- Nie sypiasz ostatnio dobrze. Widać, że jesteś zmęczona. - odparł George troskliwym tonem, gdy razem z Esteria i Fredem siedzieli w tajnym pomieszczeniu.
- Mam dużo na głowie. Lada moment egzaminy, chce je w miarę dobrze zdać.
- Co to już czerwiec? - zapytał zaskoczony Fred.
- Sądząc, po dłuższej obecności słońca na niebie, to tak Fred. Mamy czerwiec.
- A kiedy te egzaminy?
- Merlinie trzymaj mnie.
- Gadasz, jakbyś była pilna jak Hermiona.
- Nie trzeba być pilnym jak Hermiona, żeby znać terminy.
- No to ja chyba pójdę się pouczyć. - odpowiedział Fred, na co Esteria i George zaśmiali się głośno.
- Nie udawaj, idziesz do Angeliny. - poruszał charakterystycznie brwiami do brata.
- Nie tylko między wami coś jest. Żegnam papużki, tylko pamiętajcie, że jeszcze nie chce być wujkiem.
Fred opuścił pomieszczenie zostawiając parę sam na sam.
- Mam ochotę czasem go udusić. - westchnęła Esteria.
- Czasem? Ja mam ochotę zrobić to każdego dnia. - dodał George.
Razem usadowili się na kanapie. George położył się wzdłuż sofy, a Esteria usadowiła się leżąc na nim. Otulił ją ramionami w tali, podnosząc przypadkiem kawałek bluzki i odsłaniając tym samym jej bladą skórę.
- Dobrze, że jesteś wygodny.
- Bo jestem niesamowicie zbudowany.
- Oj cicho bądź. - powiedziała, dźgając chłopaka w żebro, na co chłopak podskoczył zaskoczony.
- Ej! Tak nie rób, bo źle skończysz. - zagroził, trącając swoim nosem o jej.
- Naprawdę mówisz to do mnie? Co mi zrobisz, połaskoczesz mnie?
- Nie przypominaj mi o tym, że nie masz duszy. Ludzie, który nie mają łaskotek, są podejrzani.
- Ty to jednak w środku nadal jesteś dzieckiem.
- Ap ropo dzieciństwa. - podniósł lekko głowę, by spojrzeć na dziewczynę. - Opowiedz mi o swoim.
Esteria założyła dłonie na siebie na klatce piersiowej chłopaka i usadowiła na nich podbródek, zamyśliła się chwile. - Nie ma zbytnio co opowiadać. - odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- Nawet jeśli jest mało szczegółów, to chce to usłyszeć.
- Jesteś pewny?
- Oczywiście, nic mnie od ciebie nie odstraszy.
Spojrzała na Gryfona ze wzruszeniem i wdzięcznością.
- W porządku, ale najpierw ty opowiesz mi o swoim. - spojrzała z nadzieją.
- Z wielką chęcią. - odpowiedział i podniósł się do pozycji siedzącej, podciągając dziewczynę bliżej siebie, aby nadal czuć jej bliskość. - Tak więc urodziłem się trzynaście minut później niż Fred, a więc jestem tym młodszym, ale nadal przystojniejszym bratem. - zaczął, dumnie unosząc brodę. - Dorastaliśmy w domu, w którym mieszkamy do dzisiaj. Nazywamy go Norą. Zawsze dzieliłem pokój z Fredem, ale to pewnie cię nie zaskakuje. W naszym pokoju zawsze było słychać wybuchy, dlatego mama często wpadała w szał, za to tata był bardziej wyrozumiały. - zaśmiał się na samo wspomnienie. - Tak jak wcześniej ci opowiadaliśmy, mamy trzech starszych braci Charliego, Billa i Percy'ego. Każdemu zawsze wywijaliśmy kawały, ale najbardziej uparliśmy się na Percy'ego. Kiedyś zabrałem jego odznakę prefekta. Nawet nie pytaj, jaki wtedy chodził spanikowany. Percy nie zauważył, że Fred zaczarował mu odznakę, tak, że teraz zamiast słowa "Prefekt" widniał na niej napis "Pierdek".
Esteria zaśmiała się rzewnie, że aż łzy zaczęły gromadzić się w jej oczach.
- Byliście nieznośni, biedny Percy.
- Nie taki od razu biedny, nie poznałaś go i całe szczęście.
- To chyba mniej przyjemna część historii.
- Percy zawsze był wzorowym uczniem. Mama była z niego dumna jak z żadnego z nas. On jednak wybrał Ministerstwo i Knota. Nie odwiedza nas, rzadko się odzywa. Charlie i Bill są poza krajem, a robią to częściej.
- Przykro mi z tego powodu.
- Nam z Fredem nie, bardziej martwimy się o mamę. Rozpacza, że tak rzadko ma z nami kontakt.
- Mimo to wasz dom wydaje się z opowieści przepełniony miłością.
- I tak jest, przyjedź do nas na wakacje. Sama zobaczysz i na pewno nie będziesz żałować.
- Twoja mama nie będzie miała nic przeciwko, że jestem z Ślizgonką?
- To nie jest dla mojej rodziny wyznacznik.
- Widzę to po tobie. - odpowiedziała i pocałowała chłopaka w policzek.
- Twoja kolej. - odpowiedział, zakładając jej kosmyk blond włosów za ucho.
- Moje dzieciństwo nie wyglądało tak jak twoje, to na pewno. Urodziłam się w Nowym Yorku i tam spędziłam całe życie, aż do poprzedniego roku. Zawsze miałam mało ludzi wokół siebie. Kiedyś rodzice próbowali integrować mnie z dziećmi mugolskimi. Uznali, że to będzie dobry pomysł, aby w przyszłości nie narodziła się we mnie nienawiść do mugoli. W pewnym sensie im się to udało, bo to nie tak, że ich nienawidzę, ale nie czuje się w ich świecie dobrze. Bez magii czuje się stłumiona. - westchnęła, a George przytulił ją mocniej.
- Integracja szybko się zakończyła, gdy zaczęłam przejawiać zdolności magiczne, a że pojawiły się bardzo szybko, bo w wieku trzech lat, to rodzice zmienili mi towarzystwo, abym nie wyrządziła nikomu krzywdy. Dzieci znajomych moich rodziców, z magicznych rodzin jednak nie przyjeżdżały często, to też stałam się dość samotnym dzieckiem. Mimo to rodzice spędzali ze mną ogrom czasu. Mama uczyła mnie czarów, a tata był głównym moralizatorem. Dużo czasu spędzałam z nim w księgarni mugolskiej. Tata specjalnie dla mnie zrobił ukrytą gablotę na książki z zakresu magii, byłam mu za to ogromnie wdzięczna, bo nie zniosłabym dłużej mugoslkich książek. - zaśmiała się na to wspomnienie.
- Często też grał ze mną w Quidditcha, dbał o mój ruch, zawsze twierdził, że sport wzmacnia nas nie tylko fizycznie. Potem trafiłam do Ilvermorny i wydało się w pełni, kim jestem, kto jest moim przodkiem. Jedyny kto w miarę ze mną rozmawiał to Daisy, moja współlokatorka z dormitorium.
- Mieliście dwuosobowe dormitorium?
- Nie tylko, ale maksymalnie mogły być trzy osoby. To spora szkoła, nie chcieli, żeby było nas na dużo w dormitorium, aby każdy czuł się swobodnie. Daisy i tak doprowadzała mnie do szału nie sprzątając.
-Czyżby moja dziewczyna była pedantką?
Esterii zrobiło się ciepło na sercu, gdy usłyszała od George'a moja dziewczyna.
- Nie jestem pedantką, ale lubię porządek. Porządek wokół ciebie oddaje twój porządek w głowie. Ty musisz mieć więc ogromny bałagan pod kopułą.
- Wcale nie! Jestem porządny.
Esteria rozejrzała się po pomieszczeniu i spojrzała na chłopaka z politowaniem. - Taaaa, na pewno. - zachichotała.
- Jeszcze się przekonasz, opowiadaj dalej.
- Cóż, kolejne lata w Ilvermorny mijały, a ja nadal byłam tą, która siedzi w samotności. Szczerze mówiąc, nie znoszę tego uczucia, wbrew pozorom naprawdę Lubie towarzystwo. Jednak lata spędzania czasu samej spowodowały, że nie chciałam mieć blisko nikogo. Skoro oceniano mnie po nazwisku, to jaki sens był kogokolwiek poznawać bliżej. Powodowałąm mnóstwo wypadków w poprzedniej szkole, nikt nie był w stanie nauczyć mnie kontroli lub po prostu się bał. Wszystko się zmieniło, gdy trafiłam do Hogwartu. Szczerze, to czuje się tutaj o wiele lepiej niż w Ilvermorny. Mimo że jestem tutaj kilka miesięcy, to czuje o wiele większą więź z ludźmi tutaj. Mam wspaniale przyjaciółki i oczywiście ciebie. - spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się ciepło. Pierwszy raz w życiu podzieliła się całą swoją historią.
- Jesteś wspaniałą osobą, ale mam wrażenie, że nie doceniasz samej siebie. Nie znam sprytniejszej i bardziej zdeterminowanej czarownicy. Nie jesteś dziwadłem, jesteś wyjątkowa. - odpowiedział, ujmując podróbek Ślizgonki.
- Czasem czuje się przeklęta, a nie wyjątkowa. Wiem, że rodzice czuja się mną zawiedzeni. - odpowiedziała z wyraźnym smutkiem.
- Hej! - George wstał do pozycji siedzącej i złapał Esterie delikatnie za ramiona. - Nie jesteś przeklęta, twoje nazwisko cię nie definiuje, a rodzice na pewno są z ciebie dumni, tylko może im tez jest ciężko zrozumieć, że dorastasz i lada chwila będziesz mogła się wyrwać z domu, zawsze mieli cię blisko i mogli cię ochronić. Im pewnie też nie było łatwo żyć w pewnym sensie w ukryciu.
- Ojciec nie chciał, aby matka przyjmowała jego nazwisko, nie chciał ją narażać na zła reputacje. Nie oszukujmy się, Ministerstwo Magii do dzisiaj depcze im po piętach, a przyjaciół nie mają zbyt wielu. Ciągle musieli być... odizolowani. Starali się o mnie bardzo długo.
- Widzisz, dlatego miałem racje, że jesteś wyjątkowa.
- Dziękuje George. Dziękuje za to, że jesteś przy mnie, mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło między nami.
- Nie musisz dziękować. Jestem przy tobie, bo jesteś dla mnie ważna.
- Ty dla mnie też, Georgie. - uśmiechnęła się do chłopaka. - Wiem, że czasem wydaje się zdystansowana.
- Nie osądzam cię.
Esteria wtuliła się mocniej w George, a ten złożył krótki pocałunek na jej czubku głowy. Oboje drzemali spokojnie w swoich ramionach na kanapie w tajnym pomieszczeniu.
CZYTASZ
W pułapce pochodzenia - Esteria Grindelwald • George Weasley
FanfictionEsteria Grindelwald to potomkini największego czarnoksiężnika w historii całego świata. Przez swoje owiane złą sławą nazwisko dziewczyna nie ma wokół siebie nikogo oprócz rodziców. Wszyscy pałają do niej strachem i nieufnością. Po wywołaniu tragiczn...