyć.- Chemia ja niezbyt do siebie pasujemy.
Westchnął.
- To działa w obie strony, a ty nie wypełniasz swoich obowiązków.
- Wiem. Postaram się poprawić.
-Owszem, będziesz musiała. Jeżeli jeszcze raz zobaczę twój zeszyt, trafi w moje ręce.
Zdusiłam w sobie jęk. Jak miałabym wytrzymać codzienne 55 minut tortur bez żadnej odskoczni ?
-Muszę przecież robić notatki. Notatki z chemii. - Co prawda nawet nie pamiętałam kiedy ostatnio zdarzyło mi się sporządzić jakaż notatkę z chemii, nie mówiąc już o liczbie mnogiej.
- Wystarczy oddzielna kartka, którą pokażesz mi pod koniec lekcji .
Przycisnęłam do piersi swój ukochany zielono-fioletowy zeszyt . Miałam w nim setki pomysłów na piosenki i próbki tekstów , niedokończone wersy, bazgroły i szkice. To właśnie trzymało mnie przy życiu .
- To okrutna i szczególna kara .
Zaśmiał się .
- Płacą mi za to, żebym pomagał ci zaliczyć mój przedmiot. Nie masz innego wyboru.
Mogłabym podsunąć mu całą listę innych możliwości .
- Sądzę że doszliśmy do porozumienia.
Nie nazwała bum tego porozumieniem . To oznaczałoby, że oboje mieliśmy w tej sprawie coś do powiedzenia. Lepszym określeniem byłoby: zarządzenie, dekret ... edykt.

TO DOPIERO 9 STRON Z STU KILKU 😭

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 19, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

P.S. I like youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz