Rozdział 3

5 0 0
                                    

ALEXANDER

Nie musieli długo czekać na ogłoszenie w prasie o śmierci Jamesa Harolda. Wszyscy opowiadali sobie po cichu o teoriach na temat tego, jak zginął i kto mógł go zabić. Londyn aż huczał. Morderstwo wyglądało podobnie, jak dwa poprzednie. Policja łączyła te przypadki i utrzymywała, że sprawca musiał być tym samym człowiekiem. Ludzie popatrywali na siebie podejrzliwie, jakby w ten sposób mogli wypatrzeć w tłumie sprawcę. Niepokój udzielił się wszystkim.

Alexander chciał tylko odpocząć.

Było późne popołudnie, kiedy zdecydował się wstać z łóżka. Nie kłopotał się z przebraniem i narzucił tylko szlafrok z grubego, ciemnego materiału, zanim wyszedł do salonu. W głowie mu szumiało od nieustannych szeptów zmarłych. Duchy komentowały każdy jego ruch nawet wtedy, gdy zajmował się najprostszymi czynnościami.

Założyłeś szlafrok na złą stronę.

Czuł się źle. Miał mgliste wspomnienia z poprzedniego wieczora. Pamiętał, że po wyjściu z kawiarni, zaproponowali Jamesowi Haroldowi spacer wzdłuż Tamizy. Po drodze się rozpadało i kiedy Caitlyn poprosiła studenta o przytrzymanie parasolki, Alexander przebił jego pierś nożem.

Może chociaż byś się uczesał?

Harold był zbyt naiwny, choć niewątpliwie miał bystry umysł. Wierzył w zjawiska nadprzyrodzone i bardzo ochoczo podchodził do badania różnorakich teorii na ten temat. Alexander wiedział, że kolega bacznie mu się przyglądał już od jakiegoś czasu. 

A teraz do upiornego chóru Alexandra dołączył jeszcze jeden głos:

Kosa między żebra? Mało to finezyjne, Alexandrze...

Alexander zatrzymał się w połowie drogi do kuchni i podniósł ręce, aby zasłonić uszy. W dzieciństwie często w ten sposób próbował odgonić od siebie natrętne szepty. Wtedy ta metoda działała. Obecnie rzadko mógł liczyć na to, że się sprawdzi. Kiedy duchy stawały się jeszcze bardziej natarczywe, Alexander zaczynał mamrotać pod nosem, próbując własnym głosem zagłuszyć zmarłych.

Który to już trup w tym miesiącu?

— Nie... — Jego głos był chrapliwy.

Myślałem, że się przyjaźnimy...

— Nie...!

Zawsze wiedziałam, że jesteś złym człowiekiem. Zasługujesz na śmierć!

— NIE! — wrzasnął chrapliwym, łamiącym się głosem. Przykucnął, chowając głowę między kolanami. Oddech miał przyspieszony i płytki. W jego uszach rozbrzmiał najpierw szeleszczący chichot; szybko jednak przerodził się w wysoki, długi pisk, aż w końcu przestały do niego docierać inne dźwięki. Kręciło mu się w głowie, a pod powiekami krążyły mu mroczki. Mimo że nie słyszał szeptów duchów, Alexander nadal wyczuwał ich obecność i mówił do nich tak, jakby w ten sposób mógł je zagłuszyć na dłuższą chwilę. — Przestańcie... przestańcie się odzywać... DO DIABŁA, ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU! NIE MOGĘ ZEBRAĆ MYŚLI!

Dzwoniło mu w uszach, kiedy w końcu opuścił ręce. Uniósł głowę i rozejrzał się powoli po niewielkim, ciasnym salonie. W przejściu do kuchni stała Caitlyn. Opierała się ramieniem o futrynę. Ręce miała skrzyżowane na piersi i przyglądała mu się z marsową miną.

— Pogarsza ci się — odezwała się. Jej głos był dziwnie przytłumiony.

Alexander wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić. Jeszcze nie postradał zmysłów, nie miał potrzeby reagować emocjonalnie na troskę siostry. Powoli wstał z kucek i wyprostował się, otulając się ciaśniej szlafrokiem. Potoczył wzrokiem po salonie raz jeszcze. Nie widział nigdzie duchów, ale wiedział, że nadal mu towarzyszyły. One nigdy nie znikały, nie tak naprawdę.

— To nic, z czym bym sobie nie poradził — oświadczył, poprawiając z roztargnieniem rękawy. Unikał wzroku Caitlyn. Kiedy byli młodsi, to on ją terroryzował. Teraz, kiedy oboje dorośli, uodporniła się na jego zachowanie. Drażniło go to niemiłosiernie, bo nie potrafił na niej wywrzeć już takiego samego nacisku, jak kiedyś. Czasami zmarli podpowiadali mu, że siostra przejęła kontrolę nad nim. Zdarzały się momenty, kiedy im wierzył i podawał w wątpliwość zaufanie do Caitlyn. Ona jednak nadal przy nim była. Pomimo wszystkich okropnych rzeczy, które robił, pomimo jego humorów i krzyków. Nie zliczyłby, ile razy na nią wrzeszczał i wygadywał, że nic o nim nie wie i nawet sobie nie wyobraża, jak trudne jest jego życie. Caitlyn była zawsze niewzruszona i opanowana. Wykazywała się niezwykłą cierpliwością i wyrozumiałością dla Alexandra.

— O czym rozmawialiście? — zapytała, wyrywając go z zamyślenia. Alexander zamrugał i popatrzył na siostrę spode łba.

— O tym, co zwykle — odparł, przeczesując palcami niedbale jasne włosy. — Harold uważa, że nie byłem dostatecznie wyrafinowany.

Przy jego uchu rozległo się prychnięcie. Alexander zacisnął palce na materiale szlafroka. Przygotowywał się na kolejną falę komentarzy ze strony duchów, ale one tylko szeptały między sobą. Alexander słyszał jedynie szum; nie potrafił nawet rozróżnić słów.

— Myślałam, że liczy się tylko ochrona twojego sekretu i usuwanie przeszkód.

— Liczy się to, żeby nikt mnie nie znalazł — odpowiedział cicho, z wyraźnym naciskiem. — I nawet nie wspominaj o przeprowadzce. W Londynie łatwiej się ukryć.

Alexander minął siostrę i wszedł do kuchni. Potrzebował kawy. Ku swojemu zaskoczeniu, Caitlyn zdążyła go wyręczyć i przygotować dla niego posiłek. Na prostej, drewnianej tacy stał talerz z grzankami posmarowanymi dżemem i filiżanka z parującą kawą. Ujął ją w palce i opierając się plecami o jedną z szafek, dmuchał na napój, aby szybciej ostygł.

— Gdybyś nie zabił tamtej dziewczyny w Coveney, nie musielibyśmy się ukrywać. Posiadłość wuja była bardzo miłym miejscem — powiedziała Caitlyn. Z jej głosu jak zwykle nie dało się wychwycić zbyt wielu emocji, ale Alexander znał ją zbyt dobrze, aby nie wiedzieć, że była na niego zła.

— Już ci mówiłem, że jej nie zabiłem... — odezwał się. W tej samej chwili poczuł na karku muśnięcie czegoś lodowatego, co wkrótce przybrało kształt kobiecej dłoni. Obok niego zmaterializował się duch młodej dziewczyny o długich, kasztanowych włosach. Uśmiechała się do niego zalotnie, kiedy uwiesiła się na jego ramieniu i palcami gładziła jego policzek. Zbliżyła usta do jego ucha. Zadrżał i zacisnął mocniej palce na ozdobnej filiżance.

Zostawiłeś mnie, Alexandrze.

— Nawet cię nie dotknąłem... — wyrwało mu się. Zacisnął powieki i odwrócił głowę. Odchrząknął. — Nie dotknąłem jej, słyszysz, Caitlyn?

— Wobec tego dlaczego...

— NIE WIEM! — wykrzyknął, czując nadal na skórze lodowaty oddech dziewczyny z Coveney. Przełknął nerwowo ślinę. — Naprawdę nie wiem, dlaczego jest do mnie przywiązana. Nie chciałem tego. Ze wszystkich osób na świecie ty jedna powinnaś wiedzieć, że tego nie chciałem...!

Nie patrzył na Caitlyn, ale był w stanie doskonale wyobrazić sobie jej wyraz twarzy. Konsternacja pomieszana ze współczuciem. Alexander niczego nie znosił bardziej niż wrażenia, że się nad nim litowała. Wcale tego nie potrzebował! Dla niego czas na okazywanie skruchy już dawno minął i niejednokrotnie upominał siostrę, aby przestała na niego patrzeć w ten sposób.

— Proszę, Caitlyn... — odezwał się, kiedy cisza stała się dla niego zbyt przytłaczająca. — Zaufaj mi ten jeden raz... dobrze? To nie ja ją zabiłem...

Palce dziewczyny z Coveney się rozwiały. Pozostało po nich tylko nieprzyjemne wspomnienie i echo jej słodkiego śmiechu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 20, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

I nie powiesz już nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz