Przekreśliliśmy kolejną datę w kalendarzu - plac Muranowski pod ciągłym ostrzałem, broniony nieprzerwanie przez ŻZW. Dziś upadł także szop szczotkarzy, a Żydzi go broniący uciekli na wspomniany wyżej plac, aby wspomóc towarzyszy broni.
Na ulicach pełno trupów - płonących, rozjechanych wozami pancernymi, zaczynały się rozkładać, cuchnęły, ściągały muchy i wszechobecne szczury, które wychodziły po nocy, kiedy walki odrobinę ustawały. Straciliśmy już jedną minę, została tylko jedna.
Ja i miasta trzymaliśmy głównie z ŻOB-em, więc gdy Szkopy zaczęły znacząco przeważać, Kraków został ciężko ranny w podbrzusze i ledwie go odratowaliśmy (ściągnęli go do bunkra w ostatniej chwili, kiedy w zasadzie już odpływał), a na dodatek powierzchnia getta przypominała bardziej pogorzelisko i kilkusetletnie ruiny - zeszliśmy do zaopatrzonych i przygotowanych wcześniej bunkrów, czy innych schronień podziemnych.
Ukryliśmy się w bunkrze na Miłej, gdzie na dobrą sprawę od samego początku zrywu mieliśmy swoją bazę wypadową. To tam udało nam się zebrać niezapleśniałe jedzenie, które miało jakieś resztki wartości odżywczych. Dwudziestego drugiego kwietnia, czyli ledwie po trzech dniach walk, zostaliśmy zmuszeni do ukrycia się przed śmiercią. Tego dnia prowadziliśmy całkowity i nieprzerwany ostrzał na ulicę macierzystą bunkra. Wieczorem Izrael cudem przedostał się pod ostrzałem do środka, przekazując wiadomość - plac Muranowski padł, ŻZW po przegrupowaniu podjął próbę ucieczki z getta, AK próbowało wysadzić mur getta, ponosząc porażkę.
Noc była niespokojna. Pomimo okrutnego zmęczenia nie mogłam zmrużyć oka. Z resztą podobnie jak większość moich gwardzistów - Łódź, Łowicz (która siedziała naprzeciw mnie pod stołem w pogotowiu), Lublin, Płock, Radom i Kielce. Jedynie Wilno i Kraków spali jak zabici, ten pierwszy utulony do karabinu, drugi drżąc w bólu - byłam zbyt zmordowana, gdy ratowałam mu życie, aby zrobić to poprawnie i efekty są okrutne - gorączkuje. Część mężczyzn strzelała wraz z Żydami, lecz pozostali trzymali pociski w komorach gotowe do obrony wejść.
- Jak się czujesz? - spytałam kobiety naprzeciwko.
- Mogło być gorzej. - uśmiechnęła się w zadumie. Nawet nie podniosła zmęczonego wzroku.
- To dobrze... - westchnęłam ciężko, opierając głowę o nogę stołu.
Zimno odmrażało mi pośladki, ale nie miałam siły, żeby wstać i szukać czegokolwiek na czym można usiąść. Wolałam też nie ściągać kurtki, którą dostałam od Adama, gdyż zaraz zacząłby mruczeć pod nosem swoje złości i naburmuszenia, że w ogóle o siebie nie dbam. Z resztą tylko to utrzymywało mnie w cieple - bunkier był okrutnie zimny.
Poranek powitał nas ciszą. Przynajmniej stopniową. Zdecydowałam o przeniesieniu do piwnic w pobliżu murów getta. Wyszliśmy tuż po świcie, kompletnie innym wejściem, chyba jeszcze nie zostało odkryte. Przesuwaliśmy się ostrożnie wzdłuż ścian budynków, pojedynczo przebiegając ulice. Była chyba szósta trzydzieści, gdy przebiegając ulicę ujrzeliśmy maszerujących Niemców. Także nas przyuważyli. Otworzyli ogień i rozdzielili nas na dwóch stronach drogi.
Nie byliśmy dłużni, strzelając do ich pozycji.
- Poddajcie się, a nie zginiecie! - krzyknęło któreś z miast.
- Śmierć przyjdzie po każdego! - moja seria pocisków podziurawiła ścianę koło czyjegoś ramienia, wyrywając go zza osłony.
CZYTASZ
Grad
Fanfic"Śmierć nie potrafi liczyć, jest analfabetką, jest ślepa i głucha. Ona po prostu przychodzi." Czarny całun Śmierci nakrył całą ziemię, a w ciemności błyszczy jedynie krew i żar. Wielu nie zobaczy słońca już nigdy więcej. Czy to na początku, czy już...