Spotkali się ponownie o zachodzie słońca. Harry zauważył, że Malfoy przebrał się w luźniejszy strój; miał teraz na sobie ciemne dżinsy i skórzaną kurtkę, a szarą koszulę zastąpił białym T-shirtem. Przez ramię przewiesił czarną torbę.
- Potter, zanim wyruszymy… Ustalmy kilka zasad. Żeby nam się łatwiej pracowało.
Dziwnie było z nim rozmawiać w spokojny i rzeczowy sposób. Gryfon pomyślał, że taka rozmowa chyba nigdy nie miała miejsca.- Jasne, Malfoy. Co proponujesz?
- Zasada numer jeden: nie rozmawiamy o wojnie.
- Zdajesz sobie sprawę, że to może być nieuniknione?
- Po prostu starajmy się o niej nie rozmawiać. Tak będzie lepiej.
Harry nie mógł nie przyznać mu racji. Wojna była ostatnią rzeczą, o jakiej chciał rozmawiać. I na pewno nie był to dobry temat do wspólnego załatwiania spraw za granicą.- Zgadzam się i też mam propozycję. Zasada numer dwa: przestajemy mówić sobie po nazwiskach.
Malfoy zmarszczył brwi w grymasie niezadowolenia, ale nic nie powiedział. Mierzyli się przez kilka chwil spojrzeniami, aż w końcu pokiwał głową.- Rozumiem dlaczego chcesz wprowadzić tę zasadę, Pott… Harry. Zgoda. Coś jeszcze?
Harry wzdrygnął się lekko na dźwięk swojego imienia.
- Na razie to wszystko.- W takim razie ruszajmy.
Kiwnął głową, zarzucił na ramię plecak i podszedł do Ślizgona. Wydawało mu się, że znów czuje subtelny zapach cytrusów.
- Gotowy?
- Tak.
Złapał go za przedramię, skupił myśli i zamknął oczy. Poczuł lekkie szarpnięcie w okolicach brzucha i po sekundzie już ich nie było.
Galway, Irlandia
W Irlandii przywitał ich przyjemnie chłodny zmierzch. Nie było tu tak gorąco jak w Szkocji, a w powietrzu unosił się świeży zapach deszczu.
Aportowali się na jedną z pustych, bocznych uliczek odchodzących od głównego placu na starym mieście.
Harry zerknął jeszcze raz na listę od McGonagall.Mieli trafić na Upper Abbeygate 36. Wylądowali tylko kilka numerów dalej.
Przeszli kilkanaście metrów i po chwili stanęli pod budynkiem, który ani trochę nie przypominał czyjegokolwiek mieszkania. Nad szerokimi, blaszanymi drzwiami świeciły kolorowe neony, a gdzieś spod spodu dało się słyszeć przytłumione dźwięki muzyki. Ledwo można było odczytać biały napis na szarym, zniszczonym szyldzie.- No proszę – Malfoy zagwizdał, a Harry spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
- To klub nocny. Czarodziejski, mówiąc dokładniej. Tylko dlatego go widzimy. Dlatego też wejścia nie pilnuje żaden ochroniarz.
- Skąd tyle wiesz na temat czarodziejskich klubów nocnych, Mal… Draco? – poprawił się Gryfon, chyba pierwszy raz wymawiając jego imię. To było dziwne uczucie.
- Nie chcesz wiedzieć – mruknął blondyn i wszedł do budynku.
Wciąż było dość wcześnie i w środku kręciło się niewiele osób. Skoczna muzyka odbijała się od ścian, puszczana z trudnego do zlokalizowania źródła. Ostre, czerwone światło padało na kilka osób tańczących na parkiecie. Harry rozejrzał się po wnętrzu i ruszył w kierunku baru, a Malfoy podążył za nim.- Cześć, czy zastaliśmy Múireann? – zapytał barmana, który niespiesznymi ruchami wycierał szkło. Miał na sobie żółtą koszulę, a fioletowe włosy związał w kucyk. W zębach trzymał wykałaczkę. Obrzucił ich niechętnym spojrzeniem.
- Co pijecie?
- Dwie szkockie z lodem – odpowiedział bez zastanowienia Harry, a Draco uniósł brew.
- Zapytaliśmy o Múireann – zauważył chłodnym tonem, kładąc na ladzie dwa galeony. Barman postawił przed nimi drinki i wzruszył ramionami, wracając do swojego poprzedniego zajęcia.
- Nie ma tu takiej.
- Múireann Quigg? Upper Abbeygate 36 jest tutaj. Dostaliśmy dokładnie taki adres.
Mężczyzna spojrzał na Malfoya jak na natrętną muchę.
- Niby od kogo?
- Od Minerwy McGonagall.
Barman przestał wycierać szklanki, wypluł wykałaczkę i spojrzał na niego uważniej.
- Poczekajcie tu – mruknął i zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Harry pokiwał głową z uznaniem. Nie sądził, że uda im się tak szybko dogadać.
- Skąd wiedziałeś, że lubię whisky? – zapytał Malfoy, upijając łyk szkockiej.
- Nie wiedziałem. Po prostu musiałem coś szybko zamówić. Wydawało mi się, że inaczej nic nam nie powie.
- No to ci się udało, Potter. Harry. Cholera jasna.
Barman wrócił ze świstkiem papieru w ręku.- Znajdziecie ją pod tym adresem, w sklepie z mugolskimi grami i elektroniką. I sorry za chłodne powitanie, trzeba było od razu mówić, że jesteście z Hogwartu.
CZYTASZ
Zasada numer trzy ||DRARRY||
Fanfictionopowieść nie moja ja tylko publikuje ze stronki na necie Miłego czytania!