Przeproś go? Dobre sobie! Co ta Parkinson sobie wyobraża?!
Myśli Harry'ego kotłowały się w ten sposób przez dobrą chwilę. Dopiero pod koniec lekcji zastanowił się, czy może jednak czarownica nie miała jakiegoś ułamka racji. Bardzo malutkiego, no, ale może jednak?
To było kłopotliwe pytanie. A szczególnie teraz, gdy Harry miał zdecydowanie zbyt dużo czasu na przemyślenia, w czasie, gdy profesor Thorne prowadził przydługi wywód na temat historii prawego skrzydła budynku Ministerstwa Magii. Mimo to, chłopak spróbował się skupić na swoim problemie i rozrysował na pergaminie najważniejsze kwestie.
Wszystko zaczęło się w połowie października, czyli od czasu tamtej pamiętnej kłótni z Ronem. Wtedy właśnie on i Malfoy praktycznie przestali ze sobą gadać. Tyle, co było koniecznością na zajęciach eliksirów, bo na wszystkich innych Ślizgon zamienił się na miejsca z innymi uczniami. Tak więc, nie rozmawiali ze sobą już od... ponad trzech tygodni! Malfoy przestał też, po Samhain, co rano odwiedzać go pod pokojem. Nie rzucał mu też dłuższych spojrzeń, kiedy mijali się na korytarzu, albo gdy Vince i Goyle, zostawiali go samego, by spędzić czas z Harry'm.
Tylko że, co z tego? W końcu on i ten głupek zaczęli się zadawać ze sobą tylko dlatego, że tak było im obu na rękę. Owszem, Harry próbował się trochę do niego przekonać. Nawet zaczął minimalnie lubić jego towarzystwo, ale bez przesady, ok? To nie był ten poziom, aby zaraz nazywać to przyjaźnią! To taka, no, znajomość! Może nawet koleżeństwo oparte na wspólnych korzyściach? Obopólnych, jak powiedziałby wuj Vernon. Trochę jak taki... kontakt, o!
Tu Harry narysował kartkę papieru z napisem „KONTRAKT" na środku, poniżej wypisanych wcześniej punktów.
No właśnie, kontrakt! A w kontrakcie obie strony zobowiązują się do czegoś. Malfoy zaś niepotrzebnie obraził Rona. Czyli to była jego wina! Niech więc sam sobie z tym poradzi! Parkinson gada jakieś głupoty wyssane z palca, no!
- Tylko czemu potem przyłazi tu i gada, jakby to było przeze mnie? - wymamrotał do siebie zły, gryzmoląc dalej po kartce. - Sam zawalił, to niech sam naprawi, co mnie to...
- Coś mówiłeś, Harry?
- Nie, nic – chłopak szybko zgniótł pergamin w dłoni, chowając go przed wzrokiem siedzącej obok Infrygi. - Tak tylko sobie powtarzałem, wiesz, wzory transmutacyjne i takie tam.
Infryga przysunęła się bliżej i szepnęła.
- Maggy będzie przepytywać? Powiedziała ci o tym?
Harry zaprzeczył machając dłonią przed sobą i głupio się uśmiechając. Entrekin maglowała go jeszcze przez chwilę, ale odpuściła, gdy profesor Thorne popatrzył na nią bardzo brzydko znad wyczarowanej makiety Ministerstwa. Mrugnęła tylko porozumiewawczo, na co Harry miał ochotę wyjść oknem. Przez myśl przemknęło mu nawet, że jak już musi z kimś siedzieć, to chyba wolał Malfoy'a, ale szybko się skarcił za głupie gadanie.
Z nieprawdopodobną ulgą powitał słowa profesora, że na dziś koniec lekcji.
Zanim Infryga zdążyła zaproponować mu „wspólne pójście <tu wstaw dowolną lokację w Hogwarcie>, żeby zjeść razem obiad", albo Parkinson wróciła się, by dalej go oskarżać o zły humor tego debila, Harry jednym ruchem spakował książki do torby i wystrzelił z klasy jak z procy. Zwolnił dopiero, gdy znalazł się po przeciwnej stronie korytarza. Za sobą słyszał co prawda, jak któraś z dziewczyn wołała za nim po nazwisku, ale udawał, że nic takiego nie miało miejsca.
- Patrz, Vic! A ten znowu ucieka!
- Taka to już cena sławy, mój drogi Gregu. My, śmiertelnicy z dołu drabiny społecznej tego nie zrozumiemy.
Harry obrócił się, aby zobaczyć Vincenta i Goyle'a idących w jego stronę.
- Ja wcale nie uciekam! - zawołał do nich. - Po prostu... skoro umówiłem się z wami, to idę z wami! A ona zaraz by zaczęła płakać, że jej mówię „nie" – wyjaśnił. - Już raz tak było na astrologii.
- Och, Potter. Ty biedaku. Jak mi ciebie jest żal – odpowiedział Goyle sarkastycznie. - Tylko, że nie.
Vince nagle obrócił się za siebie.
- Ej, Draco! Idziesz z nami do Wielkiej Sali?
Harry dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że Malfoy szedł za nimi.
Czarodziej trzymał w dłoni jakiś zeszyt. Po chwili podniósł głowę znad notatek i popatrzył prosto na Harry'ego. W jego spojrzeniu nie pojawiło się nic szczególnego. Wzrok miał mętny, zupełnie jakby spoglądał na pusty korytarz. Harry zauważył za to, że Malfoy wygląda na dziwnie zmęczonego. Mocno podkrążone oczy, rozczochrane włosy, te sprawy...
- Nie – odpowiedział krótko, chowając zeszyt do torby. - Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż słuchanie waszych głupich historyjek.
- Ojciec znowu czegoś od ciebie chce? - wtrącił Goyle. - Ostatnio dużo do ciebie pisze.
- Za dużo, jak na mój gust – dodał Vince. Rzucił Harry'emu porozumiewawcze spojrzenie. Mimo to, Harry powstrzymał się przed zadaniem pytania, o co chodzi. Poczuł tylko lekki ścisk w żołądku. Przez głowę przetoczyły mu się słowa Parkinson i poczucie winy zaatakowało z podwójną siłą.
Malfoy w odpowiedzi uśmiechnął się ironicznie.
- Sprawy Malfoy'ów nie są dla uszu niespowinowaconych – tu rzucił krótkie spojrzenie w stronę Harry'ego, szybko przenosząc je potem na pozostałą dwójkę. - Może dam radę zjeść z waszą dwójką kolację. Zobaczę, co z tego wyjdzie.
Harry poczuł jeszcze mocniejszy uścisk, tym razem w gardle.
To już był szczyt wszystkiego!
Co za... dureń. Kretyn! Debil! Idiota! To naprawdę takie trudne?! Powiedzieć „Przepraszam, Potter. Nie chciałem, aby Weasley się na ciebie obraził. Pogadam z nim." I już! TYLE! Ale nie! Przeklęta duma Malfoy'ów, niech ją szlag trafi! Naprawdę trzeba było aż tyle... Tyle!
Harry już miał otworzyć usta i coś powiedzieć, kiedy do ich czwórki podszedł niespodziewany gość.
A mianowicie, Ron Weasley we własnej osobie.
Przez chwilę on i Harry patrzyli na siebie. Vincent i Goyle przerzucali tylko wzrok ze Ślizgona na Gryfona. Malfoy zaś wysyczał nawet bardziej jadowicie niż zwykle.
- Czego tu szukasz, Weasley? Nikt z nas nie chce odkupić od ciebie twojej różdżki.
- Sznuruj ryj, Malfoy. Nie z tobą gadam – tu Ron zwrócił się do Harry'ego. - Hej, Harry!
- Hej, Ron – Harry odpowiedział niepewnie.
- Pomyślałem że, może chcesz zjeść obiad przy stole Gryffindoru? W sensie dzisiaj. Że teraz... - Gryfon zrobił zakłopotaną minę. - To Fred i George kazali mi cię zapytać, jakby co. Chyba bardzo cię polubili przez Samhain.
- A, że twoi bracia – wypalił Harry. - Ja... znaczy... bardzo chętnie, al...
Nagle Harry poczuł mocne szarpnięcie za rękaw. Zatoczył się i byłby upadł, gdyby Vincent go nie przytrzymał.
- Zapomnij, Weasley! - wykrzyczał Malfoy, stając tuż przed Ronem. Był rozeźlony jak mało kiedy. - Potter jest Ślizgonem i będzie jadł z nami! Nie wiem, co ty i twoi zdradzieccy bracia próbujecie osiągnąć, ale nic z tego! Nie na mojej warcie!
- A co tobie do tego, Malfoy? - Ron odpowiedział. - Przecież ty i Harry już ze sobą nie gadacie. Każdy w Hogwarcie to wie.
Oczy Malfoya otworzyły się szeroko. Prawa dłoń zacisnęła w pięść.
- Może... może i tak, ale ty...!
- No to czego się wtrącasz, Wężu? - Ron zmierzył Malfoy'a wzrokiem, po czym skinął na Harry'ego. - Pójdę przodem, Harry! Jakby co, zostawię ci wolne miejsce, ok? Dean powiedział, że też do nas dołączy!
I poszedł, zostawiając Harry'ego z całym tym bałaganem na głowie.
CZYTASZ
Harry Potter i Nowy Początek
FanfictionPoczątek jest chyba wszystkim znany. Chłopiec o imieniu Harry przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W czasie ceremonii przydziału tiara nałożona na jego głowę ma podjąć decyzję o jego przyszłości. Tylko nie Slytherin, tylko nie Slyther...