6

1.8K 116 32
                                    

Odnalezienie belgijskiej wersji Dziurawego Kotła nie było skomplikowane.

Pokierowani przez spotkanego pod hotelem czarodzieja trafili na ulicę Helmstraat, przy której mieścił się nieduży murowany domek z pozoru przypominający lokalną restaurację.

Miał czerwone drzwi i okiennice, a napis na szyldzie głosił: De Vlaamsche Pot. Harry patrzył, jak dwie Mugolki rozglądają się bezradnie wokół budynku, który dla ich oczu prawdopodobnie pozostawał zamknięty. Nie widziały, jak wchodzą z Malfoyem do środka.

Wewnątrz pachniało drewnem i gorącą czekoladą. Dwóch mężczyzn w rogu grało w magiczne kości, para pod oknem piła Ognistą Whisky, a grupa starszych czarodziejów na środku sali dyskutowała o czymś zawzięcie nad miskami z zupą rybną.

Pod kamiennym sufitem wisiały pęki suszonych kwiatów i ziół.
Harry podszedł do jasnowłosej kobiety stojącej za barem i odchrząknął.

- Dzień dobry, czy…

- En français, s'il vous plaît. On ne parle pas anglais ici – odpowiedziała, a Gryfon zbladł.

Tego nie przewidział i najwyraźniej nie przewidziała tego też McGonagall. Zastanawiał się gorączkowo nad odpowiedzią, kiedy z pomocą przyszedł mu Malfoy.

- Bonjour madame, je voulais me contacter avec monsieur Niklaas van den Broeck – zaczął płynną francuszczyzną, a Harry przestał rejestrować kolejne zdania.

Ślizgon znał francuski. Tak po prostu, jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem. Mówił szybko i pewnie, bez cienia brytyjskiego akcentu, a kobieta potakiwała i odpowiadała mu krótko.

Brunet musiał przyznać, że w jakiś niejasny sposób ten język wyjątkowo pasował do całej tej arystokratyczności Malfoya i innych dziwactw, które zawsze kojarzyły mu się z jego osobą.

- Załatwione – oświadczył blondyn, kiedy Belgijka zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni.

Harry wciąż wpatrywał się w niego w najwyższym osłupieniu.

- To… to świetnie. Nie wiedziałem, że znasz francuski.
Malfoy uśmiechnął się krzywo.

- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Mam… Miałem rodzinę we Francji.

Harry’emu coś zadzwoniło w głowie. Zasada numer jeden: nie rozmawiamy o wojnie. Otworzył usta, żeby zmienić temat, ale w tym momencie jasnowłosa kobieta postawiła przed nimi dwie wysokie szklanki pełne parującej czekolady. Gryfon spojrzał pytająco na Draco.

- Podobno tutaj mają najlepszą. Nie mogłem przepuścić takiej okazji.

Upili po łyku. Harry poczuł na języku doskonale wyważoną słodycz i rozlewające się w środku nieprawdopodobne ciepło. To była najlepsza czekolada jakiej w życiu próbował. Malfoy chyba był podobnego zdania, bo uśmiechał się z zadowoleniem i patrzył w jakiś punkt przed sobą. Brunet nie był pewien, czy kiedykolwiek wcześniej go takim widział.

Od kobiety z De Vlaamsche Pot dostali spisane na kartce dziewięć adresów, pod którymi mógł ukrywać się belgijski czarodziej. Ponieważ wszystkie znajdowały się w dość niedużej odległości od siebie, zdecydowali się na spacer. Nie byli w stanie tego ukryć – obaj chcieli zobaczyć Brugię z bliska. Chodzili więc po starym mieście podziwiając zachowaną w doskonałym stanie średniowieczną architekturę, tak bardzo różniącą się od brytyjskiej. Było w tym miejscu coś niezwykłego. Może wąskie, klimatyczne uliczki, może liczne kamienne mostki rozpościerające się nad kanałami przecinającymi miasto na każdym kroku, a może powietrze pachnące morzem i czekoladą. Trudno było to jednoznacznie stwierdzić.
Tereny magiczne i niemagiczne przeplatały się tu ze sobą tak, że Harry i Draco co chwila mijali na zmianę mugolskie i czarodziejskie lokale. Po jakimś czasie ich uwagę przykuł sklep z ekskluzywnym sprzętem do Quidditcha. Na pozłacanej wystawie spoczywał najnowszy, limitowany model Błyskawicy, wyprodukowany tylko w dwustu egzemplarzach. Harry nie widział go nawet na Pokątnej. Zdał sobie sprawę, że ma otwarte usta.

- To jest...

- Najpiękniejsza miotła na świecie – dokończył za niego Draco, wypowiadając na głos dokładnie to, o czym myślał Gryfon.

Ślizgon wpatrywał się w miotłę z taką samą nabożną czcią, co Harry. Brunet spojrzał na niego w osłupieniu, a potem roześmiał się na głos.

- Tak. Tak, tak, tak. Musimy ją zobaczyć, natychmiast – złapał go za rękaw koszulki i wciągnął za sobą do sklepu.

Zasada numer trzy ||DRARRY||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz