Rozdział 1

11 0 0
                                    

CAITLYN

Ciało upadło z głuchym łoskotem na ziemię. Poza przyspieszonym oddechem brata, Caitlyn nie słyszała niczego. Uniosła parasolkę i spojrzała na zwłoki Jamesa Harolda, studenta medycyny i kolegi z roku Alexandra. Z piersi sterczał mu nóż, wbity aż po rękojeść. Dziewczyna zmarszczyła brwi, kiedy jej brat wyszarpnął broń i niedbale obrócił ją w palcach.

— Czy to naprawdę było konieczne? — zapytała, koncentrując uwagę na Alexandrze. Istniał pewien limit patrzenia na zwłoki, jaki mogła znieść i ten zdecydowanie się wyczerpał. Jej bliźniak prychnął, ale nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Skupił się natomiast na wyczyszczeniu ostrza sztyletu z krwi Harolda.

— Ona pyta, czy to było konieczne — mruknął, wyraźnie podkreślając ostatnią część zdania. Nie mówił do niej, to jasne. Caitlyn była bardzo wyrozumiała w stosunku do brata, ale w takich chwilach jak ta, działał jej szczególnie mocno na nerwy. Zacisnęła mocniej palce na rączce parasolki i posłała mu lodowate spojrzenie.

— Ufam, że nie muszę ci przypominać, że ich nie słyszę? — zapytała. Próbowała brzmieć na opanowaną, ale w jej głosie przebijała się drobna nuta irytacji. Alexander wychwycił ją od razu i w końcu podniósł na nią wzrok. Przyglądał jej się podejrzliwie, a jego niebieskie oczy błyszczały gorączkowo. Caitlyn zastanawiała się, o czym musiał myśleć, kiedy patrzył na nią tak intensywnie, jakby mógł ją przewiercić na wylot.

Zastanawiała się, co takiego musiały mu szeptać do ucha duchy.

— Czy to naprawdę było konieczne? — powtórzyła cierpliwie pytanie. Alexander zamrugał, jakby nie do końca rozumiał, o co chodziło siostrze.

— Znał mój sekret — wymamrotał i strzelił oczyma na bok. Przez ułamek sekundy patrzył z furią na ciało Harolda, a potem obrócił się i rozejrzał wokół, jakby oczekiwał, że zza rogu za chwilę ktoś się wyłoni.

— Nie mieliśmy na to dowodów, a poza tym...

— JESTEM TEGO PEWIEN, CAITLYN! — warknął Alexander. Caitlyn dostrzegła kątem oka, że brat zacisnął mocniej palce na rękojeści sztyletu. Pobielały mu knykcie. Postanowiła umilknąć i poczekać, aż jej bliźniak się uspokoi. — On wiedział... Mógł rozpowiedzieć innym!

Alexander odwrócił się gwałtownie w jej stronę. Zamachnął się nożem i zamaszystym ruchem wskazał na zwłoki. Caitlyn westchnęła z rezygnacją. Nie zawsze to tak wyglądało. Kiedyś jej brat podchodził zupełne inaczej do spraw dotyczących jego przypadłości. Pomimo impulsywnego usposobienia potrafił ocenić sytuację nie zwracając uwagi na emocje. Kiedyś potrafił jej słuchać i brał pod uwagę zdanie siostry w kwestii kolejnego morderstwa. W ostatnim czasie miała jednak wrażenie, że jej brat działał pod wpływem chwili i coraz bardziej tracił kontakt z rzeczywistością. Czasami chciała mu przypomnieć, że to nie był tylko jego sekret. Dźwigali go oboje, nawet jeśli Caitlyn nie rozumiała do końca, przez co przechodził. Milczała jednak za każdym razem, bo nie chciała doprowadzać go do jeszcze większej furii. Tym bardziej, kiedy trzymał w rękach ostre przedmioty.

Dziewczyna minęła ciało Jamesa Harolda i wyszła z uliczki. W nocy na szczęście nie kręciło się w pobliżu Tamizy zbyt wielu przechodniów. Tym razem dodatkowo sprzyjała im pogoda, bo lodowaty, drobny deszcz zniechęcał entuzjastów nocnych spacerów do wypraw w te rejony.

— Powinniśmy wracać — zakomunikowała spokojnie bratu i ruszyła chodnikiem w stronę, z której przyszli. Nie odwracała się, aby sprawdzić, czy podąży za nią. Wkrótce i tak usłyszała odgłos jego kroków i niespokojny mamrot.

— Już dobrze, wszystko w porządku... — mówił Alexander. Jedną dłonią nadal trzymał kurczowo zaciśniętą na rękojeści sztyletu. Zupełnie tak, jakby ten był dla niego jedynym łącznikiem z rzeczywistością. — Nikt nic nie widział, nikt nie słyszał... DO CHOLERY, ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU, HOLLAND!

Caitlyn wzdrygnęła się, gdy jej brat nagle się wydarł. Omiotła wzrokiem teren wokół nich, ale poza zabiedzonym, bezpańskim psem czatującym w pobliżu zaułka, z którego wyszli, nie zauważyła żadnej żywej duszy.

— Nie krzycz — upomniała cicho Alexandra, ale on popatrzył na nią tylko ze zmarszczonymi w konsternacji brwiami. Caitlyn coś zakłuło w środku, ale nie dała po sobie poznać, że reakcja brata w jakikolwiek sposób ją dotknęła. Wyciągnęła do niego dłoń i powolnym, spokojnym ruchem dotknęła delikatnie jego palców. Były brudne od błota i krwi. — Alexandrze... — odezwała się do niego łagodnie, nie spuszczając z niego wzroku.

Nie wiedziała, co na niego zadziałało: jej dotyk, czy to, w jaki sposób na niego patrzyła. Liczyło się tylko to, że jej brat w końcu wypuścił nóż i uczepił się jej ręki. Drżał i Caitlyn nie była pewna, na ile to było wywołane targającymi nim emocjami, a na ile to była kwestia przenikającego aż do kości deszczu.

— Zabierzesz mnie do domu? — zapytał ledwie słyszalnie. W jego głosie słyszała nadzieję.

— Oczywiście, że tak — odpowiedziała, ściskając delikatnie jego dłoń. Schyliła się, aby podnieść upuszczoną przez niego broń i wsunęła ją do niewielkiej torebki. Zostawienie jeszcze jednego tropu w sprawie śmierci Jamesa Harolda było ostatnią rzeczą, której chciała w tym momencie.

Alexander pociągnął nosem, gdy prowadziła go za rękę. Jej bliźniak spuścił wzrok na ich splecione dłonie. Palce Caitlyn były ciepłe i takie... pewne.

— Będziesz miała brudną rękawiczkę — zauważył. Kącik jej ust drgnął nieznacznie.

— Nic nie szkodzi.

I nie powiesz już nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz