POV: REESEPHINE VALENTINE
-Nie ma opcji Vaer! Masz poranione ręce.
-Oświadczam, że moje ręce są bardzo sprawne. Do różnych rzeczy. - odpowiedział sarkastycznie na co przekręciłam oczami.
-Widzę humor nigdy cię nie opuszcza.
-To jest temat bez dyskusji. Już wystarczy, że zabrałem tobie czasu, abyś tu przyjechała. - spojrzałam na niego uważnie.
-Zrobiłam to bo chciałam, Aleksander. - odetchnęłam czując na pozór ulgę. Tęskniłam za naszymi małymi, nic nie znaczącymi sprzeczkami. -Więc spraw, abym nie żałowała tego, że teraz będę musiała widzieć cię na co dzień a nie raz na jakiś czas, gdy dostanę łaskawe pozwolenie na wizytę u ciebie za kratkami. Właśnie przekreśliłam możliwość spokojnego życia, bez towarzystwa cynicznego dupka a ty masz jeszcze czelność się sprzeciwiać? Klucze zostają w moich rękach. - miałam nadzieję, że sarkazm trochę rozluźni nas od rzeczywistości.
-Jak zwykle rozwydrzona królewna musi się rządzić. - odpowiedział z małym uśmiechem dając mi nadzieję na lepsze jutro. Wzięłam kluczyki, które były gościem dzisiejszego programu i otworzyłam drzwi od strony kierowcy. Chłopak widząc moje ruchy skomentował jedynie:
-I jak zwykle musi postawić na swoim.
-Tak, to cała ja! - wypowiedziałam teatralnie.
Droga przebiegła nam w ciszy. Chłopak zasnął praktycznie od razu od wyjechania z miejsca. Widząc jego spokojny wyraz twarzy zaczęłam się zastanawiać. Myśleć ile rzeczy nas ostatnio poróżniło, ile chłopak musiał przeżyć, ile ostatnio negatywnych emocji mi towarzyszyło i czym tak naprawdę jesteśmy. Miałam po raz kolejny mętlik w głowie i nie wiedziałam już jak się go trwale pozbyć.
Sposób był tylko jeden.
Zaparkowałam pod moim domem, w którym czekała już Pani Monica wraz z moimi rodzicami. Kobieta wyszła ze szpitala po dostaniu odpowiedniej pomocy. Rodzice nie byli w stanie dokładnie mi powiedzieć jaki był powód jej stanu. Najprawdopodobniej było to zwykłe przemęczenie związane z pracą. Mama Aleksandra dostała zalecenia i mimo tego, że nas bardzo przestraszyła miał być to jednorazowy incydent.
Wszystko się układało.
Szturchnęłam lekko Aleksandra w ramię na co od razu otworzył oczy. Spoglądając na mnie powoli przymknął je z powrotem.
-A już myślałem, że połknął cię potwór i już więcej ciebie nie zobaczę. Co za nieszczęście, że to tylko sen.
Wolałam go, gdy spał.
-Ja niestety nie mogę śnić o takich pięknych rzeczach. Ciebie to nawet potwór kijem by nie dotknął. Wstawaj, wszyscy na ciebie czekają. - chłopak po wypowiedzianych słowach od razu zaczął się rozglądać. Zauważyłam, że jego postawa złagodniała jak już przystosował wzrok do otoczenia. Razem skierowaliśmy się do drzwi, w których przywitała nas babcia Aleksandra.
Razem z chłopakiem i jego mamą mieli się do niej wprowadzić ze względu na zaistniałą sytuację. Kobieta przyjechała do nas z rana, ale po jej wejściu do kuchni słuch o niej zaginął.
-Moje kruszynki! - kobieta wykrzyczała zatrzymując nas w kroku i zabrała nas do mocnego uścisku zanim weszliśmy do dalszej części domu. Byłam pewna, że zaraz mnie udusi. Aleksander przy swojej babci powinien się chować z tą swoją ,,siłą". Spojrzałam błagalnie na jej córkę z śmiechem, instynktownie analizując jej stan.
Na początku kobieta po wyjściu ze szpitala nie potrafiła odnaleźć się w sytuacji. Jej syn był w areszcie a prawdziwy sprawca świetnie bawił się na wolności. Nie mogło jednak nic zmienić tego, że ten sprawca to jej mąż do którego nawet jeżeli nie czuła miłości, z pewnością czuła przywiązanie. Musiał być to szok dla Monici, ale wraz z moją mamą i tatą próbowaliśmy jej pomóc wyjść z rąk oprawcy.
CZYTASZ
My Woman
Teen FictionReesephine Valentine i Aleksander Vaer to odwieczni wrogowie. Jednak ze względu dobrych relacji ich rodziców od dzieciństwa widzą się praktycznie codziennie i działają sobie na nerwy jak nikt inny. Mają częstą ochotę siebie nawzajem zabić. Nie potra...