Noc spowita całunem ciemności
A ja wzdycham myśląc o samotności
Jak sam siebie traktuje
Dlaczego się psychicznie katuje
Spoglądam w swoje odbicie a z oczu bije obojętność
Razem z pustką moja jedyna namiętność
Brak marzeń i ambicji większych
Przytłacza mnie ciężar ułomności mych
Taki byle jaki jestem jak i mój humor aktualny
Jestem zbyt banalny
Każdy mój problem to nic istotnego
Po co dodawać to do życia cudzego
Pomóc każdemu tylko nie sobie samemu
Osobie będącej przyczyną zmartwień mych zbyt wielu
W ciemności zamyślony
W ciągłych analizach swojego zjebania pogrążony
Westchnienie przerywające nocną cisze
Wątpliwości kąsające niczym psa wsze
Tęsknie za poczuciem że cokolwiek znaczę
Czy wzrok pełny miłości skierowany we mnie kiedyś zobaczę?
Wątpliwe bo i tak bym to spaprał
Swoimi wątpliwościami czy nie zasługuje na coś lepszego zamęczał
Jak dać komuś ciepło będąc przepełniony chłodem?
Mimo to będący do tego ciepła dręczony głodem
Wszystko jest tak skomplikowane
Spokój od myśli, uczucie i poczucie spełnienia nie będzie mi dane