Wszystko się do myśli sprowadza
Umysł mnie nieustannie zdradza
Wiem czego pragnę a czuje że nie powinienem
Ciągłe wrażenie że moja szansa na szczęście jest urojeniem
Słucham o bliskości drugiej osoby
Czemu jej nie doświadczę wymyślam ciągle powody
Paranoja nieustanna
W racjonalizacji swojego istnienia tak staranna
Cieszę się a jednocześnie smucę
Pod nosem i z uśmiechem i łzami nucę
Dostrzegam piękno i radość moich bliskich
Przez to jestem pogrążony w sprzecznych myślach mych
Myślę uwagi nie wart
Moja osoba to żart
Nic nie potrafi i jest nieudolny że aż boli
Dlatego dręczy mnie umysł do woli
Nie istotne to jak i pozwolenie sobie na nadzieje
Doskonale wiem że szczęście się nie zadzieje
Czułości tyle i aż tyle
By w końcu tą samotność zostawić w tyle
Niewykluczone że się stanie to
Ale wątpię bo zazwyczaj wychodziło chujów sto
Cieszyć się drobnostkami i tym co mam
Nie ważne że w smutku pomimo radości trwam