19. Wołyń

67 11 56
                                    

Na Wołyniu znalazłam się już w południe dwa dni później - musiałam oczekiwać przesiadki we Lwowie. Z peronu od razu uciekłam w las. Nie minęło z resztą długo, kiedy przechwycił mnie oddział AK z Okręgu Wołyńskiego.

- Witamy na Wschodzie. Kapitan Brzoza. - przedstawił się mężczyzna z biało-czerwoną opaską na ramieniu.

Byłam gdzieś w okolicach Młynowa w powiecie dubieńskim. Spokój był umiarkowany, ziemia nie wydawała się zbrukana dużą ilością krwi.

- Generał Biała. - uśmiechnęłam się, ściskając jego dłoń.

- Koza, weź bagaż pani generał. - kiwnął głową na jakiegoś chłopaka.

Zaraz szliśmy dość żwawym krokiem między drzewami, aż wreszcie przystanęliśmy przy spalonej chacie. Weszliśmy z lekkim trudem do środka (ubrudziłam rąbek spódnicy) i tam - schodami do piwniczki. Zorganizowano mi tam malutkie mieszkanko, z obszernym siennikiem, kocami, jakąś skrzynią na ubrania i kozą, abym nie marzła.

- W okolicy może krążyć UPA¹, proszę to mieć na uwadze i nie zwracać na siebie uwagi na tyle ile to możliwe. Jednak na chwilę obecną nie doszło do żadnych większych akcji zorganizowanych. - poinformował kapitan.

- Wiadomo coś o mojej gwardii?

- Widziano ich kilkukrotnie, aczkolwiek nie są to potwierdzone informacje.

- Dziękuję.

- Jedzenie będzie pani przynoszone raz na dwa dni. Porcje będą jednak na kilka posiłków. W razie zagrożenia przeniesiemy panią do innego schronienia.

- Rozumiem. To wszystko?

- Tak jest.

- Proszę przekazać dowództwu, że chciałabym otrzymywać raporty ze wszystkich akcji prowadzonych w Okręgu Wołyńskim. Możecie się odmeldować.

- Tak jest. - stanął na baczność, zasalutował i zniknął wraz z oddziałem.

Westchnęłam cicho, opadając na siennik. Zapach zbóż wypełnił moje nozdrza. Zaczęłam się zastanawiać, czy przyjazd na Wołyń był dobrym rozwiązaniem - miałam mieszane uczucia. Nie od wczoraj było mi wiadome o mordach dokonywanych przez UPA i ich brutalności. Jednak z drugiej strony - kto stał za UPA i czy nie są to zalążki państwa ukraińskiego? Przecież był to - jakby nie patrzeć - ruch narodowo-wyzwoleńczy Ukraińców. Nie usprawiedliwiam morderców, ale to może być kolejna próba odtworzenia Ukrainy po latach podległości.

Ledwie kilka dni później przyszedł nowy raport - w Niemodlinie zamordowano sto siedemdziesiąt osób. W nocy z poniedziałku na wtorek spalono każdy jeden dwór i folwark w powiecie włodzimierskim, a w sam piątek UPA spaliło i wymordowało całe Staryki. Do końca maja spalono jeszcze sześćdziesiąt sześć wsi, co doprowadziło do kolejnych mordów.

Na przełomie maja i lipca UPA przesunęło swoje działania na zachód województwa. Wtedy przestałam wychodzić na jakiekolwiek spacer, głównie ze względu na zdrowy rozsądek. Może i jestem personifikacją narodu, ale obawiam się, że Ukraińcy nie będą zwracać na to uwagi. Wręcz przeciwnie - mogę zostać ich nagrodą.

W pierwszych dniach lipca zginął kapitan Brzoza. UPA spaliło kościół podczas mszy - nikt nie przeżył. Informację o jego śmierci dostałam następnego dnia, wraz z wiadomościami od dowództwa, że chcą z nimi pertraktować, aby zginęło choć odrobinę mniej ludzi.

Do wsi Świnarzyna wyruszyliśmy wcześnie rano, a już około dwunastej byliśmy po wstępnych rozmowach. Wracając powozem do mojej kryjówki (znacznie bliżej wsi) tkwiłam w zadumie.

- A pani co sądzi o dzisiejszych rozmowach? - spytał jeden z mężczyzn.

- Nie podoba mi się. To poszło za gładko. Wątpię, że mordowali po to, aby teraz spokojnie szukać wspólnego języka.

GradOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz