16. Wymiana

75 11 111
                                    

Już nazajutrz miasta ruszyły w drogę powrotną do stolicy z moim przykazaniem, aby na siebie uważali - Niemcy na pewno tłoczą się teraz w mieście. Przecież właśnie zaginął im człowiek i postawią całe miasto na głowie, żeby go odnaleźć. Dobrze, że nie ma go w mieście... Ze mną w lesie został jedynie Kraków, Łowicz, Wilno i Lublin.

Dni mijały spokojnie, Jarosława nie cackała się z jeńcem, przez co przy każdym zmienianiu opatrunków trzeba było go trzymać całą drużyną, nawet pomimo sznurów, które trzymały Niemca na łóżku. Wreszcie jednak rana przestała być tak uciążliwa - zarówno dla nas jak i dla Nuremberg. Wystarczył zwykły bandaż, który ściągnąłby skórę. Wtedy też zaczęły się idiotyczne i nużące komentarze od mężczyzny: "Będziecie wisieć jako trofea w Berlinie" albo "Zdechniecie w obozie". Gdyby to jeszcze miało jakąś cząstkę kreatywności, czy rzeczywiście humoru, ale to były suche cytaty z niemieckiej propagandy. Po prostu go ignorowaliśmy, ale kiedy już naprawdę mieliśmy dość jego gadania - kneblowaliśmy go zakurzoną szmatą, wytarzaną w świeżej ziemi. Wpychaliśmy tak głęboko jak tylko nie nabierał odruchu wymiotnego i czekaliśmy dwie, trzy godziny. Tylko raz zostawiliśmy go tak na noc, kiedy sami padliśmy wyczerpani na stole, z twarzami ułożonymi na rękawach kurtek.

Była to noc zaprzysiężenia Krakowa. On poszedł spać już o dwudziestej pierwszej, natomiast my trzymaliśmy się dzielnie do dwudziestej trzeciej. Wtedy ja, Lublin i Wilno wyszliśmy z chaty do wsi. W połowie drogi spotkaliśmy partyzantów z Warszawy. W torbie mieli flagę i Biblię - można było zaczynać. Rozpaliliśmy ognisko, Wilno i Lublin poszli po Kraków, przebrani za Niemców. Nie chcieliśmy tego zrobić w zwykły sposób - chłopaki mieli "porwać" Krakowiaka. Nic więc dziwnego, że niecały kwadrans później usłyszeliśmy szarpaninę, a trzy zdyszane miasta pojawiły się przy palenisku.

- Kraków. - odezwałam się spokojnie, przerywając jego krzyki i obelgi w kierunku "porywaczy".

Zastygł i zamarł, dysząc głęboko. Był absolutnie gotowy do walki na śmierć i życie.

- Ściągajcie. - Lublin ściągnął mu worek z głowy.

Beniamin był przerażony, zdumiony i czuł się w jakiś sposób zdradzony. Jego wzrok gonił po wszystkich zebranych.

- Nadszedł czas, abyś dołączył do Armii Krajowej. Wstań. - rozkazałam.

Dopiero teraz zaczął się uspokajać i pojmować otaczającą go rzeczywistość. Pozbierał się z kolan, kiwnęłam do dwójki za nim - rozwiązali jego nadgarstki i podeszli do mnie.

- Złóż lewą dłoń na Biblii i unieś dwa prawe palce do góry. - rozkazał mężczyzna, który pofatygował się aż ze stolicy.

Kraków natychmiast się dostosował. Jego ręka została okryta flagą.

- Powtarzaj za mną...

- Baczność! - moi ludzie (i ja) stanęli wyprostowani jak struny. Sama uniosłam dłoń w salucie.

Zaraz było po wszystkim. Odczytano rozkaz, awansując Kraków (który przybrał pseudonim Wisełka) na Pułkownikach Państwowego. Polacy odeszli do wsi, a my - do chaty w lesie. Oczywiście wygasiliśmy jeszcze ognisko, paląc niemieckie mundury.

- Dawno się tak nie przeraziłem. - wydusił Beniamin ze śmiechem.

Wiem, że wciąż był absolutnie roztrzęsiony - zarówno szopką, jak i samym zaprzysiężeniem. Chyba przesadziliśmy.

- Wybacz, ale byłoby za nudno. - zaśmiał się Wilno.

- Żebym ja ci się zaraz nie znudził. - sięgnął po ramię chłopaka.

Ten uciekł w ostatniej chwili, biegnąc między drzewami. Unikał Krakowiaka jak tylko mógł, jednak wreszcie zaczęli się szarpać po koszulach, aż nie wpadli w błoto, wijąc się i próbując poddusić tego drugiego. Zwyczajnie doszło do bójki.

GradOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz