Rozdział 4

97 14 2
                                    

Nogi same mnie prowadzą. Nim się orientuję, ląduję przed domem Cala. Wchodzę na prowadzące do drzwi schodki. Zastanawiam się co mu powiedzieć. Na pewno nie zachowam się jak chuj i go przeproszę. Być może konwersacja dalej potoczy się normalnie.

Przystawiam dłoń do dzwonka i naciskam.

Cisza.

Dzwonię ponownie.

Cisza.

Zrezygnowany odwracam się. Pewnie gdzieś sobie polazł z tą jego laską.

- Oh Luke! - dobiega do mnie wesoły żeński głos.

Kieruję na nią swój wzrok i zamieram.

Mali wróciła.

Stoi w drzwiach z wyraźną opalenizną. Siostra Caluma była moją najlepszą przyjaciółką. To zawsze tylko jej, jako mały chłopiec, ze wszystkiego się zwierzałem. Gdy 3 lata temu postanowiła wyjechać cały świat mi się zawalił. Dostała misję pomocy w Afryce i bez niczego, od razu się zgodziła. Miała 15 lat - to była jej niesamowita szansa. To właśnie wtedy zaprzyjaźniłem się z Calem. Nasza przyjaźń jednak to całkiem co innego i polega na innych zasadach. Kocham go jak brata, ale nie potrafię mówić mu tego co czuję. Przy Mali czuję się jakby mnie dopełniała.
Stoję jak wryty, gdy ta podbiega i rzuca mi się na szyję. Czuję jej kwiatowy szampon i ogromne ciepło, które bije z jej serca. Przymykam oczy i obejmuje ją przyciągając jak najbliżej siebie. Oddycham tęsknotą. Teraz wiem jak bardzo mi jej brakowało. Ogarniająca mnie wszech radość sprawia, że podnoszę ją w powietrze, a Mali chichocze.

- Ale ty jesteś przystojny. - prawi mi komplement, kiedy odstawiam ją na ziemię.

- Spójrz się na siebie. Nie poznaję cię! - uśmiecham się i mimowolnie znowu ją do siebie przyciągam. - 8 cud świata, jesteś prześliczna. - mówię.

Moje szczęście na jej widok tak bardzo zatruwa mój organizm, że stojąc nad nia nie zauważam, jak obok nas zjawia się jakiś starszy facet. Kładzie rękę na jej biodrze na znak, że mam się do niej nie zbliżać.

- To jest Rafael. - przedstawia go brunetka. - A to Luke, mój bliski przyjaciel.

Chłopak wyciąga do mnie rękę, ale ja ją ignoruję. Sory, ale ten dziad nie sprawia dobrego wrażenia i nie mam ochoty dowiedzieć się, czy jest w stanie złamać mi nadgarstek.

- Jak było? Spaliłaś się. - uśmiecham się radośnie, ignorując go.

Dotykam jej opalonej skóry na ramieniu. Ma gładki, dziecięcy naskórek. Odczuwam na mojej dłoni przeszywający wzrok, ogolonego prawie na łyso, faceta. Gdy decyduję się bardziej go nie prowokować, Mali sięga ku mojej twarzy. Jej delikatna rączka przesuwa się na moje usta i zaczepia palcem o kolczyk.

- Pasuje ci. - nadal trzyma dłoń, a ja wpatruję się w jej oczy.

- Koniec tego. - warczy dziad. - Zabieraj tę łapę z jego mordy. - odrywa ją ode mnie.

Widzę jak zaciska mocno śródręcze na jej przedramieniu. W chwili gdy dostrzegłem ból w jej oczach, ogarnęła mnie furia.

- Kim ty kurwa jesteś, żeby mówić jej co ma robić? - pytam.

Nie odpowiada mi, tylko odciąga w stronę domu. W ostatniej chwili łapię ją za jej dziecinną dłoń. Ten jebany dresiarz nie zabierze mi mojego szczęścia. Sprawił jej ból, a ja mam ochotę sprawić mu to samo. Niestety to nie jest bajka, bo jest 2 razy większy ode mnie.

- Luke? Co ty tu robisz?

Spoglądam stojącego daleko Caluma.

- O kurwa Mali.

***

Postanowiłem odpuścić sobie uściski i całuski wymieniane pomiędzy rodzeństwem.

Teraz spaceruję.

Nie wiem gdzie iść. Nie mam do kogo. Do domu nie wrócę, bo nie zamierzam wysłuchiwać płaczu mamy. Calum też odpada. Mam numer do Lauren, ale odkąd zobaczyłem Mali nie mam najmniejszej ochoty do niej dzwonić. Przysiadam na ławce. Dlaczego ja mam takie zjebane życie? Dlaczego matka nigdy nie mówi mi o swoich problemach, Dlaczego mój ojciec przewraca się w grobie za każdym razem, gdy mama jest wzywana do szkoły przez dyrektora? Dlaczego jestem taki pojebany, że nie potrafię zatrzymywać przy sobie przyjaciół? Mam dość. Jebane łzy napływają mi do oczu. Wycieram je, ale bezskutecznie. Gromadzą się zbyt szybko.

W końcu poddaję się i pochylam się ukrywając zaczerwionione oczy w dłoniach. Trwam w takim stanie kilka minut, aż czuję jak ktoś dotyka mój bark.

Nie ruszam się.

Nie chcę, aby ktokolwiek zauważył moją słabość.

- Hej, wszystko okej? - słyszę ciepły głos.

Potrząsam głową na znak "tak".

- Nie wygląda. - siada koło mnie.

Wiem już, że ta dziewczyna nie da mi spokoju.

- Masz rację, wszystko kurwa się wali. - chrypię.

Nadal trzymam dłonie na oczach.
Nieznajoma kładzie mi głowę na ramieniu.

- To tylko chwilowo. - szepcze beznamiętnie.

Odrywam twarz od rąk i spoglądam na nią w tej samej chwili co ona.

Nie dowierzam.

Ja to kurwa mam szczęście.

- Kurwa Lily, ty suko.

Sorry Mum./zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz