Rozdział 4.

53 6 0
                                    

Blondwłosa kobieta po raz kolejny tej nocy przekręciła się na łóżku. Otworzyła oczy i wypatrzyła się w ceglasty sufit jej sypialni. Powoli zaczęła liczyć cegły, mając nadzieję, że nudne zadanie znurzy ją do tego stopnia, że w końcu zaśnie.

Raz, dwa, trzy, cztery...

Przeklęła cicho pod nosem, przecierając twarz dłonią i spojrzała na zegar stojący na stoliku nocnym.

3.56

Westchnęła po czym, usiadła. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu, do którego wkradały się promienie zachodzącego księżyca.

Dłonią odpaliła lampę naftową znajdująca się w niedalekim sąsiedztwie zegara. Jasne światło rozżarzyło pokój, a kobieta syknęła cicho, mrużąc i przysłaniając dłonią oczy.

Odrzuciła biała pościel i opuściła długie, blade nogi, ledwie dotykając lodowatej podłogi. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, jednak w końcu uniosła się z łóżka. Na ramiona zarzuciła długi, satynowy szlafrok, który mimo swej budowy nie zasłaniał zbyt wiele. Przewiązała go delikatnie w pasie. Podeszła do komody i podpierając się o nią naciągnęła na swojej stopy szpilki. Uczucie niemal paraliżującego chłodu nieco ucichło.

Blondwłosa wiedźma wyszukała w rzuconej w nieładzie na mebel kopertówce, papierośnicę i wyszła ze swoich kwater. Trzask zamykanych drzwi rozszedł się echem po korytarzu, podobnie do rozpoczętego chwilę później miarowego uderzania szpilek o kamienną posadzkę korytarza.

Wychodząc po schodach, jej uwagę przykuła wyróżniająca się w ciemności czerwona plama. Z zainteresowaniem i mocno bijącym sercem podeszła bliżej i przyklęknęła przy niej. Zanurzyła place w cieczy i parsknęła śmiechem prostując się.

Tym razem dostrzegła wielkie, czerwone litery, widniejące na ścianie.

"WYNOŚCIE SIĘ Z HOGWARTU, ŚMIERCIOŻERCZE GNIDY"

Podkręciła głową z rozbawieniem, wyjmując papierosa. Jego początek zaiskrzył się w ciemności.

Usłyszała za sobą kroki, nie odwróciła się jednak. Doskonale wiedziała, kto się tam znajduje.

- A ty co tu robisz? - warknęła pulchna śmierciożerczyni.

- Carrow, hamuj się - sprostowała kobietę, Vinda.

- Jestem wicedyrektorką, więc powinnam być tam, gdzie nie ma dyrektora.

- Jaka szkoda, że już tu jestem - usłyszała złośliwie słowa, wypowiedziane głębokim, doskonale jej znanym głosem.

Podkręciła głową, odwracając się w stronę dwójki czarodziejów.

- Zgaś to - powiedział czarnowłosy mężczyzna, gdy dostrzegł papierosa w dłoni kobiety.

- A to niby dlaczego?

- Demoralizujesz dzieci - odparł zupełnie poważnie dyrektor.

- Ja tu nie widzę żadnego dziecka... chyba, że... - zawachała się patrząc na Alecto. Jasnowłosa kobieta najwidoczniej zrozumiała aluzję. Wciągnęła powietrze ze świstem i ruszyła w jej stronę.

- Ty... Ty...

- Profesor Carrow - syknął Severus, łapiąc wiedźmę za łokieć i uniemożliwiając jej konfrontację z nauczycielką starożytnych run.

- A pani niech to zgasi, pani wicedyrektor - dodał dyrektor, wymawiając pełnym kpiny głosem jej tytuł.

Blondwłosa kobieta wywróciła oczami i podeszła do ściany, na której widniał napis. Odwróciła twarz i spojrzała ze złośliwym uśmiechem na czarnowłosego mężczyznę. Zgasiła papierosa o ścianę, wypuszczając go z między palców i rozgniotła butem. Po czym odsunęła się, stając obok dyrektora. Przyjrzała się swojemu dziełu i dość niechętnie machnęła dłonią.

Armes de la mort || Severus Snape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz