Blondwłosa kobieta po raz kolejny tej nocy przekręciła się na łóżku. Otworzyła oczy i wypatrzyła się w ceglasty sufit jej sypialni. Powoli zaczęła liczyć cegły, mając nadzieję, że nudne zadanie znurzy ją do tego stopnia, że w końcu zaśnie.
Raz, dwa, trzy, cztery...
Przeklęła cicho pod nosem, przecierając twarz dłonią i spojrzała na zegar stojący na stoliku nocnym.
3.56
Westchnęła po czym, usiadła. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu, do którego wkradały się promienie zachodzącego księżyca.
Dłonią odpaliła lampę naftową znajdująca się w niedalekim sąsiedztwie zegara. Jasne światło rozżarzyło pokój, a kobieta syknęła cicho, mrużąc i przysłaniając dłonią oczy.
Odrzuciła biała pościel i opuściła długie, blade nogi, ledwie dotykając lodowatej podłogi. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, jednak w końcu uniosła się z łóżka. Na ramiona zarzuciła długi, satynowy szlafrok, który mimo swej budowy nie zasłaniał zbyt wiele. Przewiązała go delikatnie w pasie. Podeszła do komody i podpierając się o nią naciągnęła na swojej stopy szpilki. Uczucie niemal paraliżującego chłodu nieco ucichło.
Blondwłosa wiedźma wyszukała w rzuconej w nieładzie na mebel kopertówce, papierośnicę i wyszła ze swoich kwater. Trzask zamykanych drzwi rozszedł się echem po korytarzu, podobnie do rozpoczętego chwilę później miarowego uderzania szpilek o kamienną posadzkę korytarza.
Wychodząc po schodach, jej uwagę przykuła wyróżniająca się w ciemności czerwona plama. Z zainteresowaniem i mocno bijącym sercem podeszła bliżej i przyklęknęła przy niej. Zanurzyła place w cieczy i parsknęła śmiechem prostując się.
Tym razem dostrzegła wielkie, czerwone litery, widniejące na ścianie.
"WYNOŚCIE SIĘ Z HOGWARTU, ŚMIERCIOŻERCZE GNIDY"
Podkręciła głową z rozbawieniem, wyjmując papierosa. Jego początek zaiskrzył się w ciemności.
Usłyszała za sobą kroki, nie odwróciła się jednak. Doskonale wiedziała, kto się tam znajduje.
- A ty co tu robisz? - warknęła pulchna śmierciożerczyni.
- Carrow, hamuj się - sprostowała kobietę, Vinda.
- Jestem wicedyrektorką, więc powinnam być tam, gdzie nie ma dyrektora.
- Jaka szkoda, że już tu jestem - usłyszała złośliwie słowa, wypowiedziane głębokim, doskonale jej znanym głosem.
Podkręciła głową, odwracając się w stronę dwójki czarodziejów.
- Zgaś to - powiedział czarnowłosy mężczyzna, gdy dostrzegł papierosa w dłoni kobiety.
- A to niby dlaczego?
- Demoralizujesz dzieci - odparł zupełnie poważnie dyrektor.
- Ja tu nie widzę żadnego dziecka... chyba, że... - zawachała się patrząc na Alecto. Jasnowłosa kobieta najwidoczniej zrozumiała aluzję. Wciągnęła powietrze ze świstem i ruszyła w jej stronę.
- Ty... Ty...
- Profesor Carrow - syknął Severus, łapiąc wiedźmę za łokieć i uniemożliwiając jej konfrontację z nauczycielką starożytnych run.
- A pani niech to zgasi, pani wicedyrektor - dodał dyrektor, wymawiając pełnym kpiny głosem jej tytuł.
Blondwłosa kobieta wywróciła oczami i podeszła do ściany, na której widniał napis. Odwróciła twarz i spojrzała ze złośliwym uśmiechem na czarnowłosego mężczyznę. Zgasiła papierosa o ścianę, wypuszczając go z między palców i rozgniotła butem. Po czym odsunęła się, stając obok dyrektora. Przyjrzała się swojemu dziełu i dość niechętnie machnęła dłonią.
CZYTASZ
Armes de la mort || Severus Snape
Fanfiction𝑁𝑎𝑑𝑒𝑗𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑎𝑠, 𝑤 𝑘𝑡𝑜́𝑟𝑦𝑚 𝑏𝑒̨𝑑𝑧𝑖𝑒𝑐𝑖𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑤𝑦𝑏𝑟𝑎𝑐́ 𝑚𝑖𝑒̨𝑑𝑧𝑦 𝑡𝑦𝑚, 𝑐𝑜 𝑠𝑙𝑢𝑠𝑧𝑛𝑒, 𝑎 𝑡𝑦𝑚, 𝑐𝑜 𝑙𝑎𝑡𝑤𝑒. 𝐽.𝐾.𝑅𝑜𝑤𝑙𝑖𝑛𝑔 "𝐻𝑎𝑟𝑟𝑦 𝑃𝑜𝑡𝑡𝑒𝑟 𝑖 𝑐𝑧𝑎𝑟𝑎 𝑜𝑔𝑛𝑖𝑎" Wielu ludzi...