- Wiktor! Pakuj się. - krzyknęłam i rzuciłam w chłopaka bokserami, które leżały gdzieś na podłodze. - Musimy niedługo wychodzić.
- Spokojnie, jestem już spakowany. - odparł i dalej przeglądał swój telefon.
- Tak? A te rzeczy?
- Nie mieszczą się. Spakujesz do siebie? - zapytał.
- Tydzień temu jakoś się zmieściły. - powiedziałam. - Pewnie źle poskładałeś.
- Poskładałeś? Ja je wpierdoliłem.
- Może dlatego się nie mieszczą. - westchnęłam zażenowana. - Gorzej jak z dzieckiem. Dobra, ty posprzątaj, a ja cię spakuję.
Wiktor niechętnie westchnął, ale zgodził się. Po niecałej godzinie, byliśmy gotowi do wyjścia z pokoju, w którym mieszkaliśmy przez ten tydzień. Oddaliśmy kluczyk i pojechaliśmy na lotnisko.
- Oczywiście, że jest opóźnienie. - odparłam, patrząc na tablicę.
- Godzina to wcale nie tak dużo, spokojnie gwiazdko.
Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam ostatnie słowo. Byłam ciagle rozdrażniona przez to, że nadal nie miałam okresu, ale starałam się nie myśleć o najgorszym. Lubiłam dzieci, ale nie byłam gotowa, żeby mieć je teraz.
- Paweł? - zapytałam widząc znajomego bruneta.
- Yy hej Lila. - podrapał się po głowie.
- Gdzie twoja rodzina? - zapytałam, widząc chłopaka samego.
- Oni jeszcze zostają, ja wracam sam.
Coś tu ewidentnie mi nie pasowało. I to w chuj. Oczywiście chłopak się do nas dosiadł, bo jakże by inaczej. Zagadywał coś do mnie, jednak ja widziałam, że nie tylko mi przeszkadzała jego obecność. Nie miałam z nim żadnej spiny, ale było dziwnie po ostatnich wydarzeniach.
Po ponad godzinie, wreszcie mogliśmy wsiąść na pokład samolotu. Momentalnie zasnęłam, opierając głowę o swojego chłopaka.
- O znalazłem was. - powiedział chłopak, który do nas podbiegł. - Macie transport?
- Tak, jestem samochodem. - odparłam.
- Podwiozłabyś mnie?
Wszyscy doskonale wiemy, że nie umiem odmawiać. Wiktor przekręcił oczami, co nie umknęło uwadze Markowskiego.
Po kilku minutach znaleźliśmy się pod domem chłopaka. Był naprawdę ogromny. Brunet wysiadł z auta, dziękując i zabierając swoją walizkę.
- Coś mi tu nie pasuje. - powiedział Wiktor. - Czemu niby wracał sam?
- Nie wiem, ale to pojebane.
Zanim ruszyłam, zauważyłam że w drzwiach domu stała dwójka dorosłych osób i mała dziewczynka. Jak mniemam, to była jego rodzina.
- Widziałeś kurwa? Jego rodzina.
- Mówiłem. Ale po chuj kłamał? - odparł. - Może ma obsesje na twoim punkcie i przyleciał za tobą.
Powoli zaczęłam łączyć fakty. Na jednych zajęciach z tańca, wspominałam Pawłowi, że zabieram Wiktora na wakacje. Ale kurwa nie mówiłam mu kiedy. Więc skąd wiedział, że akurat w tych dniach będę w tym miejscu? Postanowiłam, że jak się spotkamy to go zapytam na osobności. Przy Wiktorze by mi nic nie powiedział.
Zajechaliśmy jeszcze do Alicji, aby zabrać naszego psiaka. Charlie mało się nie posikała ze szczęścia na nasz widok. Wyściskałam ją z całych sił. Blondynka zaproponowała nam kawę, na co się zgodziliśmy. Przy okazji opowiedziałam jej całą sytuację związaną z Pawłem.

CZYTASZ
Umrzemy szczęśliwi | Kinny Zimmer
Fanfiction- Znowu na mnie wpadłaś. - powiedział znajomy mi brunet. - Tym razem to ty wpadłeś na mnie. - odpowiedziałam i szybkim krokiem wyminęłam chłopaka. - Wiesz, że to nie musi tak wyglądać... ----- Liliana tkwi w toksycznym związku, z którego nie potra...