7. Chcesz zatańczyć?

420 27 2
                                    

Obiad minął w bardzo przyjemnej atmosferze. Siedziałam razem z Alanem przy okrągłym stole, patrząc jak państwo młodzi właśnie wychodzą na środek, by zatańczyć po raz pierwszy. Westchnęłam cicho, zakładając nogę na nogę. Na moich ustach zagościł lekki uśmiech.

Patrząc na Stellę i Chrisa widać było miłość wiszącą w powietrzu. Orkiestra wygrywała wolną piosenkę, a młoda para kołysała się do niej na nogach. Chris co jakiś czas obrócił swoją partnerkę na co ta posyłała mu szeroki uśmiech. W tamtej chwili prawdopodobnie nie widzieli nikogo innego, oprócz siebie, a ja byłam nimi tak zafascynowana, że nie mogłam oderwać wzroku. Byli tacy piękni.

Sala była utrzymana w bieli i delikatnym różu. Zapewne była to sprawka Stelli, że zagościły tutaj takie kolory, ale spisała się świetnie. Wysokie wazony na biało-różowe bukiety kwiatów stały na każdym z okrągłych stołów. Trafiło mi miejsce z Alanem, niestety i kilkoma innymi ludźmi, których kojarzyłam jako znajomych pary młodej. Było tu całkiem sporo ludzi, jak na moje oko - około stu pięćdziesięciu.

Kiedy wystrzeliło konfetti, omal nie dostałam zawału, przez to, że byłam tak wpatrzona w moich byłych przyjaciół.

- Wiesz, że jeśli się lękasz to znaczy, że masz coś na sumieniu? - spytał ten irytujący głos po mojej prawej stronie.

- Uczyń mi tę radość i pozwól w ciszy oglądać to, jak oni pięknie wyglądają - odpowiedziałam, siląc się na miły ton.

- Nie tak pięknie, jak ty.

Wywróciłam oczami na jego słowa. Oh, serio? Takimi tekstami mógł wyrywać jakieś małolatki, nie mnie. Jego urok już dawno temu przestał na mnie działać.

Dosłownie dwie godziny później, ludzie zaczęli się dobrze bawić, a to wszystko za sprawą procentów, które szumiały w ich głowach. Orkiestra grała dosyć skoczną i rytmiczną muzykę, dlatego goście wydawali się zadowoleni z tego faktu.

Alan gdzieś zniknął, przez co zostałam przy stoliku sama. Pozostali świetnie bawili się na parkiecie. W głębi duszy żałowałam, że i ja nie miałam się z kim tak bawić. Nie chciałam chodzić za Chrisem, pytając czy poświęci mi taniec, bo przecież to był jego dzień i miał dużo ważniejsze osoby na głowie.

- Witaj, Natasho - usłyszałam za sobą. Ktoś odsunął krzesło obok mnie. Zmarszczyłam brwi. Znałam ten głos. Odwracając się, moje oczy rozszerzyły się do sporych rozmiarów.

- Pan Spenson - mruknęłam, z niemałym szokiem. - Nie spodziewałam się tu pana - przyznałam, lekko się uśmiechając.

Starszy Spenson był chyba jedną osobą, z tej przeklętej rodziny, któremu mogłam spojrzeć w oczy i nie mieć żalu.

- Za to ja myślałem, że cię tu spotkam - odpowiedział, śmiejąc się. - Jak się bawisz? Wyglądasz jak milion dolarów! - gwizdnął. - Mam wrażenie, albo jesteś jeszcze piękniejsza niż te kilka lat temu - widziałam w jego oczach, że mówił szczerze. Z jego oczu można było czytać jak z otwartej księgi. I to się nie zmieniło przez te lata.

Zaśmiałam się cicho.

- Miło jest pana widzieć - oznajmiłam, cały czas się uśmiechając. - Może i nasza znajomość była dosyć burzliwa, ale dobrze jest widzieć szczęśliwe, znajome twarze.

- Oh tak. Od kiedy rozstałem się z Elizabeth, odżyłem - przyznał, a ja wcale się mu nie dziwiłam. Ta kobieta była potworem. - Co prawda, rozstanie z nią kosztowało mnie trochę nerwów, ale wyszło mi to na dobre. Nie mniej jednak, ostatnio trochę podupadłem na zdrowiu.

Zmarszczyłam brwi. W telewizji nic o tym nie mówili.

- Rok temu miałem zawał od tamtego czasu, miewam gorsze dni - nieco posmutniał. - Alan mi bardzo pomaga. Cieszę się, że go mam. Nie wiem, jak dałbym sobie radę bez niego. Po zawale zajął się i mną i firmą - mówił, a ja przytakiwałam jego słowom. - Ten dzieciak się zmienił. Choć sam nie sądziłem, że to możliwe - parsknął.

Dirty job; kochać czy być kochanym. ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz