Rozdział 5

187 9 9
                                    

Położyłam książkę okładką do blatu i przesunęłam nią po śliskiej powierzchni mahoniowego biurka. Bibliotekarka siedząca po drugiej stronie oderwała wzrok od ekranu przestarzałego komputera i zmierzyła mnie od stóp do głów. Był to jedyny powód, dla którego traciłam przyjemność z odwiedzania biblioteki. Pracujące tu kobiety z reguły były opryskliwe dla studentów, a automatyczna maszyna, za pomocą której mogłabym wypożyczyć książkę, jak na złość się popsuła. Wyszczerzyłam się tak bardzo, że aż zabolały mnie policzki.

W ciągu tygodnia pozostawało mi nie wiele wolnych chwil na naukę, bo praca pochłaniała większość mojego wolnego czasu. Uczyłam się, w międzyczasie przyjmując zamówienia. Powtarzanie regułek i zapisywanie w notesiku zamówień nie zawsze szło ze sobą w parze. Raz nawet, zamiast zapisać pozycję, którą podał mi klient, zaczęłam notować definicje komunikacji w biznesie, którą powtarzałam w myślach. Ale dzisiaj miałam wolne popołudnie i postanowiłam wykorzystać je, zaszywając się w bibliotece. Jednak tym razem nie przyszłam do biblioteki, aby pouczyć się na zbliżające się zajęcia z literatury.

Stałam przed kobietą i czekałam, aż łaskawie wklepie w komputer moje dane, a ja będę mogła jak najszybciej schować książkę do torby i zabrać ją ze sobą do akademika. Kobieta patrzyła na mnie spod przymrużonych powiek. Nie sięgnęła po książkę. Ani drgnęła, co przyprawiało mnie o lekkie skrępowanie. Zastukałam niespokojnie podeszwą buta o posadzkę, żeby rozładować napięcie.

Bezwstydnie się na mnie gapiła, chociaż to ona wyglądała, jakby ubrała się po ciemku. Założyła musztardową marynarkę, która gryzła się z bordowym golfem. W dodatku kręcone loczki z jasnymi refleksami zlewały się z marynarką, ale przynajmniej odwracały uwagę od golfa, na którym znajdowały się okruszki po jakimś pieczywie.

— Legitymacja studencka — burknęła zmęczonym głosem.

— Ach, tak. Racja. — Ależ byłam głupia. To dlatego wciąż się na mnie gapiła.

Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam z niej plakietkę, którą od razu podałam kobiecie.

Poprawiła czarną oprawę okularów, która opadała jej na nos. Podniosła książkę i przyjrzała się okładce, a potem znów zeskanowała mnie swoim wnikliwym spojrzeniem. Cicho westchnęła i znów odwróciła się w stronę ekranu monitora.

— Nazwisko?

— Kate Rose. — Wystukała na klawiaturze moje dane. Stanęłam na palcach i oparłam się o blat całym ciałem, żeby upewnić się, że poprawnie zapisała moje nazwisko.

Na ekranie monitora pojawił się krótki komunikat. Na jego widok zmarszczka na czole kobiety się pogłębiła.

— Nie oddałaś podręcznika do podstaw marketingu i komunikacji między społecznej.

— Tak. — Pokiwałam głową. — Wciąż jest mi potrzebny na zajęcia.

Rozejrzałam się na boki, gdy kobieta znów uniosła książkę. Odetchnęłam z ulgą, gdy w zasięgu mojego wzroku nie dostrzegłam żadnego studenta, który patrzył w kierunku stolika bibliotekarki. Nie bałam się tego, że mogę zostać przyłapana na czytaniu tego typu literatury, ale wolałam uniknąć zbędnych pytań.

— Termin wypożyczenia upływa za dwa dni.

— Tak, pamiętam — odpowiedziałam lekko poirytowanym głosem.

— Oddaj podręcznik przed terminem. Inaczej będziesz musiała uiścić karę. — Napięłam się, gdy wspomniała o możliwym dodatkowym wydatku w moim budżecie. Nie odłożyłam żadnych pieniędzy w zapasie, więc płacenie żadnej kary nie wchodziło w grę. Jej słowa wyryły się w mojej pamięci, stawiając przy tym masę wykrzykników.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz