Rozdział 14

312 10 1
                                    

Ethan

    Kilka dni wcześniej

Co? Dlaczego, do chuja, dowiaduję się o tym teraz? — dramaturgia w głosie Chada jest niemal namacalna, mimo że informacja, którą przed chwilą usłyszał nie jest na tyle szokująca. Powiedziałem mu tylko, że Valerie była kiedyś na mojej imprezie, jeszcze w starej willi.

— Jakoś tak nie było kiedy, a nie chciałem tego mówić ani przy Laurel, ani przy niej, bo wyszedłbym na wariata.

— Za to teraz ja na niego wychodzę! Mówiłem ci wielokrotnie, że wydaje ci się, że ją spotkałeś, kiedy to cały czas była prawda. — Ze zdenerwowaniem opada na kanapę i ciska we mnie morderczym spojrzeniem. — Nie zamierzam cię za to przepraszać.

— Ależ ja wcale tego nie wymagam — śmieję się, chociaż nie do końca jest mi do śmiechu. Nie mam pojęcia dlaczego, ale sama myśl, że była tam wtedy sprawia, że przechodzą mnie ciarki. — Problem w tym...

— Oho, i już wiadomo, dlaczego w ogóle raczyłeś podzielić się tą informacją ze swoim najlepszym kumplem. — Puszczam jego komentarz mimo uszu, ale w głowie przyznaję, Chad ma trochę racji. — Mów dalej.

— Problem w tym, że ona nie wie. Nawet nie przypuszcza, że to był mój dom. I wątpię, żeby miała dobre wspomnienia z tamtej nocy — oznajmiam szczerze, bo sam zaliczam ten dzień do jednego z najgorszych w moim życiu. — Nie sądzę, żebyśmy się wtedy osobiście poznali, ale jestem w stu procentach przekonany, że widziałem jej twarz i słyszałem imię.

— Byłeś w tragicznym stanie, bracie. Może jednak rozmawialiście wtedy? — pyta, tym razem opanowany i skupiony na moich słowach. Siedzi przede mną, wpatrując się prosto w moje oczy, trochę jakby próbował czytać mi w myślach. Czuję się trochę jak na jednej z wielu sesji terapeutycznych, które mam za sobą.

— Nie ma opcji — mówię po przemyśleniu gdybania przyjaciela, kręcąc przy tym głową.

    Myśląc logicznie, dopóki byłem w stanie myśleć i pamiętać, Val nie zdołałaby odezwać się do mnie słowem bez ataku ze strony mojej pojebanej byłej. Do czasu pierwszej kłótni - o rozbitą szklankę z drinkiem, który następnie zalał prochy rozwalone po całym stoliku - to z Lilith spędzałem początek tej imprezy, uraczając nasze ćpuńskie nosy kokainą. Potem pojawiło się milion innych powodów do awantur, gdzie w ostatniej z nich powiedziała o jedno słowo za dużo. To ostatnie zdanie, które zabrzmiało z jej ust jest ostatnim przejrzystym wspomnieniem, jakie mam z tamtego wieczoru.

Twój jebany braciszek i tak zdechnie, a ty zostaniesz sam, więc się z tym pogódź, bo ja nie będę z pierdoloną pizdą.

    W tamtym momencie to wystarczyło. Potrzebowałem uciec jak najdalej od świadomości, od wszystkich emocji, które mnie przytłaczały. Mieszałem ogromne dawki narkotyków z jeszcze większymi alkoholu. Potem były już tylko rozmazane twarze, kilka wykrzykiwanych słów, schody do piwnicy i ta cholerna kanapa dzielona z losową dziewczyną, prawdopodobnie o równie zamglonym umyśle, co mój.

— I co, zamierzasz jej powiedzieć, że to u ciebie wtedy była?

— Wolałbym nigdy do tego nie wracać, ale chyba powinna wiedzieć — wzdycham, mając mętlik w głowie. Jeżeli chcę czegokolwiek prawdziwego z Valerie, muszę być szczery. Nawet gdyby padło na czystą przyjaźń. — Jest jeszcze jedna sprawa.

— Nie gadaj, że już zrobiłeś jej dziecko?! — To by było na tyle ze spokojnej rozmowy z Chadem. Tym razem to ja mierzę go spojrzeniem.

— Udam, że tego nie słyszałem. Co do tej sprawy, Faith chciała, żebym zaprosił Valerie na święta Dziękczynienia do nas i...

Doomed Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz