Nareszcie nadszedł dzień wyboru reprezentantów doTurnieju Trójmagicznego, tak więc od samego rana, wszyscy ciągle gadali. Parę osób nawet zajęło się przyjmowaniem zakładów, ludzie obstawiają kto zostanie wybrany, za niewielką opłatą. Nawet Amelie dała się wciągnąć w tę zabawę.
Amy usiadła na łóżku i zaczęła przecierać oczy, dopiero co wstała, a gdy tylko jej współlokatorki to zobaczyły, niemalże skoczyły na jej łóżko.
— Dzień dobry! — Rozbudził ją pisk ekscytacji Harriet. — Jak się spało?
— Na Merlina! — Fawley głośno się roześmiała, opierając się przy tym o materac w pozycji półsiedzącej. — Szczerze mówiąc, źle. Miałam okropny koszmar, był taki realny... — Westchnęła, wracając myślami do mar minionej nocy.
— Chcesz nam o tym opowiedzieć? — Dopytała Margot, kładąc przy tym dłoń na ramieniu koleżanki. — Pamiętaj, że to tylko sen.
— Dzięki, wiem że to tylko sen, ale... naprawdę, czuję się, jakby to miało się wydarzyć. — Pokręciła energicznie głową, próbując odpędzić te paskudne myśli. — A wy czemu już na nogach? — Przetarła oczy.
— Idziemy pogadać z Krumem i jego kolegami. — Obie się zaśmiały, patrząc na siebie. — Chodź z nami, odprężysz się trochę. — Harriet sięgnęła ręką do włosów koleżanki i zaczęła oplatać sobie ich kosmyk wokół palców.
— Głupie jesteście. — Położyła się z powrotem i zakryła twarz poduszką. — Nie ma mowy.
— Przestań by się taka marudna, nie da się ciebie czasem słuchać, wiesz? — Prychnęła blondynka, ciągnąc za poduszkę, chcąc tym samym zdjąć ją z dziewczyny. — Zostały ci dwa lata szkoły a potem co? — Szarpnęła, wyrywając poduszkę z rąk Fawley, a ta trafiła w twarz Margot.
— Za co ja dostałam?! — Rudowłosa pisnęła, śmiejąc się przy tym. — Ją powinnaś walnąć, żeby się w końcu pozbierała.
— Mam was dość, ledwo minął tydzień, a ja już nie jestem w stanie z wami mieszkać. — Wygramoliła się spod pierzyny. — Idę stąd. — Machnęła na nie ręką, zaczynając tym samym zbierać swoje rzeczy, które miały przydać się jej w łazience.
— I tak pojedziesz z nami. — Argent switowała ją krótko.
— Nie uciekniesz od tego, Mel. — Dodała ze śmiechem Dunbar, obie przyglądały się wychodzącej z pokoju puchonce, która to na odchodne pokazała im środkowy palec.
Nastolatka umyła się, osuszyła swoje długie włosy przy użyciu różdżki, zrobiła lekki makijaż, podkreślający jej azjatycką urodę, po czym wróciła do swojego dormitorium. Współlokatorki gdzieś wybyły, na całe szczęście dla Fawley. Poodkładała swoje rzeczy na ich miejsca, posprzątała swoją część pokoju i wyszła, chcąc pójść na śniadanie, jednak w pokoju wspólnym została zaatakowana przez koleżanki.
Gdy dotarły do wielkiej sali, dziewczęta niemalże siłą zaciągnęły ją w kierunku grupki wysokich chłopów z Durmstrangu. Margot i Harriet były w swoim żywiole, dwie totalnie słodkie dziewczyny, stymulujące małe móżdżki przystojnych mięśniaków. Amelie nie była w stanie zareagować na to inaczej niż podśmiechiwaniem się i przewracaniem oczami.
— Hej, Amelie, tak? — Spytał jeden z nastolatków z zaprzyjaźnionej szkoły.
— A ty to? — Spytała, gdyż niezbyt zważała na to, co przyjaciółki jej wcześniej mówiły. — Wybacz, nie wylapalam twojego imienia. — Wzruszyła ramionami, spoglądając na to, co się działo za nim.
— Iliya. — Podał jej rękę, którą potrzasnęła, wciąż spoglądając na stół gryfonów, jej wzrok spotkał się w końcu z Beccą, która ze zdziwienia zdawała się zakrztusić czymś. — Rozumiem że za mną dzieje się coś ciekawszego. — Stwierdził chłopak, spoglądając przez ramię.
— Wybacz, po prostu moi przyjaciele na mnie czekają. — Odchrząknęła i zabrała rękę. — Miło poznać. — Rzuciła, odchodząc w stronę znajomych.
— Margot i Harriet w końcu cię przekonały do łowów? — Pierwsze co Rebecca zrobiła, gdy Amy się do nich dosiadła, to ją wyśmiała. — Ale ten, z którym rozmawiałaś, to całkiem niezły był. — Ugryzła policzek od środka, wpatrując się w nowego kolegę przyjaciółki. — Nie powtarzajcie tego Cedowi. — Ciemnoskóra popatrzyła po kolei na bliźniaków, lee, dziewczyny z drużyny no i na Amelie, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Poza tym posiłek minął nastolatkom całkiem spokojnie, po najedzeniu się, wszyscy rozeszli się w swoich kierunkach. Amy wraz z Cedriciem i Fredem udali się w kierunku sali transmutacji.
— Nie ma szans. — Diggory skwitował po raz kolejny rudowłosego, za jego głupi pomysł. — Powiedziałaś mu, że to się nie uda?
— Oczywiście że tak. — Spojrzała na kolegów. — Ale bliźniacy to bliźniacy. — Zaśmiała się cicho, spoglądając z powrotem przed siebie.
— Warto spróbować! — Weasley oburzył się i zatrzymał swoich przyjaciół, stając przed nimi. — Uwierzcie w nas. — Położył dłonie na ramionach puchonów, a po chwili cała trójka wybuchła śmiechem.
— Przecież wiesz, że nie chodzi o to, że w was nie wierzymy. — Zaczął Cedric, po czym spojrzał kątem oka na przyjaciółkę, oczekując od niej pomocy.
— Wierzymy po prostu w Dumbledora i to, że jest wielkim czarodziejem. — Dziewczyna skończyła wypowiedź. — Poza tym to mój eliksir, nie ufałabym mu aż tak. — Pokręciła głową z uśmiechem i machnęła ręką, żeby ruszyli się ze środka korytarza.
— Znowu zaczynasz. — Rudzielec prychnął. — W siebie też musisz uwierzyć.
— Starczy już tego, dzisiaj wszystko się okaże. — W końcu zakończyła tę dyskusję.
— Lepiej przyspieszmy kroku, jeśli nie chcemy podpaść McGonagall. — Zarządził puchon.
• • • • •
Hejka! <3
Myślę nad dodaniem rozdziału z wizerunkami postaci, co myślicie? Warto?
CZYTASZ
galway girl || fred weasley
Fanfiction*¸ „„.•~¹°"ˆ˜¨♡♡♡¨˜ˆ"°¹~•.„¸* ❝ Czterysta dwudzieste drugie mistrzostwa świata w quidditchu swoją obecnością zaszczyciła Amelie, szóstoroczna puchonka. Pojawiła się tam tylko z racji tego, że jej ojciec postanowił nagle zacząć odbudowyw...