Rozdział 37

5.6K 196 13
                                    

Emily

Wesele jest cudowne i magiczne, a jedzenie smakowite. Kilka razy nawet się wzruszyłam. Wszyscy bawią się doskonale. Udało mi się nawet zatańczyć z kilkoma osobami. Zmartwiło mnie tylko dziwne zachowanie Troya, który cały wieczór dziwnie mi się przygląda, a aktualnie nigdzie nie mogę go znaleźć. Jakby rozpłynął się w powietrzu.

Siadam obok pani Martin i nalewam sobie soku do szklaneczki. Po szaleństwach na parkiecie i wypiciu dwóch szklanek wody, nadal czuję się spragniona.

- Jak się bawisz kochanie? - pyta kobieta, jedząc kawałek jakiegoś smakowicie wyglądającego ciasta oblanego czekoladą.

- Wspaniale. Dziękuję, że mogłam wziąć udział z państwem w tak ważnym dla Lucasa i Stelli dniu.

- Nie masz za co dziękować. Jesteś teraz częścią naszej rodziny, więc to oczywiste, że będziesz brała udział w ważnych wydarzeniach. Tak w ogóle to chciałam ci zaproponować, żebyś przestała być taka formalna, mów do mnie po imieniu, albo mamo. Choć nie ukrywam, ze skłaniałabym się ku tej drugiej opcji - mruga do mnie.

- Dobrze - zaczynam zdziwiona - Emm... Mario - mówię nieśmiało, bo nie jestem jeszcze gotowa zwracać się do niej per mamo.

- Tak, nie wstydź się - zachęca.

- Troszkę mi głupio zwracać się tak do pani...

- E e e - upomina mnie.

- Do ciebie - poprawiam się, na co kobieta szczerze się uśmiecha.

- Nie martw się przyzwyczaisz się. Pamiętam jak głupio było na początku Rayanowi mówić do mnie mamo, albo Steli jak powiedziałam jej, że od teraz jestem dla niej jak babcia. Ale szybko się przyzwyczaili. Ty też któregoś dnia będziesz mówić do mnie mamo jestem tego pewna, jak swojego imienia. Ohh mam nadzieję, że następną rodzinną imprezą będzie wasze wesele! - uśmiecham się na te słowa, wyobrażając sobie dzień ślubu mojego i Christiana.

- Nie chcemy się tak spieszyć. Nasz związek jest jeszcze bardzo świeży - odpowiadam.

- Może jesteście ze sobą krótko, ale wierz mi skarbie ja potrafię oceniać, czy jakiejś parze się uda i czy są sobie przeznaczeni, czy też nie. Kiedy Christian był z Aurorą wiedziałam, że im nie wyjdzie. Owszem lubiłam ją, wszyscy ją lubili. Była dobrą dziewczyną, ale nieodpowiednią dla mojego syna - nieruchomieję, czego kobieta nie dostrzega, bo kontynuuje - Nawet w dzień ich ślubu powtarzałam mu, żeby przemyślał to jeszcze raz, ale on wiedział swoje. Twierdził, że jest zakochany, że to miłość jego życia. Ale nigdy nie patrzył na nią tak jak na ciebie - kobieta spogląda na mnie, otwiera szeroko buzię i wtedy po mojej minie dociera do niej, że powiedziała coś czego chyba nie do końca powinna - Emily ja... - widzę panikę ogarniającą jej ciało. Niespokojnie wierci się na krześle - Zapomnij... Powiedz mi coś o swojej rodzinie kochanie - próbuje szybko zmienić temat.

- Przepraszam, ale czy pani... Czy powiedziałaś w dzień ich ślubu? Czyjego ślubu? Christiana? - pytam po chwili ciszy. Kobieta obok mnie rozgląda się po sali jakby szukając ratunku, ale on nie nadchodzi.

- Nie... - mówi łapiąc kieliszek z szampanem i upijając dwa duże łyki - Musiałaś się przesłyszeć. Powiedziałam, że w dzień ślubu, na którym Christian był z Aurorą - nieudolnie próbuje wybrnąć z tej sytuacji.

- Nie nie nie. Na pewno powiedziałaś w dzień ich ślubu. Ślubu Christiana i Aurory. On był żonaty?! - naciskam chcąc poznać prawdę.

- Myślę, że powinnaś porozmawiać o tym z Christianem, ja i tak za dużo już powiedziałam - próbuje wstać, ale łapię ją za rękę.

Małżeństwo z przypadku | Dary losu #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz