Kłopotliwa lekcja latania_2

19 1 0
                                    

Na „Wprowadzeniu do czarodziejskiego świata" Harry zawsze siedział sam. Wynikało to po części z faktu, że nikt z jego „paczki" nie pochodził z rodziny mieszanej, a po części dlatego, że przez pierwszy miesiąc multum osób chciało siedzieć obok niego, choćby tylko na tej jednej lekcji, co prowadziło do ciągłych kłótni między uczniami. Profesor Thorne zarządził więc gdzieś na początku roku, że Harry ma siedzieć sam i to w pierwszej ławce.

Harry'emu oczywiście ten fakt w ogóle nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, to był jeden z powodów dla których uwielbiał te zajęcia. Mógł w ciszy posłuchać o tym, jak poruszać się po nowym dla siebie świecie bez sarkazmu, bez głupich odzywek i przede wszystkim BEZ MALFOY'A! Coś wspaniałego!

A teraz przylazła sobie taka Parkinson i wszystko to mu zepsuła! Chłopak musiał naprawdę mocno ugryźć się w język, by na jej pytanie o wolne miejsce, nie odpowiedzieć „Nie", albo „Spadaj!". W końcu, skinął niechętnie głową, pozwalając dziać się nieuniknionemu.

Po jakiś piętnastu minutach wykładu, Harry poczuł, że coś szczypie go w rękę.

To był żółw.

Ruszający się żółw z origami. Bardzo ładny zresztą.

Chłopak wziął stworka do ręki i w tej samej sekundzie rozłożył się on. Na karteczce widniał napis:

*Hej! Co tam?*

Harry popatrzył na czarownicę. Ta uśmiechnęła się i pokazała, aby jej odpisał.

Napisał więc „Hej. Nic" i złożył karteczkę na pół. Kiedy chciał przesunąć ją po blacie, ta automatycznie złożyła się z powrotem w żółwia. Odbyła kolejną rundkę do czarownicy, a następnie od niej do niego. To zdanie było już dłuższe.

*Ok, zapytam wprost. Co zrobiłeś Draco?*

Hę? Co zrobił Malfoy'owi? Co to w ogóle za pytanie?

Harry zamyślił się. 

A co miał niby zrobić? Ten debil sam zaczął całą kłótnię, teraz zbierał jej żniwo. Jeśli o to w ogóle chodziło w tym pytaniu. A nawet jeśli nie, to Harry i tak nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się tą wiedzą z Parkinson. Po chwili zastanowienia, pokręcił więc głową i odesłał żółwia bez odpowiedzi. Zaraz jednak zwierzątko zawróciło, a czarownica postukała palcem w ławkę, aby pokazać zniecierpliwienie. Harry otworzył więc tego przeklętego żółwia jeszcze raz.

*Nie ignoruj mnie, Potter! To proste pytanie.*

„A czemu cię to interesuje?" - odpisał w końcu i odesłał żółwika.

Teraz to czarownica się zamyśliła. Chyba dotarło do niej, że zadała trochę dziwne pytanie, jak na może trzecią w życiu dłuższą rozmowę z kimś, kogo do tej pory traktowała jak informacje turystyczną o miejscu pobytu Malfoy'a.

Minęło dobre dziesięć minut, zanim żółwik powrócił.

*Bo martwię się o Draco i chcę mu pomóc. Wcześniej wszędzie chodziliście razem, na każdej lekcji siedzieliście razem i ciągle mówił o tym, jakimi dobrymi przyjaciółmi jesteście. A teraz chodzi taki smutny i taki przybity. Myślę, że to twoja wina. Przeproś go!*

Harry pierwszy raz od dość dawna poczuł, że ma ochotę kogoś uderzyć. Co za bezczelna baba! Przez moment planował wysmarować jej wypracowanie na temat tego, że to nikt inny, ale sam Malfoy, zrąbał ich pseudoprzyjaźń, a on, Harry, nawet byłby gotowy się z tym cymbałem pogodzić, gdyby tamten kretyn po prostu przyszedł i przeprosił jak normalny człowiek, ale...

...ale, powstrzymał się.

Przez chwilę miął papierek między palcami, zastanawiając się, jak wyjść z tej sytuacji. W końcu odpisał:

„Myśl sobie, co chcesz. Nie obchodzi mnie to."

Parkinson, niestety, nie spodobała się jego odpowiedź. Tym razem nawet nie próbowała czarów, po prostu zmięła kulkę w rękach i rzuciła nią w niego.

*Ale mnie obchodzi! Bo w przeciwieństwie do ciebie zależy mi na nim! Czemu Draco chce się przyjaźnić z dementorem, takim jak ty?! I czemu Vince dalej z tobą rozmawia?!*

Harry już miał jej odpisać coś w stylu „To może zapytaj o to ich, a nie mnie?", kiedy druga kulka pacnęła go w głowę. Rozdrażniony, otworzył ją:

*Masz się pogodzić z Draco! Możesz go sobie nie lubić, ale on lubi ciebie!*

- Bo co? Bo ty mi każesz? - Harry szepnął trochę zbyt głośno.

- Tak! - prychnęła Parkinson. - Ktoś musi, skoro nie umiesz go przeprosić!

- Nie będę nikogo przepraszał!

- Panie Potter! Panno Parkison! - profesor Thore teraz już krzyknął. - Czy ja państwa nudzę?

Oboje opuścili głowy w dół.

- Przepraszamy, panie profesorze.

- Panno Parkinson, proszę się zamienić na miejsca z panną Entrekin, w tej chwili! Ja nie mam dziś na to czasu, naprawdę!

Parkinson popatrzyła to na profesora, to na Harry'ego. Prychnęła, zgarnęła swoje rzeczy i ostentacyjnie wstała. Na koniec, posłała Harry'emu wyzywające spojrzenie i poszła w stronę innej ławki.

Harry Potter i Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz