Rozdział 9

444 79 46
                                    

Dzwonek do drzwi obudził mnie skoro „świt". Śniła mi się Zuzka przywiązana do łóżka w piwnicy. Jedną rękę miała wolną i pisała wiadomość za wiadomością: „Ze mną wszystko ok, mamciu. Ze mną wszystko ok, mamciu. Ze mną wszystko...". Za każdym razem komórka piszczała sygnałem potwierdzenia dostarczenia. „Ze mną wszystko ok, mamciu". I tak w kółko, przez całą męczącą noc. Bez wytchnienia. Przebudzałam się, zapadałam w sen i znowu widziałam tylko Zuzkę piszącą esemesy, jej ciało skrępowane liną i odrapane ściany przesiąknięte wilgocią. A w oddali ciągle ktoś krzyczał...

Może dlatego mój mózg wydal polecenie otworzenia drzwi, kazał głowie kiwnąć na powitanie i skierował nogi do kuchni.

– Kawy? – zapytałam i dopiero w tym momencie przytomnie spojrzałam na Dominika stojącego na środku salonu i rozglądającego się dookoła.

– Przytulne mieszkanko – powiedział.

„Dzisiaj jest dzień otwartych drzwi czy łóżka?"

– Co ty tu do cholery robisz? – wybuchnęłam. – Jakim prawem nachodzisz mnie w mieszkaniu?!

– Prawem naszej umowy – odpowiedział niewzruszony. – Przyszedłem dopilnować, żebyś wyglądała odpowiednio wieczorem. Bez peruki.

Popatrzył na mnie znacząco i nie musiał nic dodawać. Wiedziałam, jak zapewne wyglądam po całej nocy kręcenia się w łóżku i pocenia. Moja piżama z krótkimi spodenkami nie nadawała się na robienie dobrego wrażenia w klubie, a twarz miałam pewnie opuchniętą, jakbym zjadła trzy paczki chipsów i zapiła zupką w proszku.

Podszedł i oparł się o blat, zdecydowanie zbyt blisko. Aż woda w czajniki zagotowała się jakoś podejrzanie szybko.

– Poćwiczmy twoją rolę, żeby nie wyszło nienaturalnie. Pamiętam, że twoje uwodzenie nie było na najwyższym poziomie – Mrugnął porozumiewawczo, a mnie przeszedł dreszcz. Zdecydowanie dreszcz obrzydzenia.

Wyciągnął rękę w moim kierunku, więc włożyłam mu w dłoń kubek z napisem: „Kobiety są faktem, a z faktami się nie dyskutuje".

– Nie mam zamiaru z tobą ćwiczyć, księciuniu – oznajmiłam.

– Nie podoba mi się to równie mocno, co tobie. Wyciśnijmy więc...

Nie dowiedziałam się, co chce wyciskać i nie zdążyłam powiedzieć, że na życzenie mogę ścisnąć jego jaja w imadle, bo zadzwonił telefon. Przezornie odeszłam na bok, ale wiedziałam, że nie ma w mieszkaniu miejsca, które chroniłoby przed podsłuchaniem rozmowy.

– Cześć, mamo. Co słychać?

– Słyszałam o Zuzi – powiedziała nerwowym tonem. – Martwię się o ciebie. Przyjdź dzisiaj na obiad, dobrze?

– Dzisiaj... eee... – Rzucałam spojrzeniem błyskawice w kierunku Dominika, który poczuł się jak w domu, bo otwierał po kolei szafki w kuchni. – Dzisiaj nie mogę.

– Na pewno? Znajdź chociaż godzinkę, żebym mogła się upewnić, że u ciebie wszystko w porządku.

– Mamo, jest w porządku.

– Martwię się. Chyba nie robisz nic głupiego?

– Kochanie, gdzie trzymasz cukier? – rozległo się wołanie Dominika poparte wrednym uśmiechem.

Pacnęłam się ręką w czoło.

– Ktoś u ciebie jest? – zapytała mama.

– Tak, Maciek. – Improwizowałam. – Zastanawiamy się, jak możemy pomóc w poszukiwaniach.

– Dalej wierzysz, że została porwana? Rozmawiałam z Moniką i wydawała się pewna, że Zuzia wróci.

– Mamo... Minęło już za dużo czasu. Posłała tylko jednego esemesa, który nie brzmiał jak ona... Jestem pewna.

UKARANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz