Rozdział 1

62 3 0
                                    

Minęło prawie 5 lat od tego tragicznego dnia, moje życie wróciło do normy -o ile można to tak nazwać - przez ten cały czas z nikim się nie spotkałem, byłem sam. Wszystko jednak zmieniło się w dniu, w którym na komendzie zatrudniła się nowa Pani Psycholog-Ida.
Od razu wzbudziła moją sympatie, wydawała się taka radosna i ciepła. Dodatkowo była piękną kobietą, szczupła, wysoka, z błyszczącymi włosami sięgającymi do ramion, ciągle się uśmiechała. Od razu zwróciła na mnie uwagę, podeszła, przedstawiła się i powiedziała, że od dziś będzie tutaj pracować, więc jeśli będę miał jakiś problem, to służy pomocą. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, czułem, ze robię się czerwony. Od śmierci Karoliny żadna kobieta aż tak na mnie nie działa, to było na prawdę dziwne uczucie.

Przez kilka miesięcy kręciliśmy ze sobą, oczywiście wszystko było tajemnicą, nie chciałem, aby ludzie na komendzie gadali.
Przez ten czas okazało się, że nadajemy z Idą na tych samych falach, mieliśmy podobne poczucie humoru, lubiliśmy te same filmy, słuchaliśmy tej samej muzyki. Wydawało się, że wreszcie mam szanse na nową miłość, na to, aby zacząć wszystko od początku. Jednym problemem była dla mnie różnica wieku, dzieliło nas aż 15 lat. Mimo obaw zdecydowałem się, że dam nam szanse i spróbuję. Nigdy nie żałowałem tej decyzji, nasz związek był wręcz idealny, świetnie się dogadywaliśmy, prawie nigdy nie było między nami większych spięć.
Od dnia, w którym odważyłem się, aby spytać Idę o związek minęło pół roku, nic nie zapowiadało, że niedługo wszystko się zmieni...

Kilka dni później była rocznica śmierci Karoliny, z samego rana poszedłem na cmentarz, aby zapalić znicz. Po południu przyjechałem na komendę, aby nadrobić zaległości w papierach. Od wejścia czułem, ze coś jest nie tak, wszyscy wydawali się jacyś dziwni. Kiedy wszedłem na górę usłyszałem kawałek rozmowy Jacka z Góralem. Mówili o tym, że w nocy ktoś włamał się na komendę, byłam w szoku. Po chwili nasłuchiwania zapukałem do pokoju dyżurnego.
-Czołem Panowie- powiedziałem.
Gdy tylko usłyszeli mój głos od razu zamilkli, miałem wrażenie, że próbują ukryć przede mną fakt, że w nocy ktoś wtargnął na komendę.
-Cześć Mikołaj, co ty tutaj robisz?- zapytał Jacek.
-Wpadłem uzupełnić zaległe raporty, Emilka już od kilku dni prosi, abym to zrobił, ale ciagle o nich zapominam. A wy co tacy dziwni, jakaś konspira?- zapytałem.
-Eeeee nie nie, nic takiego- odparł Góral.
-Chłopaki, przecież widzę, mnie nie oszukacie- zaśmiałem się.
-No bo...- wykrztusił Jacek.
-No bo co?- dopytywałem.
-Dziś w nocy około 1.30 na komendę weszła jakaś kobieta, nikt z naszych jej nie widział, jedynie Pani sprzątająca powiadomiła mnie, ze ktoś podejrzany kręci się po komendzie. Co dziwne otworzyła drzwi identyfikatorem.
-No to może ktoś z naszych go zgubił i ta kobieta go znalazła- odpowiedziałem.
-Nie Mikołaj, karta należała do... Karoliny Rachwał, ktoś po jej śmierci musiał nie dopilnować formalności.
Po tej wiadomości odjęło mi mowę, wszystkie wspomnienia wróciły jak boomerang, milion pytań pojawiło się w mojej głowie.
-A A Ale jak to, jesteś pewny?- spytałem zaszokowany.
-System odnotował kto i o jakiej godzinie wchodził na komendę- powiedział Jacek.
-Ale jak to możliwe, przecież od jej śmieci minęło 5 lat, dlaczego ktoś akurat teraz postanowił zrobić coś takiego- powiedziałem.
-Nie mam pojęcia, staramy się to właśnie ustalić- dodał Jacek.
-Przepraszam, muszę się przejść.
Wyszedłem z pokoju, aby trochę się uspokoić, nie mogłem uwierzyć w to, co się stało.
Na korytarzu spotkałem Idę, nie chciałem jej martwić, wiec udawałem, ze wszystko jest w porządku. Porozmawialiśmy chwilę, a następnie wyszedłem z komendy i pojechałem prosto na cmentarz, nie mogłem wyrzucić z głowy myśli, że coś takiego się stało. Dodatkowo wciąż miałem wrażenie, że nie jest to przypadek, włamanie miało miejsce dokładnie w dniu rocznicy śmierci Karoliny. A co jeśli ona żyje? Może próbuje się w ten sposób z nami skontaktować?- myślałem. Szybko jednak wyrzuciłem te myśli z głowy, ponieważ dojechałem na cmentarz. Podszedłem do grobu Karoliny, usiadłem na ławeczce i rozmyślałem. Po chwili zobaczyłem, ze jakaś kobieta patrzy na mnie zza drzewa, może to głupio zabrzmi, ale przeszło mi przez myśl , ze może to moja Karolina. Wstałem gwałtownie i pobiegłem w jej stronę, zaczęła uciekać, czym bliżej byłem, tym bardziej miałem wrażenie, że jest do niej łudząco podobna. Niestety, skręciła w jakąś uliczkę i nie zdąrzyłem podbiec bliżej. Gdy wracałem już z powrotem zobaczyłem, że kobieta zgubiła szalik, podniosłem go i poczułem ten zapach... zapach Karoliny. To były jej perfumy! Jestem tego pewny, nigdy nie zapomnę tego zapachu...
Szybko wsiadłem do auta i pojechałem na komendę.

Po przyjeździe wbiegłem po schodach i skierowałem się prosto do pokoju Jacka, zmachany wszystko mu opowiedziałem.
-Ale Mikołaj, mogło Ci się coś pomylić, minęło już prawie 5 lat, a te perfumy... może po prostu są podobne- powiedział, próbując mnie uspokoić.
-Nie Jacek! Jestem pewny, to są perfumy Karoliny- powiedziałem stanowczo.
-Nawet jeśli, to co ty sugerujesz, przecież ona nie żyje, sam byłeś świadkiem jej śmieci, nie ma szans, że to była ona.
-Ale Jacek, może jednak, może przeżyła, ale musiała się ukrywać, a teraz chce mnie odnaleźć, to nie jest przypadek, ze akurat w dniu rocznicy jej śmieci dzieją się takie rzeczy.
-Mikołaj do jasnej cholery, uspokój się! Sprawdzimy to, ale ty idziesz do domu, w takim stanie w niczym nam nie pomożesz- powiedział Jacek.
-Dobra, ale jak tylko się czegoś dowiesz masz dać mi znać- Wyszedłem zdenerwowany.
-Jasne, w kontakcie- dodał Jacek.
Kiedy wychodziłem z komendy, na masce mojego samochodu zobaczyłem kartkę, wziąłem ją, otworzyłem i przeczytałem.
Jeśli chcesz się ze mną zobaczyć, przyjdź dzisiaj do mojego mieszkania o 16.00. Ulica Malownicza 45/18, bądź sam.
Do zobaczenia"
Nogi się pode mną ugięły, to był charakter pisma Karoliny, wszystko było coraz bardziej pokręcone. Chciałem iść do Jacka i pokazać mu ten list, ale stwierdziłem, że jeśli chce dowiedzieć się prawdy, to muszę zrobić to sam. Przez resztę dnia byłem bardzo nerwowy, co chwile spoglądałem na zegarek patrząc, która jest godzina.
Około 13 ktoś zapukał do drzwi, była to Ida. Kompletnie zapomniałem, że byłem z nią umówiony.
-Cześć kochanie- przywitała się ze mną dając mi buziaka.
-Cześć Iduś, przepraszam Cię, ale coś źle się dziś czuję, chyba bierze mnie jakaś choroba- skłamałem. Nie chciałem, aby dowiedziała się prawdy, bałem się, że źle wpłynie to na nasz związek, a bardzo ją kochałem.
-Rozumiem, może w takim razie zamówimy jakieś jedzenie i obejrzymy film?- zapytała.
-Pewnie, dobry pomysł- odparłem. Nie chciałem sprawiać jej przykrości.
Po kilku godzinach, zobaczyłem, że wybiła 15.30, powiedziałem Idzie, że muszę wyjść.
-Ale gdzie ty chcesz wychodzić w takim stanie, sam mówiłeś, że źle się czujesz.- powiedziała zmartwiona.
-mam do załatwiania jedna sprawę, nie martw się, zdzwonimy się wieczorem- powiedziałem, po czym pocałowałem ją i wyszedłem z mieszkania.
Byłem przerażony jak nigdy, za chwile miałem dowiedzieć się prawdy, to co tam zastanę może zmienić kompletnie moje życie. Nogi trzęsły mi się ze zdenerwowania.
Po 30 minutach byłem na miejscu, okolica raczej mało ciekawa, było to na obrzeżach miasta. Wyszedłem z samochodu i niepewnym krokiem poszedłem w stronę adresu podanego na kartce. Chwile później byłem już pod mieszkaniem, miałem chwile zawahania, jednak ostatecznie zapukałem. Po chwili usłyszałem, ze ktoś otwiera zamek, byłem coraz bardziej zestresowany.
Drzwi się otworzyły...

Wieczna miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz