Rozdział 4

456 81 35
                                    

Usłyszałam szurnięcie butów, odgłos pstryczka i musiałam zmrużyć oczy pod wpływem światła z jarzeniówek.

– Chodzę tu na pamięć – wyjaśnił, chociaż nie pytałam i wskazał ręką kierunek.

Przełknęłam ślinę po czym, pokonując sztywność w kolanach, ruszyłam przed siebie. Przypomniałam sobie o swojej roli, więc zaczęłam kusząco kręcić biodrami. Widziałam przed sobą, że korytarz zaraz się skończy i wejdziemy do jakiegoś pomieszczenia. Musiałam coś zrobić.

Nie spodziewał się kolejnego gwałtownego zatrzymania. Kiedy się odwróciłam, stał zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Sięgałam mu ledwo do ramienia, więc musiałam zadrzeć głowę, żeby popatrzeć mu w oczy.

– Może w ramach podziękowania przyjmiesz drinka? Albo szklankę wody?

Znowu zaśmiał się chrapliwie.

– Proponujesz mi wspólne napicie się... wody?

Wzruszyłam ramieniem. Pilnowałam się, żeby ten gest był kobiecym i pełnym wdzięku odpowiednikiem energicznego góra-dół, jak to robiłam zazwyczaj.

– Wody, wódy, mleka czy whisky. Co lubisz.

Przekrzywiłam głowę i wpatrywałam się w niego w oczekiwaniu, aż się zgodzi.

Musi się zgodzić! W świetle jarzeniówek jego oczy miały ciepły, orzechowy kolor. Nie wyglądały na oczy zboczeńca i mordercy.

Zdawałam sobie sprawę, że tacy rzadko mają przypiętą do kołnierza metkę określającą swoje chore hobby.

– Muszę coś załatwić, ale znajdę cię później i napijemy się... wody. – Puścił do mnie oczko i poczułam, jak moje policzki się rozgrzewają.

Uciekłam wzrokiem. Nie musiałam grać zakłopotanej.

– Idź prosto przez kuchnię, a wyjdziesz na salę – dodał.

Skinęłam głową i uśmiechnęłam się do niego, chociaż usta miałam jak ze sztywnej gumy, która nie chciała mnie słuchać.

– W takim razie czekam.

Odeszłam i nie odwracałam się, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście wypala mi spojrzeniem dziurę w plecach, czy to tylko moja wyobraźnia.

Czas oczekiwania przy barze płynął niemiłosiernie powoli. Siedziałam tu już długo, żeby było mnie łatwiej znaleźć. Martwiłam się coraz bardziej, bo z każdą mijającą minutą rosło prawdopodobieństwo, że Maciek rozpłynął się we mgle i zostałam bez wsparcia.

– Koleżanka nie przyszła? – Jego niski głos był nieźle słyszalny przez muzykę.

– Wystawiła mnie do wiatru. – Zrobiłam smutną minę. – Tym bardziej cieszę się, że ty tego nie zrobiłeś.

Uśmiechnął się lekko i usiadł obok.

– Co pijesz? Nie wygląda jak woda.

– Woda z domieszką etanolu, barwników i innego świństwa, które sprawią, że będę żałowała tej nocy. Czego ty się napijesz?

Zanim odpowiedział, jego spojrzenie prześliznęło się po moim ciele, a ja czułam, jakby wodził po nim nie wzrokiem, ale palcem. Niespiesznie, przez czoło, usta i brodę, następnie głęboko wycięty dekolt, brzuch i nogi. Zatrzymał się na srebrnych szpilkach i pomalowanych na czerwono paznokciach. Dzisiaj byłam jak inne bywalczynie klubu – odpicowana aż po linię bikini. No dobra: aż do pół uda, bo nie miałam zamiaru nikomu pokazywać tego, co jest wyżej.

– Nie piję w pracy – stwierdził, po czym o dziwo poprosił barmana rzeczywiście o wodę z cytryną.

Uniosłam jedną brew.

UKARANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz